Uwolnienie trójki młodych Amerykanek, które przez prawie 10 lat był przetrzymywane przez braci Castro w piwnicy ich domu w Cleveland przypomina głośne historie innych wieloletnich porwań. Ofiary braci Ariela, Onila i Pedro Castro podobnie, jak kobiety uwolnione z rąk Wolfganga Prikopla, czy Josepha Fritzla były podobno w zaskakująco dobrej kondycji psychicznej. Jak to możliwe po tak długim dramacie?
We wtorek skończył się wieloletni koszmar trzech Amerykanek, które były przetrzymywane w piwnicy domu braci Ariela, Pedro i Onila Castro w Cleavland w Stanach Zjednoczonych. Oprawcy porwali trójkę młodych kobiet w latach 2002 - 2004, każdą osobno. Od tego czasu cała trójka była przetrzymywana w ciemnej piwnicy należącego do nich domu. Jak wynika ze wstępnych ustaleń amerykańskich służb, przez prawie dziesięć lat więzienia kobiety były jedynie okazjonalnie wypuszczane na chwilę do przydomowego ogródka. Tylko wówczas, gdy porywacze mieli pewność, że nikt nie usłyszy ich wołania o pomoc. Usłyszał je dopiero niedawno jeden z sąsiadów rodziny Castro, który zaniepokojony wtargnął do domu pod nieobecność oprawców i pomógł w uwolnieniu kobiet.
Przywiązane w piwnicy
Obecni w Cleveland dziennikarze nie mają jeszcze potwierdzenia, jakich czynów dopuścili się na Amandzie Berry, Ginie DeJesusu i Michelle Knight bracia Castro. Prawdopodobnie jednak były one przez wszystkie te lata notorycznie gwałcone przez porywaczy. Okazuje się, że uprowadzona przed dekadą Amanda Berry z jednym z porywaczy ma sześcioletnią córkę, która publicznie pokazywała się z domniemanym ojcem, a matkę braci Castro nazywała babcią.
Przerażająca historia z Cleveland od razu przypomina o innych tego typu sprawach sprzed lat. Z dotychczasowymi głośnymi porwaniami, w przypadku których ofiary były latami więzione przez swoich oprawców historię braci Castro i porwanych przez nich kobiet łączy także fakt, iż uwolnione po tak długim okresie były w stosunkowo dobrej formie psychofizycznej. Policjanci, którzy uwalniali Amandę Berry, Ginę DeJesus i Michelle Knight byli tym faktem wręcz zaskoczeni, gdyż ofiary porwań, które uwalniane są po kilkunastu godzinach zwykle są w wyjątkowej traumie.
Przypadek Nataschy Kampusch
W podobnie zaskakująco dobrej kondycji tuż po wieloletnim porwaniu była przecież też Natascha Kampusch, która w wieku 10 lat została uprowadzona przez Wolfganga Priklopila. Szalony Austriak przez kolejne osiem lat więził Kampusch w swojej willi na przedmieściach Wiednia. Latem 2006 roku nastolatce udało się jednak uciec i powiadomić policję. Także wówczas austriaccy funkcjonariusze nie mogli uwierzyć, że dziewczyna z takim opanowaniem opowiadała o wieloletnim horrorze, który zgotował jej Priklopil.
Kolejny raz schemat ten powtórzył się także przy budzącej poruszenie na całym świecie sprawie zbrodni innego Austriaka Josepha Fritzla, którego media okrzyknęły Potworem z Amstetten. Z relacji austriackich mediów wynikało, że Elisabeth Fritzl, gdy zeznawała na policji o 20 latach spędzonych w piwnicy domu swego ojca, gdzie ten gwałcił ją odkąd skończyła 11 lat również była w dużo lepszej kondycji niż ludzie, którzy podobny dramat przeżywali o wiele krócej. Mimo, iż zdaje się, że Fritzl był człowiekiem o wiele bardziej szalonym od amerykańskiego rodzeństwa z Cleveland. Z córką spłodził aż siedmioro dzieci, z czego trójkę wychowywał wraz ze swoją żoną (wmówił jej, iż córka uciekła do sekty, a dzieci podrzuciła na próg domu), jedno umarło przy porodzie w piwnicy, a jego ciało zostało spalone w przydomowym piecu, a pozostałe wychowywały się z matką w więzieniu w piwnicy.
Syndrom sztokholmski
Zaskakująco dobrze po uwolnieniu trzymała się też Ingrid Betancourt. Kandydatkę w kolumbijskich wyborach prezydenckich porwano w lutym 2002 roku i przetrzymywano w partyzanckim obozie aż do lipca 2008 roku, gdy kolumbijskie (i podobno francuskie) służby specjalne podszywając się pod pracowników Międzynarodowego Czerwonego Krzyża uwolniły ją z rąk bojówki Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC). O gwałtach i licznych torturach opowiedziała jednak dopiero w wydanej wiele miesięcy po uwolnieniu książce "Nawet milczenie ma koniec". Kiedy opowiadała o uwolnieniu tuż po tym, gdy po akcji służb witał ją prezydent Kolumbii Alvaro Uribe, traumy wielu mogłoby na jej twarzy w ogóle nie dostrzec.
We wszystkich tych przypadkach specjaliści doszukują się bowiem działania syndromu sztokholmskiego, o którym pierwszy wspominał szwedzki kryminolog Nils Bejerot, by opisać zjawisko zaobserwowane wśród porwanych przy okazji napadu na Kreditbanken w Sztokholmie w 1973 roku. Choć napastnicy przetrzymywali w swoje ofiary w gmachu banku przez prawie tydzień, wszyscy porwani podczas śledztwa odmawiali zeznań obciążających swoich oprawców, a nawet starali się ich bronić. Zaobserwowany schemat działa bowiem w ten sposób: długotrwałe uwięzienia sprawia, że porwana osoba zaczyna najpierw szukać u porywaczy współczucia, a następnie podświadomie traktować ich jako jedyne bliskie osoby. Im dłużej, tym głębsze i bardziej skomplikowane relacje mogą zachodzić między ofiarą, a sprawcą jej dramatu.