Kac jest mniejszy, ubrania nie śmierdzą dymem, a poranny oddech po imprezie przychodzi z lekkością – to tylko niektóre zalety życia w Polsce bez papierosów. Jednak każdy kto widział tłumy palaczy przed jakimkolwiek klubem wie, że śmierć papierosów jest odległa, a niektóre środowiska palą na potęgę. I nie przeszkadzają im żadne zakazy czy nakazy.
Zadymione pomieszczenia nocnych klubów należą do przeszłości. Dzięki ustawie z 2010 roku palacze zostali zmuszeni do wyjścia na ulice, które przeżywają od tamtego czasu renesans. Nocne życie, które toczyło się niegdyś za zamkniętymi drzwiami, zaczęło przybierać nową formę. Formę dotychczas obserwowaną przez nas zazwyczaj podczas zagranicznych wycieczek do Hiszpanii, Włoch czy nawet chłodniejszej Wielkiej Brytanii.
To, co miało przestać być modne, stało się bezpośrednią przyczyną do rozwoju nowego zwyczaju. Polacy nadal palą na potęgę, ale nie w, lecz przed lokalami. I choć z powodu wpadających do okien kłębów dymu narzekają mieszkańcy śródmiejskich kamienic, wspólne palenie stało się znakiem rozpoznawczym młodych ludzi tłumnie stojących przed polskimi klubami, restauracjami i barami.
Czytaj także: Młodym nie wolno pić, zakażą im też palenia. Nowy Jork podwyższa granicę wiekową pozwalająca na legalnego dymka
– Ludzie nie czują się komfortowo w sytuacjach, gdy są wypychani na ulicę – mówi dr Konrad Maj, psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Z drugiej jednak strony, widzimy, że grupowo wychodzą na ulicę, gdzie mają swój świat. Zabierają ze sobą kawę bądź piwko i jakoś sobie radzą z tymi niedogodnościami, jakimi jest choćby siedzenie na murku zamiast wewnątrz kawiarni – mówi psycholog.
Moda na niepalenie – Nie dla hipstera
Czy palenie jest na czasie, w modzie? Dziś mało kto podpisze się pod hasłem, które powtarzano przez lata. Jednak w niektórych środowiskach papieros jest nieodłącznym elementem wizerunku, jak choćby u hipsterów. – Choć nie lubię wszelkiego rodzaju "hipsterstwa" muszę przyznać, że wielu z nich pali – mówi Krzysztof, bywalec stołecznych klubów. Patrząc choćby na to, jak nocą wygląda Plac Zbawiciela w Warszawie, trudno nie ulec podobnemu wrażeniu.
– Być może właśnie dlatego hipsterzy upodobali sobie palenie. Od dawna powtarza się, że palenie jest niemodne, więc oni zawsze muszą tworzyć sobie kontrmodę – uważa 24-letni Krzysztof, nie kryjący swojego zamiłowania do tytoniu. Jednak jego zdaniem palaczy nie można dziś postrzegać przez pryzmat danej subkultury. – Nie można powiedzieć, że tylko hipsterzy palą pod knajpami i barami. Robią to ludzie, którzy nauczyli się tego w różnych okolicznościach. Uzależnili się i mają wiele argumentów, by nie przestawać palić. Najsłynniejszy z nich, to relaksacyjny wpływ fajki. Niepalący się z tego śmieją, ale to jest najszczersza prawda. Fajka pomaga się odstresować – mówi Krzysztof.
Czy jednak palenie stało się dziś domeną hipsterów? Nic podobnego. – Idź pod wiejską remizę - tam tez mnóstwo ludzi pali. To prędzej technodzieci i diskoentuzjaści, a nie hipsterzy. To tak naprawdę ci sami ludzie, tylko inaczej ubrani, którzy tak samo się trują dymem – uważa nasz rozmówca.
Funkcja integracyjna
Palenie przed nocnym klubem w tłumie ludzi nadal spełnia te same funkcje, które od lat towarzyszą temu nałogowi. Żaden palacz nie lubi bowiem kopcić w pojedynkę, a wspólny dymek od zawsze był okazją do rozmowy i poznawania nowych ludzi. I choć żyjemy podobno w erze Facebooka, to wiele osób nadal ceni sobie bezpośrednie kontakty międzyludzkie, na które trudno jest znaleźć czas.
– Podczas palenia poznajesz nowych ludzi, a rozmowa przychodzi jakby łatwiej – twierdzi Krzysztof. Jego zdaniem, mówienie o tym, że palenie jest już niemodne, jest po prostu nieprawdziwe. – To wymysł niepalących. Ich święte prawo – twierdzi nasz rozmówca.
Segregacja spełnia swoje cele
To, że palacze wyszli z klubów na ulicę nie oznacza, że ustawa zakazująca palenia poza miejscami wyznaczonymi nie odniosła skutku. Zdaniem dr Konrada Maja z SWPS, zmuszanie palaczy do wychodzenia na zewnątrz lokali odniosło skutek. – Wcześniej osoby palące w restauracjach prezentowały swoim zachowaniem pewną normę. Dziś palacze muszą być "schowani" i nie mogą eksponować tego, że palą. Dzięki temu wiedzą, że palenie nie jest mile widziane i muszą dostosować się do niepalących (jasne jest, że palenie szkodzi otoczeniu społecznemu, a niepalenie nie daje takich konsekwencji). Nawet jeśli spora grupa osób nie przestała palić, to optyczne, a zaraz psychologicznie, stała się mniejszością – zwraca uwagę dr Maj.
Pomimo tego, że bywalcy lokali odnaleźli się w nowych warunkach, to z pewnością ich sytuacja pogarsza się zimą. Wówczas muszą stać na mrozie, który pozwala im odczuć brak akceptacji na własnej skórze. Podobnie jest w czasie deszczu czy upału. – Ustawa była dobrą metodą. Ludzie oczywiście wylegają przez to na ulicę, ale najważniejsze jest to, że smród papierosowy nie jest już czymś dominującym w polskich lokalach – uważa dr Konrad Maj.
Czytaj także: "Już 15 papierosów powoduje mutacje komórek, które mogą być przyczyną raka". Ostra antynikotynowa kampania w Anglii