Niania i „zwykła” opiekunka do dzieci to dla majętnych rodziców już przeżytek. Coraz częściej inwestują oni w usługi guwernantek, czyli domowych nauczycielek-opiekunek, które oprócz pilnowania dziecka dbają także o to, by nauczyło się zasad savoir-vivre, języka obcego i gry na instrumencie. Zapotrzebowanie na guwernantki jest tak duże, że Wydział teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie chce uruchomić dla nich podyplomowe studia. Powrót tego zawodu do łask świadczy o próbach wychowania nowej elity czy o narastającym snobizmie młodych rodziców?
Wydział teologii na podyplomowych studiach dla guwernantek przygotował 30 miejsc, w pierwszym naborze zgłosiła się połowa, która spełniała kryteria, ponieważ wymagane jest przygotowanie pedagogiczne. Głównie były to bezrobotne nauczycielki.
Co powinna umieć elitarna opiekunka?
Program rocznych studiów, których koszt wyniesie 1,6 tys. złotych, obejmuje między innymi: dbanie o zdrowie dziecka i jego bezpieczeństwo, naukę projektowania optymalnej drogi rozwoju, a także rozwijanie ogólnych operacji myślowych dzieci, sposobów racjonalnego uczenia się, wyrabiania i rozwijania zdolności koncentracji i podzielności uwagi oraz pamięci logicznej.
Jednak to wszystko wydaje się być niewystarczające w momencie, kiedy przyjrzymy się obowiązkom guwernantki etatowej, których listę zamieszczono na stronie jednej z agencji. Należą do nich:
- wszechstronny rozwój intelektualny dziecka,
- nauka gry na instrumencie muzycznym lub nauka śpiewu (zatem guwernantka musi przejawiać zdolności muzyczne)
- nauka pisania i czytania
- rozwój talentów artystycznych i poszerzanie zainteresowań młodego człowieka (więc szeroka wiedza ogólna stanowi w tym zawodzie konieczność)
Powrót do tradycji?
Okazuje się zatem, że dobra guwernantka ma za zadanie wychować małego przedstawiciela elity. Dla rodziców jak za dawnych lat koniecznością znów staje gra na fortepianie bądź skrzypcach oraz władanie językiem angielskim jeszcze przed pójściem do przedszkola. Obecnie angielski króluje, choć niegdyś najważniejszym przedmiotem nauczanym przez guwernantki i guwernerów były podstawy języka francuskiego.
„Guwernerów” – to nie pomyłka. Na tym stanowisku zatrudnia się także mężczyzn, (szczególnie kiedy dziecko jest samotnie wychowywane przez matkę) po to, aby młodemu człowiekowi nie brakowało męskiego wzorca. Guwernerami byli m.in. Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz i Stefan Żeromski. Parali się tą pracą aby podreperować swój studencki budżet.
Chiński w domu
Zawód faktycznie wydaje się być rentowny. Guwernantki często zarabiają więcej niż nauczycielki. Ich pensja może wynosić 6 tysięcy miesięcznie, a czasem nawet i 10 tysięcy, w momencie kiedy guwernantka jest w stanie przekazać dziecku rzadkie umiejętności, takie jak nauka języka chińskiego, gra na klarnecie, itd.
W odróżnieniu od niań, guwernantki nigdy nie zajmują się sprawami domowymi. Nie sprzątają, nie piorą ani nie prasują. Są dla swoich podopiecznych nauczycielkami i powiernicami, niczym w XIX wieku. W dodatku wszystkie guwernantki to osoby o wysokiej kulturze osobistej i nienagannych manierach, co bezpośrednio wpływa na wychowanie małego człowieka. Starają się, aby nauka stała się dla dzieci nie wymuszonym obowiązkiem, ale pewną tajemnicą, pasją, którą się odkrywa i poznaje.
Guwernantka często jest zatrudniana do swojego podopiecznego już nawet w drugim roku życia, wówczas mówi do niego np. wyłącznie po francusku, a rodzice wyłącznie po polsku. Podopieczni, gdy już opanują sztukę mówienia, zwracają się do swoich „opiekunek” — Madame.
Lans czy powrót do dobrej tradycji?
Czy swego rodzaju „boom” na guwernantki świadczy o nowym rodzaju snobizmu, lansu na tradycję, szlachectwo i życie niczym w filmie o angielskiej arystokracji? Nowy pomysł na blichtr? A może chodzi tylko i wyłącznie o dbałość o wszechstronne wykształcenie swojego dziecka i jego harmonijny rozwój? Albo jest to troska o wychowanie potomstwa tak, aby cechowało się nienagannym obyciem, by ułatwić mu drogę do sukcesu?
Jak każdy trend, moda na guwernantki może także być szkodliwa. Zmuszanie dwulatków do grania na fortepianie, kiedy polega to bardziej na uważaniu, aby dziecko nie przytrzasnęło sobie rąk klapą instrumentu i „atakowanie” ich jednocześnie dwoma językami obcymi może po prostu odebrać im dzieciństwo.