Znany działacz ekologiczny, publicysta "The Guardian" George Monbiot nie chce mieć smartfona Samsunga, bo uważa że jest on "zbroczony krwią". Ujawniono niedawno, że firma przy produkcji nie dba się o zdrowie i bezpieczeństwo pracowników na wyspie Bangka. Czy polski konsument robiąc zakupy bierze pod uwagę, czy produkcja danej firmy jest etyczna? Rozmawiamy z dr. Tomaszem Grzybem, psychologiem społecznym z SWPS we Wrocławiu specjalizującym się min. w zachowaniach konsumenckich.
"Moje poszukiwania smartfona, który nie jest zbroczony krwią" – tak "The Guardian" zatytułował na stronie głównej portalu felieton dziennikarza i działacza ekologicznego George'a Monbiot'a. Monbiot po tym, jak dowiedział się, że Samsung do produkcji swoich smarfonów używa cyny wydobywanej na Sumatrze stwierdził, że cieszy się, że nie ma ich telefonu. Na wyspie Bangka nie bierze się pod uwagę negatywnych skutków, jakie niesie dla zdrowia ludzi wydobywanie metali. Monobit warunki w tamtejszych kopalniach, w których również pracują dzieci, ocenił jako straszne.
Czy polski konsument podejmuje decyzje o zakupie etycznie?
dr Tomasz Grzyb: Powinniśmy zacząć od tego, że nie ma takiego zjawiska jak "polski konsument". Badania pokazują przynajmniej kilka tak zwanych segmentów klientów i każdy z nich inaczej robi zakupy. Konsumenci kierują się przy tym bardzo różnymi potrzebami. Dla większości kryterium zakupu jest po prostu to, czy mogą sobie na coś pozwolić. To determinuje decyzję. Nie ma dla nich znaczenia, gdzie wyprodukowano produkt. Liczy się cena.
Oczywiście dla niektórych konsumentów ważnym kryterium będzie etyczna produkcja. W Polsce to spora grupa, ale nadal niewielka w porównaniu z Zachodem. Trzeba podkreślić, że wśród konsumentów są ludzie, którzy rzeczywiście bojkotują firmy, które postępują nieetycznie, bo nie godzą się na pracę dzieci i na niegodne warunki pracy, ale jest i druga grupa, która kieruje się etyką, bo chce zamanifestować to innym i pokazać, że troszczy się o potrzeby innych.
Jedni i drudzy wybierają produkty z certyfikatem "fair trade" (sprawiedliwy handel).
Oczywiście nie dotyczy to jedynie smartfonów. To wcale nie muszą być drogie produkty. Takim przykładem jest np. kawa. Są restauracje, które podkreślają, że kawę wyprodukowano zgodnie z zasadami "fair trade", czyli z poszanowaniem praw człowieka i nie dewastując środowiska naturalnego. Niektóre sieciowe kawiarnie chwalą się tym, że ich kawa pochodzi właśnie z takich plantacji. Jest nieco droższa, ale kupując ją klient pokazuje, że szanuje prawa człowieka w krajach rozwijających się.
Tak robi np. McDonald's. To dobre narzędzie marketingowe, bo zwraca uwagę nie tylko na problem, ale i na firmę, która sprzedawaną kawę wyprodukowała z poszanowaniem praw.
Polacy naprawdę zwracają na to uwagę?
Tylko pewna grupa. Większa, jeśli etyka będzie wartością dodaną. Jeśli np. pieluchy dla dziecka dwóch firm będą w tej samej cenie, ale na jednej będzie informacja, że jej zakup oznacza jedną szczepionkę dla dzieci w Afryce, to konsument wybierze właśnie ten produkt. Dzięki temu bez kosztów dodatkowych będzie mógł komuś pomóc. Wiele firm bierze to pod uwagę i promuje takie akcje właśnie po to, żeby mieć dodatkowy argument w walce o klienta.
W związku z pojawiającymi się informacjami o nieetycznych produkcjach, jak np. te dotyczące Samsunga, firmy chętniej dbają o etyczność produkcji?
To zależy od tego, kto jest klientem firmy. Jeśli jest to firma, oferująca tanie produkty, nie ma to znaczenia ani dla niej, ani dla klienta. Co innego jeśli pozycjonuje się jako firma ze świadomymi klientami. Wtedy będzie nawet zabiegała o przedstawienie poważnych danych, że ich produkcja na każdym etapie jest taka, jak być powinna. Ale za każdym razem jest to pewna fikcja.
Dane są fikcyjne?
Chodzi o to, że dziś właściwie każdą firmę można oskarżyć o naruszanie praw człowieka, czy dewastację środowiska naturalnego. Łańcuch produkcji obejmuje tak wiele ogniw, że jest właściwie niemożliwe, by wszystkie były zgodne z etyką. Co oczywiście nie znaczy, że nie powinniśmy o to zabiegać.
Takie incydenty realnie szkodzą wizerunkowi marki?
Jeżeli o naruszanie praw człowieka i narażanie życia pracowników oskarżono by np. firmę Apple, jej klient mógłby się poważnie zastanowić przed ponownym zakupem. Jeśli natomiast takie zarzuty padłyby pod adresem firmy, która produkuje np. dresy do dużej sieci odzieżowej, to nie będzie to prawie nikogo interesowało