
Amerykanie biorą przykład z Europejczyków i ostro walczą z paleniem papierosów. W Nowym Jorku właśnie uznano, że dobrym pomysłem będzie zrównanie wieku uprawniającego do zakupu papierosów z tym, który pozwala na legalne spożywanie alkoholu. Oznacza to, że osiągający pełnoletność nowojorczycy będą musieli poczekać jeszcze trzy lata, by bez problemu sięgnąć po papierosa. Uda się, jak na Wyspach Brytyjskich, czy restrykcyjne prawo tylko przyczyni się do zwiększenia liczby palaczy, jak we Francji?
REKLAMA
To może być zupełnie nowy rozdział w walce z paleniem papierosów. Szczególnie wśród najmłodszych palaczy, którym nikotynizm szkodzi pod wieloma względami najbardziej. W Stanach Zjednoczonych przeciwnicy palenia właśnie próbują przeforsować nowe prawo, które pozwoli podnieść minimalną granicę wieku uprawniającą do zakupu papierosów do 21 lat. Teraz podobne rozwiązania w sprawie papierosów zaproponowano w Nowym Jorku, który w ten sposób zrównałby granicę wiekową pozwalająca na zakup papierosów z tą, która obowiązuje w przypadku zakupów alkoholowych. I jednocześnie nowojorska młodzież musiałaby czekać na prawo zakupu papierosów najdłużej w USA.
Za oceanem podwyższenie wieku pozwalającego na puszczenie legalnego dymka to kolejny pomysł antynikotynowy inspirowany przez charyzmatycznego burmistrza Nowego Jorku Michaela Bloomberga, który wkrótce po objęciu urzędu wypowiedział palaczom otwartą wojnę. To za jego rządów wprowadzono bowiem szereg takich antynikotynowych przepisów, jak te, na mocy których zakazano palenia papierosów w restauracjach i innych lokalach gastronomicznych, a później także w znacznej części nowojorskiej przestrzeni miejskiej.
Restrykcje coś dadzą?
Zwykle eksperci przekonują, że restrykcyjne ograniczenia nie dają zamierzonego skutku. W Nowym Jorku jednak wybrali taką właśnie drogę, gdyż statystki w tym wielkim mieście mówią, iż każde kolejne ograniczenie uderzające w palaczy odbijało się wyraźnie na zmniejszeniu liczby młodych nowojorczyków sięgających po papierosy. Niedawno z entuzjastycznym przyjęciem wielu Amerykanów spotkała się także propozycja burmistrza Bloomberga zmuszająca sprzedawców wyrobów nikotynowych do ukrywania ich w niewidocznych dla wszystkich klientów miejscach. Tak, by atrakcyjne opakowania nie kusiły najmłodszych.
Amerykanie idą dziś bowiem powoli drogą walki z nikotynizmem, którą wyznacza Europa Zachodnia. Szczególnie daleko idą plany zwalczenia palenia w Wielkiej Brytanii, gdzie tamtejszy resort zdrowia przyjął plan zakładający, że Brytyjczycy praktycznie przestaną palić już za 20 lat. Londyn planuje bowiem zniechęcić palaczy ceną. Sukcesywnie szybującą tak wysoko, by wkrótce na papierosy stać było tylko nielicznych, a ostatecznie, by palenie nie opłacało się nawet takim osobom. Wszystko po to, by zaoszczędzić dziesiątki miliardów funtów, które co roku idą na leczenie chorych na nowotwory i choroby układu krwionośnego. I uratować choć część Brytyjczyków, których rocznie z powodu zamiłowania do papierosów rocznie umiera co najmniej 100 tys.
Zobacz też: E-papieros. Ulga czy przekleństwo dla palacza?
Kraje idące tropem Wielkiej Brytanii, czy Stanów Zjednoczonych w walce z papierosami muszą jednak uważać, by nie popełnić błędów, które od dziesiątek lat popełniają głównie Francuzi. To właśnie nad Sekwaną miliony euro wydawane na kolejne kampanie społeczne nie przynoszą właściwie najmniejszego pozytywnego skutku. Nie działają też zakazy. Od kilku lat we Francji nie wolno palić właściwie w żadnym miejscu publicznym, jednak w tym samym okresie liczba nowych palaczy... tylko wzrosła.
