UE chce, aby aktywa Rosji zdeponowane w Europie pozostały "unieruchomione", aż Moskwa "zakończy wojnę przeciwko Ukrainie" i zapłaci za szkody. Poparło to 26 państw, sprzeciwiły się Węgry.
"Zgodnie z prawem UE aktywa Rosji powinny pozostać unieruchomione do czasu, gdy kraj ten zakończy wojnę napastniczą przeciwko Ukrainie i zrekompensuje jej szkody spowodowane tą wojną" – głoszą konkluzje szczytu Rady UE w Brukseli.
To stanowisko bliższe takim krajom, jak Francja, Niemcy czy Belgia, a dalekie od tego, co chciałyby m.in. Polska czy kraje bałtyckie – przejęcia rosyjskich miliardów i użycia ich do sfinansowania ukraińskiej wojny obronnej przeciwko Rosji. W komunikacie Rady brak jest jakiejkolwiek wzmianki o ewentualnym przejęciu aktywów.
Równocześnie Rada zapewnia, że UE jest nadal "gotowa zwiększać presję na Rosję, również przez dalsze sankcje i wzmocnienie egzekwowania istniejących środków", aby osłabić zdolność Moskwy do kontynuowania wojny.
Rosyjskie aktywa, czyli gorący kartofel Europy
Po pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. UE, USA i ich sojusznicy zamrozili ponad 300 mld euro rosyjskich aktywów. Około 200 mld z tej kwoty znajduje się w belgijskim depozycie papierów wartościowych Euroclear, a reszta w instytucjach innych państw. Od lipca 2024 r. na wsparcie dla Kijowa przeznaczane są odsetki od aktywów, natomiast europejskie kraje wciąż wahają się, co zrobić z samymi aktywami.
W niedawnej rozmowie z Deutsche Welle ekonomista Andrew Kosenko mówił, że przejęcie aktywów nie jest dla Europy tak ryzykowne, jak obawiają się sceptycy. Zdaniem eksperta przejęcie aktywów nie pogorszyłoby wizerunku UE na rynkach finansowych ani nie zakwestionowałoby jej wiarygodności wobec innych państw, które chciałyby zdeponować w europejskich instytucjach aktywa – chyba, że zamierzałyby łamać prawo międzynarodowe i prowadzić wojny jak Rosja.
Kosenko sugerował też, że przejęcie aktywów mogłoby być formą wymuszenia na Moskwie odpowiedzialności. - Rosjanie nie powiedzą "no tak, zrobiliśmy to, bardzo nam przykro, zapłacimy za naprawę szkód" – kwitował. Na razie jednak – jak widać z konkluzji – w UE nie powstał szeroki front poparcia dla konfiskaty rosyjskich pieniędzy.
UE wspiera Ukrainę, ale Orban znów się wyłamał
Konkluzje Rady ws. Ukrainy poparło – drugi raz z rzędu – 26 państw UE. Pod dokumentem nie widnieje podpis Viktora Orbana, który od samego rana pisał w swoich mediach społecznościowych, że "Bruksela chce, żeby Węgrzy zapłacili" koszty wojny i wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej i podkreślał, że decyzja o akcesji musi być jednomyślna. To jasny sygnał dalszego sprzeciwu Budapesztu wobec otwarcia negocjacji akcesyjnych z Kijowem. Bardzo zależy na nich Polsce, sprawującej obecnie prezydencję w UE, a polski dyplomata, z którym DW rozmawiało w Brukseli, nie kryje rozczarowania postawą Węgrów.
Polska rozczarowana węgierską blokadą negocjacji z Ukrainą
Dopytywany, czy to rozczarowanie polska dyplomacja przekuje w działania mające na celu doprowadzenie mimo węgierskiego sprzeciwu do otwarcia negocjacji akcesyjnych z Kijowem polski urzędnik mówi wprost, że "nie istnieje plan B dla jednomyślności".
– Można rozmawiać o różnych opcjach, i to robimy, rozmawiamy – zapewnia i dodaje, że na przykładzie negocjacji dotyczących sankcji na Rosję, gdzie Węgry po pewnych ustępstwach reszty UE się ugięły i poparły przedłużenie sankcji, widać, że „jest jakieś pole do manewru, ale jest ono bardzo niejasne”.
– I nie jest to zaskakujące w przypadku kwestii rozszerzenia. Będą gadać i gadać o prawach mniejszości węgierskiej, będą lobbować za serbską akcesją do UE, ale kiedy w grę wchodzi Serbia, to inne kraje zaczną agitować za Albanią, i nagle robi się z tego większa układanka – kwituje.
Węgierski dyplomata: akcesja Ukrainy byłaby ciężarem dla UE i dla Węgier
Z kolei indagowany przez Deutsche Welle wysoki przedstawiciel węgierskiego rządu powtarzał poranny przekaz Viktora Orbana, że ewentualna akcesja Ukrainy do UE kosztowałaby olbrzymie pieniądze. Przypomniał, że Węgry zorganizują narodowe referendum ws. członkostwa Ukrainy w UE.
Węgierska władza chce mieć podkładkę dla swojego stanowiska – innego niż cała reszta Unii - i zamierza, choć nazywa to "referendum", zastosować tak zwane "narodowe konsultacje". To instrument, za pomocą którego węgierska władza od lat sonduje poparcie węgierskiego społeczeństwa dla różnych kwestii i z reguły osiąga wyniki zbieżne z planami rządu Fideszu.
To, w jakiej roli Budapeszt widzi Ukrainę, wyraził w wywiadzie dla "Financial Times" węgierski minister ds. europejskich Janos Boka. Według niego Węgry nie widzą bezpieczeństwa Europy w integracji Ukrainy z europejskimi systemami bezpieczeństwa. Widzą za to potrzebę powstania “strefy buforowej” między Rosją a Unią. Rozwiązanie takie zdaniem węgierskiego rządu służyłoby i Rosji, i Europie.
Zobacz także