Nie musieli dostosowywać się do nowych technologii, bo nigdy nie poznali starych. Nie ma dla nich granicy między światem realnym i cyfrowym, bo jest to dla nich ta sama przestrzeń. Emocje, wiedza i kultura – to wszystko czerpią z ekranów swoich iPhone'ów, tabletów i laptopów. Kim są? To "drugie" pokolenie, zawieszone między rzeczywistością a technologią.
Opisują świat językiem, którym ich rodzice nigdy nie będą mówić płynnie. Nie znają zapachu listu przesłanego od zakochanej dziewczyny, nigdy nie oddali kliszy do wywołania, a już na pewno nie wiedzą, do czego może służyć ołówek przy okazji słuchania muzyki z kasety magnetofonowej. Nie oznacza to jednak, że ich wiedza o świecie, a szczególnie o technologii jest mniejsza. Ona jest inna.
Pokolenie Nisei nie jest pozbawione emocji. Ludzie urodzeni w okolicach 1993 roku (niektórzy eksperci opisują ich jako urodzonych między 1990 a 1995 rokiem) potrafią się zachwycać, wzruszać i mają sposoby, aby to wyrażać. Wiedzą też, że każde wrażenie, którym podzielą się ze swoimi znajomi, trafi do nich szybciej i dobitniej, niż jeszcze kilka lat temu. Przed laty żaden uśmiech nie był tak zaraźliwy jak dziś, gdyż nie mógł trafić w przeciągu kilku sekund do setek, a nawet tysięcy zdigitalizowanych serc i umysłów.
Pokolenie Nisei, opisywane przez niektórych badaczy jako "Generacja Z" posiada zalety, które zapewniają im atrakcyjność na rynku pracy. Katarzyna Sowińska z firmy PwC stwierdziła w rozmowie z naTemat, iż biegła znajomość świata wirtualnego to bez wątpienia atut tej grupy młodych ludzi. – Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych do znalezienia w sieci. Zawsze wiedzą, gdzie ich szukać, albo kogo zapytać. Robią to błyskawicznie – wyjaśniła Sowińska.
Foto-synteza
Anna Daniszewski jest studentką drugiego roku w Bard College. Swój każdy dzień opisuje za pomocą obrazów, których wykonuje nawet kilkanaście na dobę. Niektóre z trafiają do sieci, a tym samym do jej znajomych. Jak opisuje serwis wired.com, Anna najczęściej fotografuje świat swoim smartfonem wcześnie rano lub już po zmierzchu. Ma do swojej dyspozycji tak wiele serwisów i technologii, że cierpi przez to na kłopoty z koncentracją. Sfotografowaną gałąź na tle błękitu nieba, czy też cokolwiek innego, co postanowiła uwiecznić, może przecież zamieścić na Facebooku, Snapchat, Instagramie, Pintereście, czy też wysłać archaicznym już nieco MMS-em.
– Rano niewiele się dzieje – mówi nam Michał z Warszawy, który także urodził się w 1993 roku. Nie oznacza to jednak, że leniwie rozpoczynający się dzień oznacza, że można nie wykonać codziennych e-rytuałów. – Dzień zaczynam od sprawdzenia Twittera i maila oraz przeczytania kilku elektronicznych wydań gazet. Na maila zawsze wpada kilka, czasami kilkanaście newsletterów – opisuje Michał, dla którego pierwsze wejście do sieci jest tym, co dla innych poranna toaleta.
Michał spędza przy komputerze tylko poranki i wieczory, gdyż większość dnia przebywa domem. Studia i praca połączona z hobby młodego dziennikarza sprawiają, że nie ma zbyt wiele czasu na mieszkanie. I choć na długo wychodzi z domu, nie oznacza to, że znika również z sieci. – Jeżeli jestem na mieście, Twittera sprawdzam co kilkanaście, kilkadziesiąt minut. W domu mam wtyczkę, więc na bieżąco śledzę wpisy na Twitterze. To naprawdę uzależniające, ale można się sporo dowiedzieć – zapewnia Michał, który pisze z nami siedząc w tym czasie na uczelni.
Brak szacunku?
Pokolenie Nisei prowadzi życie równoległe. To, co dzieje się w świecie rzeczywistym znajduje na bieżąco swoje odzwierciedlenie w sieci. I choć oni sami tego nie zauważają, bo obie te rzeczywistości są dla nich na równi prawdziwe, ich zachowanie dziwi osoby starsze. – Tak osobiście mi to nie przeszkadza, bo nie odbieram tego jako brak szacunku. Wiem jednak, że takie zachowanie może niektórych denerwować – mówi 26-letni Marcin, którego kolega nawet na chwile nie odkłada swojego iPhone'a. Po chwili dodaje jednak: – Dla mnie to jest po prostu dziwne. Rozmawiasz z kimś, a on przegląda Facebooka. Moim zdaniem takie zachowanie zaburza relacje międzyludzkie – twierdzi.
Czytaj także: Więcej, szybciej, krócej. Nastąpiła googlizacja naszych mózgów, bombardowanych niezliczoną ilością informacji
Marcin zna swojego młodszego kolegę z pokolenia Nisei od lat. I choć przyzwyczaił się do jego cyfrowego stylu bycia, to pewne rzeczy nadal potrafią go zadziwić. – Jego iPhone to prawdziwe centrum dowodzenia: Facebook, Instagram, aplikacje bankowe, a nawet TVN Player. Gdy przychodzi do mojego mieszkania, to steruje moim telewizorem za pomocą swojego telefonu. A dlaczego to robi? "Bo ma taką możliwość" – wspomina Marcin.
Uwikłani w technologię
– Kiedyś przez cały dzień byłem offline – wyznaje Michał, dla którego prozaiczny dzień bez telefonu stał się prawdziwym wydarzeniem. – Przejrzenie timeline'u z całego dnia zajęło mi blisko dwie godziny – wspomina. – Smartfona mam ze sobą właściwie wszędzie. Nie wyobrażam sobie dnia bez mojego iPhone'a. Twittuje głównie o polityce, ekonomii i mediach. Liczba wpisów jest zależna od bieżących wydarzeń - zazwyczaj jest to kilkanaście wpisów dziennie – mówi dwudziestolatek.
Michał jest dobrze wychowanym dzieckiem zdigitalizowanego świata, gdyż swoją prawie całodzienną nieobecność w sieci grzecznie nadrobił. I choć zajęło mu to dwie godziny, nie widzi absolutnie niczego niepokojącego w swoim zachowaniu. Jest przekonany, że jego uwikłanie w technologię jedynie ułatwia mu życie, a nie odbiera tego, czego nie można poznać za pomocą 4-calowego wyświetlacza. Michał twierdzi także, że w przeciwieństwie do Ani, stara się nie ujawniać w sieci swoich emocji.
Jedynym problemem jaki zauważa, to duża liczba twittów, które umieszcza każdego dnia na swoim Twitterze. – Czy technologie mi pomagają? Żyjemy w XXI wieku, telefon z dostępem do maila, Twittera czy Facebooka to absolutna podstawa. Pewnie wytrzymałbym bez smartfona, ale po co miałbym to robić? – zastanawia się Michał, dla którego dźwięk ćwierkania od dawna oznacza już jedynie odgłos klawiszy wydawany przez klawiaturę.
Czytaj także: "Polskie studia za darmochę, a potem gotowce jadą w świat". Prawo absolwenta do pracy za granicą