Nie ma znaczenia, czy jest to związek z miesięcznym czy 25-letnim stażem. Są zachowania i sprawy, których się wstydzimy. Ukrywamy lęki, słabości i niedoskonałości. Są jednak i takie związki, w których obowiązuje przesadny luz. Absolutna bliskość, wkraczająca praktycznie do łazienki, wcale nie wychodzi na dobre. Pewne zachowania nie tylko mogą wywołać u naszych partnerów niesmak, ale mogą też ich skutecznie odstraszyć. Rozmawiamy z seksuologiem i doradcą rodzinnym Ewą Żeromską.
Ewa Żeromska: Jest całe mnóstwo takich zachowań i to w każdej dziedzinie. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl to niepowodzenia szkolne dziecka. Nie chcemy usłyszeć, że to nasza wina, że czegoś nie dopilnowaliśmy. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety ukrywają dodatkowe wydawanie pieniędzy. Kobiety nie mówią o nowych ciuchach, panowie ukrywają drogie gadżety. Co ciekawe, nie dotyczy to tylko ludzi biednych, ale tych, którzy są całkiem dobrze sytuowani.
A czego się wstydzimy?
Wielu rzeczy. Masturbacji, to dotyczy kobiet i mężczyzn. Kobiety ukrywają też, że udają orgazm. Robią to z trzech powodów. Po pierwsze – żeby zadowolić mężczyzn i pokazać, że potrafią się świetnie spisać. Po drugie – kobieta nie chce się przyznać, że tak naprawdę nie wie, co to orgazm, bo właściwie nigdy go nie przeżyła, i nie chce, żeby partner źle o niej myślał. Po trzecie, chcą, żeby partner szybciej skończył i żeby było już po seksie, bo są np. zmęczone, mają na rano do pracy.
Kobiety wstydzą się częściej?
Kobiety potrafią przyczepić się w sobie do wszystkiego. Mężczyźni mają dla siebie zdecydowanie więcej tolerancji niezależnie od wieku. Kobiety wstydzą się swojego ciała, kształtu piersi, cellulitu, uważają, że są za chude, za grube. Nie podoba im się często nawet zapach ich skóry, owłosienie. Są w stanie przyczepić się absolutnie do wszystkiego. Z tego powodu mają duży opór, żeby uprawiać seks w dzień lub przy zapalonym świetle. A przecież partner i tak wie, jak wyglądają i najwyraźniej mu to nie przeszkadza, skoro nie uciekł z krzykiem.
A jakieś małe niepowodzenia domowe? Nieudane gotowanie, pranie, zniszczona rura?
Ze wszystkiego można zrobić dramat, albo przerobić to na coś śmiesznego. Wszystko zależy od tego, na ile jesteśmy pewni siebie i czujemy się dobrze sami ze sobą. To przekłada się też na to, na ile pewnie czujemy się w związku i wierzymy, że bliscy nas akceptują. Oczywiście nie zwalnia nas to z zachowań kulturalnych w ich towarzystwie.
No tak, w domu można wszystko... Według niektórych bekanie i tego typu zachowania są jak najbardziej dozwolone.
Dorosły, kulturalny człowiek, który nie jest chory, powinien zapanować nad swoją fizjologią. Tego należy się trzymać. Bekanie, puszczanie bąków przy kimś, nawet bliskim to po prostu brak kultury. Nie można pozwolić sobie na zbyt duży luz wobec partnera, partnerki, męża, żony. Niektórzy uważają, że skoro żyją z kimś, mieszkają, mają wspólne konto, to mogą się drapać w jego towarzystwie po jajkach, chodzić w gaciach, nie golić się i nie myć przez dwa dni. To tak nie działa. Jeśli ktoś nie wstydzi się tych zachowań, to powinien. Z drugiej strony pewne sprawy ukrywamy przesadnie. Np. problemy w pracy czy ze zdrowiem. Nie chcemy bliskiej osoby martwić, krępujemy się niepowodzeniem. To przegięcie w drugą stronę. Takie błędne koło, bo te rzeczy i tak bardzo często wychodzą na jaw. Niektórzy niestety demonstrują to, co powinni ukryć, a inni ukrywają z kolei to, o czym powinni mówić.
Są zachowania, jak np. czynności fizjologiczne, które niektórych krępują, a inni uważają je za zupełnie naturalne. Twierdzą nawet, że taka otwartość zbliża.
I dotyczy to niestety tych najbardziej podstawowych czynności fizjologicznych. Nie bardzo rozumiem, czemu drzwi do łazienki mają być stale otwarte. Żeby partner widział, jak robimy siku czy kupę? To nic przyjemnego. Są dużo przyjemniejsze i bardziej estetyczne rzeczy, które można robić razem. Są osoby, które brzydzi widok obcinanych paznokci. Szczególnie u nóg. Niektóre kobiety zostawiają na wierzchu swoje podpaski w trakcie okresu, bo uważają, że to coś naturalnego i rodzaj bliskości w związku pozwala im na takie zachowanie. Nie biorą pod uwagę, że na ich partnera może to naprawdę źle wpływać.
Przekraczając te "fizjologiczno-higieniczne" granice traci się na atrakcyjności?
Utrata na atrakcyjności to mało powiedziane. To może obudzić fizjologiczny wstręt u osoby, z którą żyjemy. Dla niej takie zachowania mogą być szokujące i odrzucające, bo wychowali się w domu, w którym drzwi do łazienki się zamykało i nikt nie bekał przy stole. Tak naprawdę pozwalając sobie na taki skrajny "luz", możemy zniszczyć relację. Pewnych czynności po prostu przy innych się nie robi. I nie ma znaczenie, czy jest to związek z miesięcznym czy 25-letnim stażem. To zwykła kultura współżycia.