Większość kobiet stara się być superbohaterkami: idealna pani domu, matka, żona, partnerka i do tego świetnie wyglądającą kobieta sukcesu. Bardzo często odbywa się to kosztem czasu dla siebie. "Prawie nie poświęcam uwagi sobie, mam mało czasu na treningi, kosmetyczkę czy masaż, a kiedyś robiłam to regularnie. Ważę w związku z tym 10 kilo więcej, ale brak mi zapału, żeby się tym poważnie zająć" – przyznaje Martyna Wojciechowska. Czy mimo to można być z siebie zadowoloną?
"To niemożliwe, żeby kobieta zawsze w stu procentach realizowała się zawodowo i jako matka, no i jeszcze wyglądała jak modelka" – stwierdziła Martyna Wojciechowska w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów Extra". Dziennikarka podkreśliła, że zawsze któraś sfera życia cierpi i w niektórych po prostu trzeba odpuścić.
Wojciechowska przyznaje, że w jej przypadku cierpią związki, które według niej są "rezygnacją z siebie". Ale nie tylko. W pewnym sensie musiała zrezygnować też z samej siebie. "Nie prowadzę intensywnego życia towarzyskiego. Nie lubię siedzieć na pogaduchach z koleżankami przy kawie. Prawie nie poświęcam uwagi sobie, mam mało czasu na treningi, kosmetyczkę czy masaż, a kiedyś robiłam to regularnie. Ważę w związku z tym 10 kilo więcej, ale brak mi zapału, żeby się tym poważnie zająć. Od kiedy urodziłam Marysię, w zasadzie nie mam pustych przebiegów" – mówi.
Superbohaterki
Dziennikarka, podróżniczka i matka w jednej osobie nie skarży się jednak na swoje życie. Pogodziła się z tym, że nie da się "połapać wszystkich sznurków", a kiedy próbuje, szybko się stopuje: "To moje życie to mój wybór, więc nie ma co narzekać". Wojciechowska pogodziła się z faktem, że nie da się być superbohaterką na każdym polu: i w pracy, i w związku, i w macierzyństwie i w realizowaniu pasji. "Nie ma takich kobiet, nie wierzę w to" – zaznacza w wywiadzie.
Podobnego zdania jest blogerka naTemat, dziennikarka Paulina Młynarska.
– Absolutnie nie da się być superbohaterką, a nawet bohaterką. Godzenie macierzyństwa z karierą, która jest jeszcze spełnieniem marzeń jest ogromnym wyzwaniem. Marzyłam, żeby zostać dziennikarką, więc musiałam nadrabiać zaległości edukacyjne, pracować i wychowywać córkę. To maraton kompromisów. Odbywa się kosztem spania i czasu dla siebie – przyznaje Młynarska.
Nie do końca kupuje jednak słowa Martyny Wojciechowskiej. – Martyna jest niezwykle piękną kobietą. Nie powinna się siebie czepiać. Niestety w Polsce mamy chory, prowincjonalny, pozbawiony klasy i gustu obraz "przedbanej kobiety". Takiej z silikonami, tipsami, wydętymi ustami i najlepiej doczepionymi włosami. Jak chce się robić karierę i sensownie wychowywać dziecko, to ciężko do tego absurdalnego obrazu się dostosować – dodaje dziennikarka.
Jej zdaniem idealny jest wzorzec kobiet francuskich. – Sama się na nim kształtowałam. Tam kobiety nie mają jednego dziecka, a troje jak np. prezydentowa Francji Valerie Trierweiler. Jest matką i szanowaną dziennikarką. Nie jest żadną tipsiarą, tylko piękną babką, zadbaną, która wygląda zgodnie ze swoim wiekiem. Ten obraz "przedbanej" kobiety promowany w Polsce jest idiotyczny – uważa dziennikarka.
Aktorka Aleksandra Woźniak wiele razy zapewniała, że nie żałuje kariery poświęconej dla macierzyństwa. – Niestety muszę się przyznać, że jestem trochę takim typem kwoki – mówi ze śmiechem aktorka. – Dzieci wypełniają bardzo dużą część mojego życia. Na pewno w jakimś niemałym stopniu ucierpiała na tym moja kariera zawodowa, ale to był mój świadomy wybór. Nie można w każdej dziedzinie być perfekt, nie da rady. Trzeba mieć swoje priorytety. Moje to dzieci i rodzina – podkreśla w rozmowie z naTemat.
Znaleźć balans
Paulina Młynarska zwraca uwagę, że to jak – jako kobiety – wyglądamy zależy tak naprawdę od osobowości. – Tu nie chodzi o gładkość pupy czy czerwony paznokieć. Macierzyństwo i kariera bardzo często odbywa się kosztem tych czerwonych paznokci, kilku dodatkowych kilogramów, których nie mamy kiedy zrzucić. Ale to są przecież sprawy drugorzędne, kiedy mamy fajne dzieci i do tego fajną karierę zawodową – podkreśla dziennikarka.
Dodaje, że jak jej córka "wyszła z domu", co uważa za naturalne, w ciągu jednego roku napisała dwie książki, wyjechała w długie podróże, założyła firmę i nagrała kilkadziesiąt programów. – Nie jestem smutną matką, bo dziecko wyfrunęło z domu. To mój czas. Ale nie żałuję tego, że kilka lat temu nie miałam czasu na pomalowanie paznokci czy makijaż. Jak byłam dla siebie i dla innych atrakcyjna wcześniej, to dzięki temu, czy mam coś do powiedzenia – dodaje.
Dr Patrycja Dołowy, wiceprezeska Fundacji MaMa zwraca uwagę, że całkowite zrezygnowanie z czasu dla siebie, nie poświęcanie sobie uwagi w dłuższej perspektywie prowadzi do niezadowolenia. – Jesteśmy tak kulturowo uczeni, że akceptujemy to, że w roli matki jest przypisane niedbalstwo i poświęcenie swojego czasu. Kobiety uczone są, że mogą się spełnić poświęcając dzieciom. Ale to nie do końca tak jest. Robienie czegoś dla siebie jest niezwykle ważne. Rezygnując z tego pozbywamy się kawałka siebie – uważa Patrycja Dołowy.
Zdaniem naszej rozmówczyni zrezygnowanie z siebie jako koszt czegoś wcześniej czy później odbije się negatywnie. – To wyjdzie nam bokiem, źle wpłynie na naszą psychikę. Rola matki wcale nie musi oznaczać braku czasu dla siebie. Kiedyś tak tego nie postrzegano. Były rodziny wielopokoleniowe i wychowanie nie było jedynie na głowie matki. Kobiety mogły też zadbać o siebie, o swój wygląd, samopoczucie. Dziś rola matki jest dużo trudniejsza. Trzeba się pogodzić z tym, że nie jest się idealnym we wszystkim i znaleźć sensowny balans między pracą, dziećmi i czasem dla siebie – dodaje.
Zgadza się z tym Aleksandra Woźniak. – Tak jak we wszystkim w życiu, tak i realizowaniu naszych priorytetowych założeń, trzeba umieć wypośrodkować. Nawet będąc zaangażowaną mamą, trzeba dbać o siebie, rozwijać się intelektualnie i zawodowo wyznaczać sobie kolejne cele. Życie mamy tylko jedno, trzeba czerpać z niego to, co najlepsze – podkreśla aktorka.