
Reklama.
O całej sprawie doniósł tygodnik "Wprost". Autorami inicjatywy są Janusz Palikot, Roman Kotliński (były ksiądz) i Piotr Chmielowski. – Czy duchowni, udzielający komunii poprzez podanie jej do ust wiernego posiadają aktualne orzeczenia lekarskie? Jeśli nie, to czy podawanie komunikatu rękami nie grozi zakażeniem – piszą w zapytaniu do ministra zdrowia. Tym samym sugerują, że księża powinni mieć aktualne książeczki sanepidu, jakich wymaga się chociażby od pracowników branży gastronomicznej.
Kościelne BHP
Zapytanie posłów Ruchu Palikota odrzuciło już ministerstwo z powodu "braku doniesień" o chorobach zakaźnych nabytych podczas komunii w literaturze naukowej. Z kolei rzecznik KEP, ks. Józef Kloch stwierdził, że poniżej pewnego poziomu nie ma zamiaru schodzić w komentowaniu pomysłów polityków Ruchu Palikota.
Zapytanie posłów Ruchu Palikota odrzuciło już ministerstwo z powodu "braku doniesień" o chorobach zakaźnych nabytych podczas komunii w literaturze naukowej. Z kolei rzecznik KEP, ks. Józef Kloch stwierdził, że poniżej pewnego poziomu nie ma zamiaru schodzić w komentowaniu pomysłów polityków Ruchu Palikota.
Choć poseł Armand Ryfiński autorem zapytania nie jest, w rozmowie z naTemat przyznaje, że już przed kilkoma miesiącami rozmawiał o tym z kolegami i popiera ich postulat. Na słowa rzecznika KEP odpowiada: – Taka arogancja i buta są powszechne wśród księży. Wystarczy przypomnieć sobie abpa Głodzia, który nie chciał komentować hodowli danieli – mówi. Odwołuje się tym samym do reakcji hierarchy na list radnych PO z Gdańska, którzy chcieli, by tamtejszy urząd miasta przeprowadzał kontrole działki oddanej przez miasto Kościołowi na cele sakralne. Abp Głódź na pytanie dziennikarzy "Wyborczej" stwierdził tylko, że to "niepoważne" i by go "nie rozśmieszali".
Armand Ryfiński nie jest też przekonany wyjaśnieniami ministerstwa zdrowia. –Stwierdzenie, że jak dotąd nie było przypadków zakażenia podczas przyjmowania komunii jest trochę na wyrost. To tak, jakby powiedzieć, że dzieci w przedszkolu niczym się nie zarażają. A przecież tak nie jest. Zarażają się wirusami i bakteriami – komentuje w rozmowie z naTemat poseł Ryfiński. Dodaje, że brak udokumentowanych przypadków może wynikać też z tego, że bardzo trudno udowodnić, że do zakażenia doszło akurat w kościele.
Religia poza kontrolą
To kolejny dość specyficzny projekt Ruchu Palikota. Piotr Chmielowski z partyjnymi kolegami pisał też inne intrygujące zapytania. Dość głośnym echem odbiło się to wysłane do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Posłowie dowodzili, że to, czego katecheci i księża uczą na lekcjach religii może być dla uczniów niebezpieczne. Jezus spacerujący sobie po wodzie może skutkować utonięciami, a historia z przemianą wina w Kanie Galilejskiej może być podświadomym "przyzwoleniem do konsumpcji dużej ilości alkoholu".
To kolejny dość specyficzny projekt Ruchu Palikota. Piotr Chmielowski z partyjnymi kolegami pisał też inne intrygujące zapytania. Dość głośnym echem odbiło się to wysłane do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Posłowie dowodzili, że to, czego katecheci i księża uczą na lekcjach religii może być dla uczniów niebezpieczne. Jezus spacerujący sobie po wodzie może skutkować utonięciami, a historia z przemianą wina w Kanie Galilejskiej może być podświadomym "przyzwoleniem do konsumpcji dużej ilości alkoholu".
Ten pomysł wzbudził raczej śmiech komentatorów politycznych i internautów i nikt zbyt poważnie go nie potraktował. Armand Ryfiński wydaje się nie obawiać, że kolejna inicjatywa Piotra Chmielowskiego narazi na śmieszność Ruch Palikota. – Rozumiem istotę obu tych inicjatyw. Tu chodzi o bezpieczeństwo dzieci. W jednej chodzi o ograniczenie możliwości zarażania. W drugiej o zaprzestanie finansowania religii w szkołach. Na lekcjach religii uczniom często przekazywane są bzdury i uprzedzenia. Podatnicy płacą za to 1,35 mld złotych, a nie ma żadnej kontroli nad tym, czego na tych lekcjach uczy się dzieci. Nic nie może zrobić nawet kurator oświaty czy dyrekcja, bo w tej materii władna jest kuria – kwituje poseł Armand Ryfiński.
Czytaj także: