"Schwytany! Polowanie się skończyło. Poszukiwania przyniosły skutek. Terror się skończył. Sprawiedliwość wygrała. Podejrzany w areszcie" – napisali bostońscy funkcjonariusze na Twitterze chwilę po tym, jak schwytali Dżochara Cernajewa, drugiego z podejrzanych o spowodowanie wybuchów podczas maratonu w Bostonie braci.
"USA! USA" – skandował tłum bostończyków po tym, jak służby ogłosiły, że Dżohar Cernajew został schwytany po wielogodzinnej obławie. Etniczny Czeczeniec, któremu rok temu udało się uzyskać obywatelstwo USA, ukrywał się w łodzi ustawionej na podwórzu jednego z domów w podbostońskim Watertown.
Po tym, jak bostońscy policjanci zamieścili tę wiadomość na Twitterze, przekazało ją dalej ponad 130 tys. osób, a 43 tys. oznaczyło jako "ulubioną". Nic dziwnego. Mieszkańcy Bostonu żyli w niepewności od ubiegłego poniedziałku, kiedy na mecie Boston Marathon eksplodowały dwa ładunki wybuchowe. Zginęły wówczas trzy osoby, a ponad 170 zostało rannych.
To jednak nie był koniec. W czwartek wieczorem (czasu miejscowego, więc w piątek w nocy w Warszawie) na terenie kampusu jednego z instytutów uniwersytetu Cambridge zastrzelono policjanta. Bostońscy funkcjonariusze od tej pory zalecali, by mieszkańcy nie wychodzili z domów, a drzwi otwierali jedynie zaufanym osobom.
Podejrzanych obu wydarzeń udało się ustalić dopiero po tym, jak FBI opublikowała w internecie zdjęcia z kamer monitoringu miejskiego. Było na nich widać dwie osoby poruszające się po terenie Boston Marathon z wielkimi plecakami. Dzięki pomocy internautów, podejrzanych zidentyfikowano jako braci Tamerlana i Dżochara Carnajewów, etnicznych Czeczeńców, od lat mieszkających w USA.
Kiedy policjanci rozpoczęli obławę i namierzyli samochód, którym poruszali się Czeczeńcy, starszy z braci, Tamerlan, wysiadł z niego i zaczął strzelać do policjantów. Sam otrzymał kilka strzałów w klatkę piersiową. Zmarł podczas transportu do szpitala. Okazało się, że miał na sobie pas z materiałami wybuchowymi. Dżocharowi udało się zbiec.
Teraz, kiedy wpadł także i on, policjanci będą próbowali wyjaśnić, dlaczego doszło do zdarzenia.
Więcej na ten temat pisze Krystyna Kurczab-Redlich:
Czy zacznie się teraz przypiekanie Czeczenów żywym ogniem hamowanej przez wielu niechęci? Czy ożyją przycichłe echa najgłośniejszych aktów terrorystycznych im przypisywanych (w teatrze na Dubrowce podczas spektaklu „Nord – Ost” w 2002 roku czy w szkole nr.1 w Biesłanie w 2004)? CZYTAJ WIĘCEJ