Rozmywa się tradycyjny podział na wykonawców z głównego prądu muzycznego i niszowych. Szeroko pojęty „mainstream” przechwytuje coraz to więcej muzyków postrzeganych dotąd jako alternatywnych. Ci zaś dzięki temu często odnoszą wielkie triumfy. Adele, Gotye i Bon Iver zyskali ostatnio na tym trendzie najwięcej. Czy to zjawisko zagraża w jakiś sposób samej muzyce alternatywnej?
Najbardziej spektakularne sukcesy w ostatnich miesiącach odnoszą artyści, którzy do niedawna kojarzeni byli bardziej ze sceną alternatywną. Łączą ich ambitne teksty, nietuzinkowe teledyski i świetny wokal. Nie są zaś skłonni do skandali, nie korzystają z tanich chwytów promocyjnych. To zaskakujące, że potrafili się przebić w obecnym show biznesie.
Najwięksi wygrani ostatnich miesięcy mają "alternatywne korzenie"
Kto mógł przewidzieć, że Adele zgarnie w ostatnim czasie tyle nagród, a jej piosenki miesiącami będą okupować czołowe miejsca list przebojów? Daleko jej bowiem przecież pod względem promocji do innych wokalistek takich, jak Lady Gaga, Rihanna czy Shakira.
Podobnie sprawa ma się w przypadku niszowego zespołu Bon Iver, który można umieścić na pograniczu Indie rock’a i folku. Do niedawna prawie nikt o nich nie słyszał nawet w rodzinnych USA. Jednak podczas lutowej 54. ceremonii rozdania nagród Grammy zgarnęli 2 statuetki. Trochę niespodziewanie. Sami przyznali na uroczystości, że trudno im zaakceptować tę nagrodę.
Wielką popularnością w ostatnim czasie cieszy się również urodzony w Australii artysta Gotye. Jego utwór "Somebody That I Used To Know" nagrany w parze z Kimbrą stał się hitem ostatnich miesięcy. On również pochodzi z nurtu alternatywnego. Gotye pokochali także Polacy, jego płyta sprzedaje się w naszym kraju znakomicie.
Dawne podziały muzyczne tracą na znaczeniu
Inne zespoły, które również zostały świeżo przechwycone z nurtu niszowego do głównego to chociażby Florence and The Machine i Foster The People.
Zdaniem Dyrektora muzycznego Radia Eska Olgierda Wojtkowiaka tendencja zatacza coraz szersze kręgi.
- W ostatnim obserwujemy trend do przenikania się indie i alternatywnych artystów z mainstreamem. Wydaje się, że współczesny odbiorca, zwłaszcza ten młody, „konsumuje” muzykę inaczej. Rzadko kto słucha tylko jednego gatunku. Dziś ten sam słuchacz potrafi zachwycić się Michelem Telo, Adele, Pitbullem, Gotye, Davidem Guettą i Florence and The Machine. Nie ma szuflad, są tagi, którymi oznaczane są rzeczy interesujące, bez względu na to z jakiej muzycznej półki pochodzą. Każdy może być mainstreamem i każdy może być niszą, liczy się kontekst - przekonuje Wojtkowiak.
Czy w takim razie ta tendencja przenikania się obu nurtów będzie się dalej rozwijać?
- Oczywiście tzw. mainstream, jako odzwierciedlenie potrzeb i gustów masowego odbiorcy, nadal będzie wypełniony rzeczami lekkimi, łatwymi i przyjemnymi. Ale będą też przytrafiać nam się takie rodzynki, które łączą niszowe historie z potencjałem komercyjnym - podkreśla dyrektor Eski.
Jednym z najświeższych przykładów owych "rodzynków" jest amerykański zespół Fun. Jego utwór „We Are Young”, stworzony wspólnie z Janelle Monáe, trafił właśnie na 1. miejsce listy Billboard.
W Polsce zaś grupa jest na playlistach takich mainstreamowych stacji jak Eska i Radio Zet, a także niszowych Eska Rock czy Roxy FM.
Adele i Gaga - dwa skrajne symbole muzycznego "mainstreamu"
Ze wszystkich wcześniej niszowych muzyków, największym ostatnio sukces odniosła Adele. Można powiedzieć, że zdetronizowała ona nawet dotychczasową "królową muzyki", Lady Gagę.
Ta 23-letnia brytyjska wokalistka pokazuje, że nawet w dzisiejszym show biznesie można zrobić karierę, nie emanując golizną i seksualnością w teledyskach. W miarę ambitne teksty i wspaniały głos mogą wystarczyć.
Agnieszka Szydłowska, która prowadzi "Program Alternatywny" w radiowej "Trójce" przekonuje, że historia muzyki popularnej i alternatywnej ostatnich lat polega na pewnym cyklu, który z jednej strony może symbolizować Adele, a z drugiej strony Gaga.
- Raz triumfy święci skrajna produkcja, a za chwilę jej zaprzeczenie – autorska propozycja. Być może chodzi tu o pewną równowagę, choć ja raczej myślałabym o budowaniu koniunktury. Taka mniej lub bardziej "sztuczna rywalizacja" jeszcze mocniej nakręca popyt. Adele odpowiada na zapotrzebowanie jednej grupy – „liczy się talent a nie to jak wyglądasz lub jakie kręcisz teledyski”. Gaga zaś zaspokaja tych, którzy chcą, aby artysta był kimś lepszym, nieosiągalnym. Ona nawet „prywatnie” nie wygląda jak każda inna dziewczyna - przekonuje Szydłowska.
Scena niszowa i popularna współgrają od lat
Tendencja do przenikania muzyki alternatywnej i szeroko pojętego mainstreamu to nie do końca nowe zjawisko.
Wielkie wytwórnie już w czasach rewolucji punkrockowej poszukiwały nowych talentów. W tym celu sięgały po rynek niezależny.
- Kolejny etap tego procesu następuje w dzisiejszych czasach - twierdzi dziennikarz muzyczny Przemysław Gulda. - Gdy scena komercyjna wyczerpuje się, szybko stara się pozyskać nowe gwiazdy z innych nurtów. Także alternatywnych. To sprawia, że podziały klasyczne na muzyków niszowych i popularnych przestały być jasne - przekonuje Gulda.
Jego zdaniem trend ten nie stanowi zagrożenia dla muzyki alternatywnej. Choć podkreśla, że wciąż w takich sytuacjach możemy spotkać przypadki radykalnych zachowań ze strony fanów. - Niektórzy „ortodoksyjni” fani oskarżają swoich ulubieńców, którzy przeniknęli do mainstreamu, że jest to zdrada, zaprzeczenie ideałów. Nie sądzę, by artyści się tym przejmowali. Nawet jak stracą kilku wielbicieli, zyskają następnych - twierdzi dziennikarz.
Zdarzają się niekiedy przypadki, że fani nie potrafią pogodzić się z odejściem "od ideałów" ich ukochanych zespołów i starają się im to przekazać.
- Jakieś 2 lata temu zespół Against Me!, po wielu latach wydawania płyt niezależnych, zaczął współpracę z wielką wytwórnią. Niektórzy zagorzali słuchacze, rozczarowani takim postępowaniem, przychodzili na ich koncerty i rzucali w nich workami z farbą. Doszło nawet do rękoczynów.
Podobne przypadki bywają również w Polsce. - Gdy Dezerter zaczął nagrywać dla wielkiej wytwórni, pojawili się tacy, co zaczęli ich mocno krytykować. Część fanów odeszła od nich. Ale to normalne gdy zespół opuszcza „niszową strefę” - wspomina Krzysztof "Grabaż" Grabowski, lider grupy Strachy na Lachy.
Artyści, którzy przechodzą z alternatywy do mainstreamu muszą się liczyć z tym, że choć zyskają rzesze nowych wielbicieli, mogą też utracić część dawnych. Ta tendencja nie zagraża jednak samej muzyce alternatywnej, która wciąż generuje „nowe perełki”. I sama często jest inspiracją dla popularnego nurtu. Otwarte pozostaje zaś pytanie, czy taki trend przechodzenia muzyków z jednego biegu muzycznego do drugiego, jest z korzyścią dla ich muzyki i jak na nią wpływa.
- Gdyby zestawić muzykę z głównego prądu lat 90. i współczesną to okazałoby się, że ta druga wchłonęła rozwiązania i pomysły obecne w latach 90. w na scenie niszowej. Dlatego tak długo jak mamy mainstream, będzie wobec niego funkcjonowała alternatywa - przekonuje Szydłowska.