Polskie czereśnie pryskane zakazanymi pestycydami
Polskie czereśnie gorsze od importowanych? Miały w sobie mnóstwo zakazanych pestycydów Fot. Hubert Hardy/REPORTER

Wolimy kupować polskie owoce i warzywa nie tylko dlatego, by wspierać naszych rolników, ale też żyjemy w przekonaniu, że są zdrowsze. Nie zawsze tak jednak niestety jest. Najnowsze badanie na zlecenie fundacji Pro-Test pokazuje, że to nie importowane czereśnie są "pryskane". Polskie owoce były "nafaszerowane" pestycydami i to takimi zakazanymi, czyli z... czarnego rynku.

REKLAMA

Fundacja Pro-Test już wcześniej robiła podobny test z truskawkami. Jednak dopiero najnowsze badanie może zburzyć nasz światopogląd. Próbki importowanych czereśni kupione w Lidlu (z Hiszpanii) i Biedronce (z Grecji) miały o wiele mniej pozostałości pestycydów (odpowiednio jeden i dwa legalne pestycydy) niż te kupione na bazarze na placu Szembeka w Warszawie (aż 8 resztek pestycydów, w tym połowa zakazana).

Polskie czereśnie gorsze od importowanych? Były pryskane zakazanymi pestycydami

Nie wszystkie pestycydy są jednak szkodliwe dla zdrowia i środowiska lub zakazane. Tymczasem niektóre wykryte w owocach z bazarku są niedopuszczone w Unii Europejskiej. Nie można ich kupić legalnie. Ktoś musiał je dostać prawdopodobnie na czarnym rynku.

"Co więcej, sprzedawczyni z bazaru poinformowała nas, że to owoce z własnej uprawy. Na pytanie, czy były pryskane, bo będzie je jadło małe dziecko, zapewniała, że w ogóle nie są pryskane" – czytamy w analizie badania.

W polskich czereśniach znaleziono m.in. ometoat w stężeniu 0,018±0,009 mg/kg, co przekracza najwyższy dopuszczalny poziom wynoszący 0,01 mg/kg. Jest to substancja od dawna wycofana z obrotu w UE i już w 2009 roku była uznawana za bardzo niebezpieczną.

Jak podaje Fundacja Pro-Test, związek ten jest "uznawany za potencjalnie rakotwórczy, neurotoksyczny i szkodliwy dla płodności". Jest to substancja silnie toksyczna, która może przenikać przez skórę i negatywnie wpływać na układ nerwowy, zwłaszcza u dzieci.

Ponadto w czereśniach wykryto cypermetrynę, karbendazym i lambda-cyhalotrynę, które również nie są dopuszczone do stosowania w uprawie czereśni. W związku z wynikami testu Fundacja Pro-Test złożyła oficjalne zawiadomienie do Sanepidu.

logo
Fot. pro-test.pl/

Okazuje się, że czereśnie z marketu mogą być bezpieczniejsze niż z bazarku. Sklepy prowadzą badania jakości

Materiały badawcze były raczej skromne, bo próbki pochodziły z zaledwie z trzech miejsc. Fundacja zapowiada jednak dalsze testy. Czy upadnie mit dotyczący wyższości polskich czereśni? Raczej nie zmienimy naszych przyzwyczajeń czy poglądów, bo to też nie ma większego sensu.

Nie jesteśmy w stanie sami sprawdzić, czy owoce naprawdę były pryskane i to w dodatku nielegalną "chemią". Ba! Te od sprzedawców na bazarku mogą być nawet bardziej niebezpieczne, bo duże sieci handlowe prowadzą własne, dodatkowe kontrole jakości.

Wyniki testu wskazują na systemowy problem: brak skutecznego nadzoru nad jakością warzyw i owoców sprzedawanych poza dużymi sieciami handlowymi. Właśnie w takich miejscach, jak bazary czy lokalne targowiska, kontrole jakości są rzadsze. Tymczasem konsumenci kierują się zaufaniem do polskiej żywości i patriotyzmem zakupowym, często nieświadomi, że w zamian mogą otrzymywać produkty gorszej jakości, a nawet niespełniające norm.

Fundacja Pro-Test

"Smutna konkluzja płynie z tego testu: kupując polskie czereśnie, nie masz pojęcia, na co trafisz. Żadne zapewnienia sprzedawców nie mają znaczenia bez niezależnych badań" – czytamy w podsumowaniu.

Co nam pozostaje, jako zwykłym konsumentom? Kupowanie czereśni tylko ze sprawdzonych źródeł, najlepiej od kogoś, kogo osobiście znamy i ufamy. Ewentualnie branie tych z marketu, który prowadzi swoje kontrole.

I dokładne umycie ich pod bieżącą wodą w domu. Na wszelki wypadek i dla spokoju ducha. Nie usuniemy pestycydów, które wniknęły do środka owocu, ale chociaż pozbędziemy się zanieczyszczeń z powierzchni.