Pięcioletnia dziewczynka, która dwa tygodnie temu została porwana i zgwałcona zmarła w szpitalu Madhya Pradesh w Indiach. Informację o jej śmierci podały lokalne władze. – Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy – mówią bezradni lekarze.
Pięcioletnia mieszkanka Indii została porwana 17 kwietnia. Po brutalnym zgwałceniu sprawca porzucił dziecko na farmie. Po kilkunastu godzinach znaleźli ją rodzice. Dziewczynka była nieprzytomna. O dokonanie zbrodni podejrzany jest 35-letni Firoz Khan, którego zatrzymano 23 kwietnia.
Sprawca najprawdopodobniej dusił dziewczynkę, aby powstrzymać jej krzyk. Bezpośrednim powodem śmierci było zatrzymanie akcji serca. Lekarze zapowiadają sekcję zwłok. – Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy – poinformowali pracownicy szpitala. – Niestety, stan bardzo się pogorszył, spadło ciśnienie krwi. Dziewczynka nie reagowała na żadne leki – wyjaśniają lekarze.
Gwałty w Indiach to codzienność
Przypadek pięcioletniej ofiary gwałtu jest niezwykle szokujący, lecz niestety nie jedyny. W szpitalu przebywa inna pięciolatka, która została porwana, brutalnie zgwałcona i poddana torturom przez dwóch mężczyzn. Zbrodnia miała miejsce w New Delhi.
W naszym serwisie informowaliśmy też o napaści na szwajcarską parę. Indyjskie władze stwierdziły wówczas, że zgwałcona kobieta była współwinna. – Turyści byli w złym miejscu o złym czasie – tak skomentował tragedię inspektor Avnesh Kumar Budholiyaz z indyjskiej policji.
– To typowe dla wszystkich przypadków takich zdarzeń w Indiach – komentuje stanowisko władz socjolog Neerji Ahlawat z uniwersytetu w Hiarianie na łamach brytyjskiego dziennika "The Independent". Policja nie chce brać odpowiedzialności. W Indiach do gwałtu dochodzi co dwadzieścia minut.