20 kwietnia wygasa koncesja na alkohol popularnego klubu Chłodna 25 mieszczącego się na warszawskiej Woli. Wspólnota mieszkaniowa, która zarządza budynkiem, nie wyraziła zgody na jej przedłużenie. Mieszkańcy skarżą się na hałasy, dym z papierosów i klubowiczów pijących alkohol przed lokalem. Na nowo rozgorzała dyskusja o „ciszy nocnej” w dużych miastach.
Założony 7 lat temu przez Grzegorza Lewandowskiego i Malinę Baranowską klub Chłodna 25 to jedno z ważniejszych miejsc na kulturalnej mapie Warszawy. Klub jest nie tylko barem, ale również miejscem przeróżnych spotkań, ważnych dyskusji, niszowych koncertów i przedstawień teatralnych. Trudno o drugie takie miejsce w Warszawie, które mimo „peryferyjnej” lokalizacji, jest liczącym się i ważnym głosem. Magnesem jest na pewno program klubu, który przygotowany jest z dużym naciskiem na kulturę i budowanie wokół niej środowiska. Zasługi Chłodnej 25 można by długo wymieniać, w końcu klub wielokrotnie był doceniany i nagradzany za swoją działalność. Niestety mieszkańcom budynku, w którym mieści się lokal, środowiskowe walory są obojętne. Przeszkadza im głośno chodzący wentylator i tłum stojący przed barem.
„Dzieją się tu dantejskie sceny: wymiotujący ludzie, śmieci, krzyki, lumpanina, załatwianie potrzeb fizjologicznych i agresja do wczesnych godzin rannych także w środku tygodnia. Niech ci abderyci wyniosą się już tam gdzie ich miejsce, czyli do oddalonych od mieszkań parków na Powiślu!” – pisze na jednym z forum mieszkanka ulicy Chłodnej, Katarzyna Workucka
Nie jest to pierwszy raz kiedy Chłodna 25 ma problemy ze wspólnotą mieszkaniową. Tym razem jednak sytuacja została postawiona na ostrzu noża. Jeżeli nie uda im dojść się dojść do kompromisu, alkoholu w lokalu nie będzie. Co wtedy? - Postawimy na jedzenie. Zrobimy knajpę ze świetnym jedzeniem i będziemy próbowali udowodnić, że kultura wódką nie stoi. Program i tak mamy zaplanowany na długo do przodu, więc nie możemy tak po prostu się zamknąć. Zależy nam jednak na znalezieniu sensownego kompromisu - mówi jedna z osób pracujących w barze.
Cisza nocna - relikt czy świętość?
Z podobnymi problemami borykają się właściciele klubów w całym kraju. Dobrym przykładem może być właśnie zamknięty krakowski klub Piękny Pies, który już po raz drugi przegrał batalię z mieszkańcami. Problemy ma również warszawska Huśtawka, która choć wciąż funkcjonuje, to jej status wisi na włosku. „Cisza nocna” to zmora restauratorów. Prędzej czy później dopada każdy dobry, czyli popularny, co trzeba rozumieć jako często odwiedzany, lokal. Dać ludziom spać, czy się bawić? Dyskusja w mediach trwa.
Pojęcie „ciszy nocnej” od dawna dzieli mieszkańców miast. Dla jednych to komunistyczny relikt z czasów gdy wszyscy „na rano” chodzili do pracy, dla drugich to świętość i argument, na który powołują się za każdym razem, gdy wzywają służby miejskie. W swojej ścisłej definicji w prawie wykroczeń pojęcie „cisza nocna” nie istnieje, istnieje natomiast wykroczenie nazywane „zakłócaniem spoczynku nocnego”, które de facto sprowadza się do jednego, po 22 ma być spokój. Efekt: wymarłe centrum miasta, skonfliktowani sąsiedzi i zestresowani klienci, którzy za każdym razem, jak opuszczają lokal są pouczani, że mają być cicho. Z jednej strony potrzeba snu jest zrozumiała, z drugiej trudno żyć bez zabawy. Problem z pogodzeniem tych dwóch czynności doczekał się w języku socjologii miast określenia jako problem NIMBY czyli not In my back-yard.
„Specyfika tak złożonego organizmu, jakim jest miasto, zawsze generuje uciążliwości dla mieszkańców” – pisze Paweł Kubicki z Instytutu Obywatelskiego. „Jako mieszkańcy mamy tego świadomość i godzimy się na nie pod warunkiem, że nie będą dotyczyć naszego bezpośredniego otoczenia (podwórka). Chętnie korzystamy z uroków życia miejskiego: kawiarni, klubów, ale nie chcemy, aby były zlokalizowane pod naszymi oknami”
Sztuka kompromisu
Przeszkadzają nam już nie tylko głośne lokale, ale również tramwaje, autobusy i taksówki, które generują podobny hałas. „Nikomu przecież nie przychodzi do głowy, żeby skarżyć ulicę o to, że jest za głośna” - argumentują właściciele lokali. „Mieszkanie w centrum, ma swoje uroki. Z jednej strony jest wszędzie blisko, z drugiej dużo głośniej niż w innych dzielnicach. Trzeba się z tym pogodzić". Hałas to z resztą marginalny problem, zarówno właściciele Pięknego Psa, jak i Huśtawki zrobili badania jego pomiaru, które wyszły w normie. Problem leży raczej w mentalności mieszkańców, którzy klubów w swoim sąsiedztwie nie chcą po prostu zaakceptować.
Likwidacja warszawskiego squatu Elba, to kolejny przykład "trudnego sąsiedztwa"
Miasto nie potrafi zabrać głosu w tej sprawie. Idealnym rozwiązaniem byłoby stworzenie strefy wolnej od ciszy nocnej. Trudno jednak wyznaczyć jej granice tak, żeby nie krzywdzić właścicieli lokali. Pomocne byłoby również umieszczanie w umowach najmu czy sprzedaży informacji, że mieszkanie znajduje się w sąsiedztwie uczęszczanych klubów. Być może jest to kwestia czasu. W związku z nadchodzącym Euro 2012 kompromis wydaje się niezbędny.