Roman Giertych odpiera zarzuty "Wprost".
Roman Giertych odpiera zarzuty "Wprost". Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Trwa wymiana ciosów między reprezentującym Sławomira Nowaka Romanem Giertychem a wydawcą tygodnika "Wprost", który zarzucił ministrowi transportu niejasne powiązania ze światem biznesu. Dziennikarze zarzucają politykowi próbę ograniczenia wolności prasy, Giertych odpiera zarzuty pisząc, że "Wprost" chce wywalczyć sobie prawo do pisania nieprawdziwych oskarżeń.

REKLAMA
Po tym jak "Wprost" oskarżył ministra transportu Sławomira Nowaka o niejasne kontakty ze światem biznesu (m.in. wymienianie się drogimi zegarkami), polityk pozwał dziennikarzy i zażądał przeprosin wartych 30 milionów złotych. Aby zabezpieczyć swoje żądania poproszono sąd o wydanie zakazu sprzedaży tytułu. Redaktor naczelny, jego zastępca i autor artykułu wydali oświadczenie, w którym zarzucają Romanowi Giertychowi i jego klientowi próbę ograniczenia wolności słowa.
Roman Giertych
Adwokat Sławomira Nowaka

Jak rozumiem żale Panów to jednym z zarzutów, które formułujecie jest to, że obawiacie się braku pieniędzy spółek Skarbu Państwa na reklamy w swoim piśmie. Dziwnie to wygląda, że formułujecie zarzut do właściciela prywatnej kancelarii, która nigdy grosza nie wzięła państwowych pieniędzy, że wykonując swoją pracę może utrudnić Waszym wydawcom akwizycję reklam od podmiotów publicznych. Myślałem, że cechą niezależnego dziennikarstwa jest właśnie niezależność od pieniędzy publicznych... CZYTAJ WIĘCEJ


Dalej Giertych przekonuje, że 30 milionów to kwota potrzebna na opublikowanie przeprosin "tam, gdzie nastąpiło naruszenie dóbr osobistych, a niestety radosne wymysły Panów zostały powielone wszędzie". Dlatego jego zdaniem żądanie od sądu zabezpieczenia powództwa to naturalna troska o dobro klienta i wywiązywanie się z obowiązków adwokata.