Krzysztof Orszagh, prezes Stowarzyszenia przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, usłyszał zarzut organizowania nielegalnych adopcji i "nakłaniania do poświadczenia nieprawdy". W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zaznacza jednak, że wcale nie żałuje tego, co zrobił, a obowiązujące prawo "jest kulawe".
O Krzysztofie Orszaghu głośno zrobiło się pod koniec lat 90., kiedy zaangażował się w głośną sprawę zabójstwa Jolanty Brzozowskiej, siostry jego żony. W konsekwencji założył Stowarzyszenie przeciw Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, którego dziś jest prezesem. W ostatnich latach był m.in. doradcą ministra w MSWiA oraz rzecznikiem praw ofiar przy tym ministerstwie.
Teraz grozi mu do pięciu lat więzienia, bo zaangażował się w proceder nielegalnych adopcji. Prokuratura ustaliła, że pośredniczył między dwoma kobietami w ciąży, które nie chciały dzieci, a rodzinami gotowymi na adopcję. Takie pośrednictwo wyceniał na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
W rozmowie z "GW" Orszagh do wszystkiego się przyznaje, ale zaznacza, że nie żałuje.
Przekonuje też, że to polskie prawo jest złe, bo nie umożliwia szybkich adopcji. "Nawet w przypadku, gdy jedna strona chce oddać dziecko, a druga bardzo pragnie je przyjąć" – dodaje.
Z takim tłumaczeniem kategorycznie nie zgadza się Beata Dołęgowska, szefowa fundacji Dziecko Adopcja Rodzina. "Proszę pana, prawo rzeczywiście jest nieżyciowe, skostniałe, ale nie wolno go obchodzić!" – przekonuje.
O procederze handlu dziećmi pisał ostatnio "Newsweek". Okazuje się, że internet pełen jest ogłoszeń kobiet w ciąży, które zdrowe dziecko oferują już za 2 tys. złotych. Na ten rynek coraz częściej wchodzą też pośrednicy, którzy za jednorazową "pomoc" otrzymują nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
źródło: "Gazeta Wyborcza"
Dzieci trafiły od kobiet z patologicznych środowisk do rodzin o stabilnej sytuacji ekonomicznej i ugruntowanej pozycji społecznej, pozwalającej mieć nadzieję na optymalny rozwój dziecka. Dzieci trafiły do kochających rodzin, ja tylko im w tym pomogłem. Zawsze informowałem, że to tylko jedna z opcji, i pozostawiałem wybór. Gdyby nie to, że wybierany był wariant obejścia prawa, te rodziny czekałyby bardzo długo na dziecko do adopcji, a matki być może zamrażałyby je gdzieś w domowych zamrażarkach.