
– W USA wsparcie takich gwiazd jak Bruce Springsteen, Bob Dylan czy R.E.M. jest dla polityków niezwykle ważne. W Polsce muzycy związani z gatunkami głównego nurtu nie mają takiego autorytetu. Korzysta się więc z tego, co jest nośne – mówi Przemysław Gulda, dziennikarz muzyczny.
Do muzycznego arsenału piosenki biesiadnej sięgnął później także Andrzej Lepper. W jednym ze spotów wyborczych Samoobrony słyszeliśmy utrzymany w tej właśnie konwencji utwór, w którym wokalista śpiewał “Ten kraj jest nasz i wasz, nie damy bić się w twarz”.
– Zespół Weekend jest absolutnym odkryciem ostatniego sezonu. Choć nie był i nie jest ulubieńcem branży muzycznej, podbił serca Polaków. Z SLD jest podobnie – mówił w rozmowie z Onetem Grzegorz Napieralski. Słowa o Weekendzie nie były przypadkowe – to właśnie występ tej grupy będzie uwieńczeniem pierwszomajowego pochodu organizowanego przez SLD w Warszawie.
Zobacz: Disco polo szturmem zdobywa wielkomiejską publiczność. "Przychodzą i hipsterzy, i studenci, i pracownicy korporacji"
"Liczy się dotarcie"
– Nie wiem, czy to na pewno jest dobry pomysł. Po pierwsze nie jestem pewien, czy taka muzyka trafia akurat do ludzi, którzy chodzą na pierwszomajowe pochody – mówi Tomasz Skupieński, ekspert marketingu politycznego. – Po drugie, zapraszając zespół Weekend działacze SLD wystawiają się na złośliwe przytyki mediów. Jestem pewien, że w relacjach telewizyjnych dziennikarze zwrócą uwagę na ten element obchodów – mówi Skupieński.
Wydaje się, że pomimo upływu wielu lat od czasów, gdy disco polo święciło swoje największe sukcesy, ta muzyka wciąż “jest nośna”. Tak w naTemat pisała o niej Anna Węglarczyk:
Potencjał tkwiący w disco polo zaczęły zauważać główne media. Do tej pory ten gatunek muzyczny wstydliwie spychano na margines. Co prawda w latach 90. piosenki disco polo królowały w telewizji Polsat, jednak inne stacje to zjawisko bagatelizowały. Jeśli już o nim mówiono, to z drwiącą wyższością. Ludziom "na poziomie" nie tylko nie wypadało słuchać tej muzyki, ale i o niej rozmawiać. Krytycy muzyczni prorokowali, że gatunek wkrótce umrze śmiercią naturalną i zastąpi go dobra muzyka pop. Tymczasem disco polo ma się dobrze. W 2012 wróciło za sprawą hitu "Ona tańczy dla mnie". CZYTAJ WIĘCEJ
– O “powrocie” można mówić co najwyżej, jeśli przyjmiemy punkt widzenia wielkich miast. Scena disco polo funkcjonowała przecież cały czas, po prostu media zapomniały o niej po początkowym boomie lat dziewięćdziesiątych – przekonuje Przemysław Gulda dodając, że nakłady płyt sprzedanych przez największe gwiazdy tego nurtu niejednokrotnie przewyższały wyniki osiągane przez muzyków działających w ramach mainstreamowego popu czy rocka.
– Na koncerty przychodzą tysiące osób także z innych warszawskich uczelni. Pojawiają się co prawda głosy niezadowolenia, ale z roku na rok impreza cieszy się coraz większą popularnością – mówi. Przyznaje, że frekwencyjny sukces rozwiewa wszelkie wątpliwości co do wyboru repertuaru. Zespoły grające disco polo zagrają też w tym roku w Płocku, Białymstoku, Rzeszowie i Bydgoszczy.
Początkowo na juwenaliach disco polo funkcjonowało w sposób ironiczny. Mam jednak wrażenie, że w ostatnim czasie owo przymrużenie oka, z jakim podchodziło się do występów gwiazd tego gatunku, nie jest już tak oczywiste.
Czy to oznacza, że powinniśmy zatroskać się o muzyczną kulturę Polaków? Zapewne mogłoby być z nią lepiej. Z drugiej jednak strony sporo racji ma Paweł Jasionowski, lider zespołu Masters, który mówił w naTemat o tym, że błędem jest stawianie tej popularnej muzyce zbyt wysokich wymagań: – Disco ma służyć dobrej zabawie, być miłe i pozytywne w odbiorze. Umilać czas, wywoływać uśmiech, porywać do tańca – przekonywał.


