Premier Donald Tusk pozwał naczelnego "Nie" Jerzego Urbana za primaaprilisowy żart i domaga się przeprosin w portalach takich jak Pudelek.pl i Gwizdek24.se.pl. Proces jeszcze dobrze nie ruszył, ale na razie kompromituje on Tuska bardziej niż sam artykuł w tygodniku Urbana. – Polityk, który idzie na wojnę z mediami, może sobie od razu wpisać na wizytówce słowo "idiota" – twierdzi Wiesław Gałązka, specjalista ds. marketingu politycznego.
Proces, jaki Donald Tusk wytoczył Jerzemu Urbanowi, rozpoczął się dziś przed Sądem Okręgowym w Warszawie (pierwsza rozprawa została odroczona). Chodzi o opublikowanie w tygodniku "NIE" rzekomego stenogramu podsłuchanych rozmów premiera i innych polityków podczas meczu Polska - Anglia na Stadionie Narodowym. W wymyślonej przez dziennikarzy konserwacji padają niecenzuralne słowa i określenia, które zdaniem Tuska "miały poniżyć go w oczach opinii publicznej i wywołać przekonanie, że premier sprawujący władzę w Polsce jest osobą pozbawioną zasad etycznych".
Bez precedensu
"To najbardziej satyryczny proces dekady" – pisze dziś w "Gazecie Wyborczej" Bogdan Wróblewski: "Jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś pozywał za żart primaaprilisowy. Ponoć kilka plotkarskich portali dało się nabrać, że cytowane w 'Nie' kibolsko-polityczno-obyczajowe rozmówki w loży dla VIP-ów podczas meczu są prawdziwe. I o to chodziło. Taka natura żartów na 1 kwietnia, by obżartowywana osoba na żart dała się nabrać".
Trudno się nie zgodzić. Satyryczny jest zresztą nie tylko powód pozwu premiera, ale także żądanie, by Urban opublikował przeprosiny na portalach Fakt.pl, Gwizdek24.se.pl oraz Pudelek.pl. Czyżby premier aż tak bardzo przejmował się tym, co piszą o nim internetowe tabloidy? Warto wspomnieć, że taką tezę postawił Janusz Palikot w swojej książce "Kulisy Platformy", pisząc, że jego były szef zwracał dużą uwagę na to, jaki PR robią mu brukowce.
– Oczywiście, że te treści mają ogromne znaczenie. Czytelnicy tych stron to są przecież obywatele, a premier ich sobie nie wybiera. Są nawet tacy, którzy kształtują poglądy polityczne wyłącznie na podstawie tekstów z "Faktu", "Super Expressu" czy Pudelka. Ubolewam nad tym, ale tak rzeczywiście jest – mówi w rozmowie z naTemat posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska.
Parlamentarzystka broni decyzji premiera. Jak twierdzi, żarty też rządzą się pewnymi prawami. – Są dwie żelazne zasady primaaprilisowych kawałów: ukazują się one 1 kwietnia, a nie wcześniej, jak w tym przypadku, oraz na drugi dzień są prostowane. W przypadku Urbana obie zostały złamane, więc proces jest jak najbardziej uzasadniony – dodaje.
Nieco innego zdania jest Andrzej Halicki, partyjny kolega Śledzińskiej-Katarasińskiej. – Nie koncentrowałbym się na tego rodzaju działaniach, raczej machnąłbym ręką. Żart, lepszy lub gorszy, ale wciąż jednak żart. Zamiast procesami lepiej zająć się problemami gospodarczymi Polski – podkreśla.
Zlikwidować prima aprilis
Bezlitośni w ocenie decyzji Tuska są z kolei internauci i politycy. "Może jeszcze PO w ogóle zniesie prima aprilis" – kpił dziś na antenie Radia ZET Włodzimierz Cimoszewicz. "Jak się okazuje, od śmiesznego żartu śmieszniejsza jeszcze jest histeryczna reakcja władzy" – napisał pod naszym tekstem Piotr.
Premiera obśmiewa też Artur Dębski, poseł Ruchu Palikota. – Ten proces jest absurdalny, premier chyba nie ma już co robić. Ja to interpretuję jako nadwrażliwość, która pojawiła się po medialnej krytycy Platformy. Tusk już nawet żart interpretuje jako atak – mówi naTemat.
Bez dystansu
Wiesław Gałązka, ekspert ds. marketingu politycznego, pytany o proces Tusk - Urban zwraca zaś uwagę na brak poczucia humoru polskich polityków. Według niego Donald Tusk przy tej okazji pokazał, że nie ma do siebie dystansu, choć wcześniej pewnie niewielu by się tego spodziewało. – Te wszystkie pudelkowe portale będą z pewnością zadowolone, bo dowartościowuje je sam szef rządu. Szkoda, że on tak poważnie podchodzi do sprawy, która w gruncie rzeczy nie jest warta jego uwagi – zaznacza.
Gałązka dodaje, że poczucie humoru jest wskaźnikiem inteligencji, a atak na "NIE" za dobrze o inteligencji szefa PO nie świadczy. – Kissinger powiedział kiedyś, że ten, kto idzie na wojnę z mediami, ma prawo wpisać sobie na wizytówce słowo "idiota". Niektórzy nasi politycy najwyraźniej powinni to zrobić – podkreśla.
Każdemu wolno się oczywiście obrażać. Jednak jeśli "żart" zaczyna żyć własnym życiem i jest odbierany "śmiertelnie poważnie" to oznacza, że ludziom ten żart się wydaje bardzo prawdopodobny. A to już nie jest zasługą Urbana.
Robert
Premier Tusk,który pozywa Jerzego Urbana, za tekścik w Nie, to potwierdza,ze Tusk jest bardziej przewrażliwiony na swym punkcie niż J. Kaczyński.
Donald Tusk, zachowuje się jak dyktatorzy, każdy rodzaj krytyki, czy żartu z niego, doprowadza go do białej gorączki wręcz agresji, stąd te żałosne pozwy.
Jerzy Urban
Donald Tusk wściekł się na nasz żart nie dlatego, że nie ma poczucia humoru. Ubodło go strasznie, że polska opinia publiczna odzwierciedlana w internecie od razu uwierzyła w to, że premier i jego otoczenie rozmawiają językiem pijanych chamów wrzeszczących i bijących się na meczach. Narodu mającego już tak kiepskie wyobrażenie o swoim władcy nie można pozwać do sądu. Ja mam więc na procesie zastąpić większość Polaków.