W dzieciństwie była aspołeczną psychopatką. Dziś jest najbardziej wnikliwą, a przy tym bezkompromisową obserwatorską polskiego szołbiznesu. "Ścierwo"; "głupia cipa" czy "bezdzietna stara panna", to tylko niektóre z określeń, jakimi obrzucają ją urażone "gwiazdy". - Duża część tych ludzi to po prostu zwyczajne prostackie chamy - mówi dziennikarka. Czy jej książka "Bomba" uderzy w celebrycki świat?
Czy odłamki bomby już do pani dotarły? Są pretensje?
Karolina Korwin-Piotrowska: Jest pretensja o to, że pudelkiem nie pojechałam. I że nie napisałam kto jest gejem, kto lesbijką, kto ma AIDS, a kto wciąga koks. To nie jest książka dla celebrytów czy gwiazd i ich agentów, to jest książka dla zwykłych obserwatorów i “zjadaczy” szołbiznesu.
A no właśnie. Ludzie czekali na sensację. Moja koleżanka powiedziała nawet, że pani na pewno napisze w tej książce, że Kuba Wojewódzki jest gejem.
Zostawiam to komu innemu. Ktoś to może napisze. Ja co tydzień robiąc Magiel Towarzyski, mam ręce umazane w szambie. Widzę, jakim językiem Polska opisuje show biznes, czyli wyłącznie językiem tabloidów, kibla i wydzielin. Ja jednak tak zostałam tak wychowana, że uważam, że trzeba sobie pewne granice w życiu postawić. Nie kłamię w książce pisząc, że miałam do wyboru zacząć strzelać albo napisać coś takiego.
Czyli co?
Książkę, w której będą ironiczne wstawki, ktoś się będzie musiał czego domyślić. Że nie będzie kawy na ławę, że "iksiński" jest gejem i lubi robić to w taki, a taki sposób. Tego nie będzie. Pomyślałam sobie, że zabawię się z czytelnikiem w pewną grę. Kto ma odczytać, to odczyta. I wiem, że jest już parę osób, które to odczytało…
Widzę natłok zamieszczanych w internecie badań lekarskich, USG, opowieści jak Patrycja Kazadi uprawiała cyberseks... Nie mam ochoty robić czegoś w tym stylu. Sama postawiłam sobie granicę zgodnie ze starym wiktoriańskim powiedzeniem: "wszyscy wiedzą, nikt nie mówi". Mi się to zdanie wydało seksi, jak pisałam książkę i chciałam zostawić masę niedopowiedzeń. Jak ktoś chce szlam, wie gdzie go szukać. Ja go nie dam.
Kuba Wojewódzki wrzucił na swój profil okładkę książki, którą napisał o nim prof. Wiesław Godzic.
Tak? Muszę zobaczyć. Wojewódzki podobno się tej książki boi. Ja też czekam na tę książkę.
Czytając pani książkę też czekałem na literkę "W".
Bo to jest literka, która oddziałuje na wyobraźnię. Czeka się na nią, tak jak się czeka na książkę prof. Godzica. Wiem, że profesor sięga do osób, które były w programie i które mu notorycznie odmawiały. Sięga też do źródeł kariery Kuby, co może być ciekawe w kontekście Programu Trzeciego Polskiego Radia, skąd został wyrzucony. Jestem ciekawa co będzie w tej książce, bo różne plotki z miasta były. Fantastycznie że to się ukazuje, bo Kuba zarabia na stacji miliony, jest potężnym reklamowym magnesem i udowadnia, że inteligencja jednak się sprzedaje. Powinno ukazać się więcej monografii, poważnie napisanych, ludzi z mediów, jak Lis, Ibisz, Rusin, Durczok, które zrobiły karierę, zarobiły masę pieniędzy dla swego pracodawcy i dla siebie. Ja osobiście czekam na takie książki, tylko nie pisane językiem Pudelka, a językiem Godzica czy innych speców od mediów.
Ktoś powiedział, że ma pani kompleks Wojewódzkiego.
Myślę, że to on ma mój kompleks. Jestem taki mały Dyzio, któremu on tyle czasu od paru lat poświęca. Zakochał się?
Pisze pani, że była w dzieciństwie aspołeczną psychopatką. Ile dziś zostało z tamtej osoby?
Nie jestem liderem grupy. Bardziej rzecznikiem prasowym. Cały czas jestem z boku. Jak ktoś pisze, że ja jestem w centrum show biznesu I jestem celebrytką, to ja mówię kurde, ludzie! Pokażcie mi jakąś imprezę w ciągu ostaniach siedmiu lat, na której byłam, poza konferencjami TVN Style. Ja się źle czuję na takich imprezach. Jestem z boku i obserwuję.
Celebryci często zastanawiają się, kto dał pani prawo do krytykowania i oceniania całego środowiska?
To prawo dali mi ludzie, którzy zagłosowali na mnie pilotem. Dostałam siedem lat temu program w TVN Style i okazało się, że jest oglądany. Jak teraz potrzeba kogoś, kto ma coś powiedzieć o show-bizie, to jest parę nazwisk, a wśród nich jestem ja. Mam za to przepraszać?
Nie ma do tego studiów, zresztą one są niepotrzebne, bo tego uczy życie. Prawo do tego co robię, daje mi też spora ilość przeczytanych książek i obejrzanych filmów, dobra ogólna wiedza o kulturze, sztuce. Masa rzeczy, które wyniosłam z domu, a których celebryci nawet na oczy nie widzieli. To wszystko dało mi to prawo.
Jesteśmy w pobliżu pani mieszkania, które nie tak dawno spłonęło. Był to czas, kiedy wielu gwiazdorów postanowiło wykorzystać pani tragedię, aby wreszcie się odgryźć.
O tym trochę trudno mi się mówi, bo to taki rodzaj tragedii, której ja nie życzę nikomu. To był przerażający moment w moim życiu. Nie mówię, że coś zweryfikował, bo ja nie mam 15 lat i wiem, kto jest kim. Natomiast żart z tego, na przykład Kuby Wojewódzkiego w "Polityce", pomimo iż nie spodziewałam się po nim niczego dobrego, dał najlepszą recenzję jego osoby. Z drugiej strony jest wolność słowa i niech sobie mówią. Wplatanie tragedii która się wydarzyła w rozgrywanie prywatnych interesów jest zwyczajnie słabe. Teraz na przykład zdarza mi się słyszeć, że “opowiadam o pożarze”, żeby sprzedać książkę…
Ale w książce piszę też o paru osobach, które zachowały się wówczas fantastycznie, jak choćby Ilona Felicjańska. Ona nawet chciała mnie wtedy do siebie wziąć. Czy zachowanie Szymona Majewskiego, z którym od następnego dnia wymieniałam sms-y. On mnie jakby prowadził za rękę, bo sam wiedział jak to ważne, aby pytać, jak się czuję. Wiedział, bo sam tego wcześniej potrzebował. Parę osób zachowało się absolutnie genialnie.
Pani krytykuje gwiazdy, ale one nie pozostają dłużne. "Psychicznie chora"; "ścierwo"; "głupia cipa" to tylko niektóre z określeń kierowanych przez celebrytów pod pani adresem. Jak pani to traktuje? Czy to potwierdzenie, że trafia pani w punkt ze swoimi ocenami?
Ja się bardzo cieszę, że widocznie celnie strzelam. Próbują uderzyć we mnie jak najmocniej. Gdzieś w środku mnie to kręci. W jakimś sensie pojawia się nawet satysfakcja. Ja czasem coś rzucę na zasadzie dowcipu w programie, a potem wraca hekatomba. Gdy rozpętuje się armagedon, myślę sobie "ojej, to to było takie celne?". Naprawdę, tak boli? Oni nie mają dystansu. Im bardziej gwiazda mówi, że ma dystans i poczucie humoru, tym bardziej trzeba się ubierać w kamizelki kuloodporne. I prawników.
Celebryci lubią też pani wytykać sytuację, że nie ma pani dzieci i życiowego partnera. To rusza?
Tak naprawdę nic nie wiedzą, bo ja tego nie upubliczniam. Nikt nie wie, kto jest moim przyjacielem. Wiem, że w tym towarzystwie to zwyczaj, że idzie się na ściankę z nowym chłopakiem, nowym psem, a jak ma się nową kanapę to zaprasza się media, aby ją pokazać. Stawiam granicę między życiem prywatnym i zawodowym. Parę osób z szołbizu może było u mnie w domu. Ludzie myślą, że jak się nie ma przyjaciół z show biznesu, to się ich w ogóle nie ma. A jak nie mam męża, to już koniecznie muszę być lesbijką. Jakie to polskie, kołtuńskie i smutne.
Proszę zauważyć, kto opowiada te historie. To osoby, które całe swoje życie prywatne pokazują wszystkim i myślą, że tak trzeba i to normalne. Ja zaś uważam, że to moje prywatne życie. Nikt normalny nie zaprasza mediów do domu i nikt normalny nie opowiada intymnych historii publicznie.
Ale przecież pani też zdarza się używać określeń słów pod adresem gwiazd. W "Bombie" przypomina pani własne słowa o Ewie Farnej, którą nazwała pani "pijaną idiotką". Nie za mocno? To prowokuje.
Była pijaną idiotką, bo mogła zginąć w tym wypadku. Ona się na szczęście pokajała się i powiedziała o tym wprost. I to w jednej telewizji, a nie we wszystkich. To był dobry ruch. Może dobrze, że tak dostała po tyłku, bo się uspokoiła i zrozumiała pewne rzeczy. To świetna dziewczyna, ma dobra energie, talent. Także takich słów czasami się używa, ale tego co się używa wobec mnie, to ja bym nigdy nie użyła wobec człowieka. Na pewno nie publicznie.
Wspomina pani w książce o homofobicznym epizodzie w swoim życiu. O co chodzi?
Po dwóch latach przebywania w programie Top Model, który się roił od homoseksualistów, bo to przecież świat mody, miałam przez chwilę takie poczucie. W show biznesie normalnie spotyka się gejów, ale śmiałyśmy się z Aśką Krupą, że musimy sobie założyć enklawę dla heteryków, bo po prostu siedziałyśmy i czułyśmy się delikatnie mówiąc osamotnione [śmiech]. Śmiałyśmy się z tego, ale to miało taką formę trochę już męczącą.
Stwierdziła pani, że sytuacja po słynnym żarcie o Ukrainkach w "Porannym WF-e" mówi dużo o Polsce i Polakach. Co miała pani na myśli?
Wojewódzki i Figurski byli jednym z najlepszych tandemów polskich mediów wszech czasów. Słuchałam ich i to fantastycznie żarło. To prawdziwa sztuka, by dobrać dwie osoby, między którymi jest taka chemia. Tam nie było niczego napisane, wszystko było z czaszki.
Ten o Ukrainkach, to nie był nawet taki strasznie ciężki dowcip. To był dowcip bardzo niesmaczny. Takich jest pełno. A są również takie dowcipy, że gdybyśmy niektóre opowiadane w zaciszach alkowy usłyszeli, to by się wszyscy rękami i nogami nakryli. Oni jednak mieli tego pecha, że zostało to powiedziane publicznie i że zbliżało się Euro 2012. Nałożyły się zatem dwie rzeczy, czyli nasza poprawność polityczna wobec Ukraińców, bo całujemy się z nimi w usta i są to nasi najlepsi przyjaciele na świecie. Druga to ta, która spowodowała u mnie niesmak, czyli potraktowanie kobiety. Słyszę masy seksistowskich dowcipów, sto razy gorszych od tego, tylko ten był powiedziany na antenie, a oni się trochę za mocno zarechotali.
Przypomnijmy, że Bartosz Węglarczyk na początku roku opowiedział słynny dowcip w "Dzień dobry TVN" o robotach ukraińskich. Jemu się nic nie stało, poza tym, że jest pewien społeczny ostracyzm wokół niego. To było dla mnie znacznie gorsze od tego, co zrobił Wojewódzki z Figurskim. Myślę jednak, że Michałowi cała ta sytuacja wyszła na dobre. Tyle lat był w cieniu i to takiej osoby jak Kuba, że na pewno hamowało to jego kreatywność.
Wspomina pani o zasługach Magdy Gessler dla społeczeństwa. Jakie to zasługi?
Przede wszystkim pokazała Polakom, co można zobaczyć na zapleczu restauracji. Jak zobaczyłam, co zaczęła z tych lodówek wyciągać, jak dramatyczna ilość chemii jest w pożywieniu, to przestałam chodzić do restauracji. Od dziecka mam wrażliwy żołądek i był taki moment, że cokolwiek zjadłam w restauracji, to lądowałam na pogotowiu. Nie wiedziałam dlaczego, a ona mi to pokazała. To nie tak, że miałam jakieś fobie, tylko jedzenie w wielu restauracjach po prostu nie kwalifikuje się do tego, aby je podawać ludziom. Pokazała Polakom, że ważne jest, co jesz.
Ma pani żal do mediów, że promują choćby Dodę czy Edytę Górniak, a nie takie osoby jak Sylwia Grzeszczak. Z drugiej strony pisze pani w "Bombie", że słupki rządzą. Skąd ten dysonans?
Redaktor naczelny ma absolutną świadomość, że nie promują nikogo super, dając na okładkę lansowaną diwę. Że ona nie nagrała żadnej płyty, a jest na okładce tylko dlatego, że rozwodzi się albo kogoś zwymyślała. Wie, że jest cała masa innych ludzi, których można pokazać na okładce, ale oni idą po najmniejszej linii oporu. Nikt nie zaryzykuje pokazania właśnie Sylwii Grzeszczak, Meli Koteluk czy wielu innych osób. Kiedy biorę do ręki "Vivę", widzę wywiady z jakimiś pustakami, a w tym czasie wychodzi co najmniej jeden fajny film, świetna płyta i jest masa innych osób, którym można by pomóc w dotarciu szerzej. Czy nie ma pan takiego wrażenia?
Mam, ale decydują o tym właśnie wspomniane przez panią słupki.
Ale to jest bezpieczne. Ktoś monopol powinien przełamać. Kiedyś media ponosiły ryzyko, bawiono się i to ryzyko się zwykle opłacało. W tej chwili media są strasznie bezpieczne. Daje się byle jakie niusy o Dodzie, Górniak czy o Annie Musze. A to też działa na niekorzyść tych dziewczyn, bo one niedługo się znudzą. Będzie efekt Michała Wiśniewskiego, który też kiedyś był wszędzie i się nim wyrzygano. U nas nie lansuje się ludzi zdolnych, na których ludzie butami głosują, bo idą kupić płyty, oglądają ich filmy. Doda jest gwiazdą, tego jej nikt nie zabiera, ale, przepraszam bardzo, poza najdłuższą w Polsce reklamą napoju energetycznego, czyli ostatnim teledyskiem to naprawdę teraz dużo nie zrobiła. To mnie wkurza i to jest polska specyfika, a ja tego zupełnie nie rozumiem.
Przywołuje pani Bogusława Lindę, który kiedyś przyszedł do programu na żywo w bardzo słabej formie. Pomimo tego, nie odwołał wizyty w studiu i dotrzymał słowa, a przy tym świetnie wypadł. Czy to naprawdę wyjątek w świecie gwiazd?
Słyszałam o historiach mrożących krew w żyłach, o zachowaniach poniżej wszelkiej krytyki, z obrażaniem i wyzywaniem ludzi włącznie, nieprzychodzeniem na life'y, na plan własnego serialu z zawalaniem dni zdjęciowych, bo się nie było w stanie stać, a cała ekipa czeka. Jak ja słyszę takie rzeczy to mi się robi niedobrze. Nie życzę tym ludziom źle, ale ta zła energia kiedyś wróci. Słyszałam kilka nagrań rozmów telefonicznych, jakim językiem gwiazdy zwracają się do dziennikarzy. To jest hard core i nadaje się do sądu. A to są ludzie z pierwszych stron gazet i wszyscy padają przed nimi na kolana. Też o tym pisze, o litrach wazeliny używanej przy wchodzeniu gwiazdom do tyłka. Na szczęście mogę to napisać, bo to, czy będę miała na życie, w przeciwieństwie do moich kolegów z prasy typu people, nie jest uzależnione od fochów i pierdów jednej albo drugiej pseudo gwiazdy albo jej pseudo agenta. Rozmawiałam ostatnio z dziewczynami z "Dzień dobry TVN", które są tam wydawcami. Najgorsze według nich są młode gwiazdki jednego tygodnia, które od razu mają dwóch czy trzech agentów. Zachowują się jak primadonny, a przyjeżdża Jerzy Stuhr, prościutko siada, makeup'ik i jest gotowy. On nie robi nic, a to jest talent, który roznosi ściany.
A czy ta zła energia nie wraca także do dziennikarzy, którzy często przekraczają granicę przyzwoitości?
Ten kij ma dwa końce, ale myślę że jednak jak gwiazdor nie przychodzi na lajfa, który generuje ogromne koszty i nawet nie wyśle sms-a, bo jest nawalony jak meserszmit, nawet nie wymyśli, że mu rękę urwało czy wpadł pod tramwaj. Ja bym zabiła, bo to brak wychowania i kultury osobistej. Trzeba to powiedzieć, duża część tych ludzi to po prostu zwyczajne prostackie chamy.
Wiele razy w książce pojawia się słowo "inteligencja". Po jej przeczytaniu mam zaś wrażenie, że kołem zamachowym polskiego show-biznesu jest głupota.
Dłużej niż miesiąc, kwartał, rok, przetrwają ci, którzy mają wrodzoną inteligencję, choćby emocjonalną. Pojawienie się Big Brothera w Polsce, gdzie ludzie jedli zupę i szli pod prysznic zmieniło podejście do telewizji i uruchomiło niesamowity "obciach-factor". Jak ktoś jest inteligenty, to umie z każdej porażki wyciągnąć wnioski na przyszłość. A show biznes jest taką historią, gdzie pewne schematy się powtarzają.
Czy jest pani szczęśliwa?
Szczęśliwy jest tylko kretyn, tak do końca. Jeśli pyta pan o książkę, to jestem zadowolona. Nie spodziewałam się takiego szumu. Tego przede wszystkim, że piszą do mnie ludzie, że po lekturze książki mają listę filmów, które muszą teraz obejrzeć, że zobaczyli “Opowieści Hollywoodu” na YouTube i wreszcie zrozumieli, dlaczego Gajos to wielki aktor, że ktoś się zakochał w “Tulipanach”, które teraz zobaczył, po lekturze “Bomby”. To jest fantastyczne.
Co trzeba robić pani zdaniem, aby odnieść sukces? Niezależnie od tego, czy jest się celebrytą, czy nie.
Myślę że talent się obroni, pasja się obroni zawsze, inteligencja, poczucie humoru i świadomość tego, że jak się raz wejdzie w światło flesza, to twarz ma się oświetloną ale trzeba też wystawić tyłek do kopania. I nie ma co udawać niewiniątka I krzyczeć nagle, że gwałcą.