Artur Barciś w wieku trzydziestu lat jeździł maluchem. Tomasz Wołek nawet nie marzył o samochodzie, a pierwsze mieszkanie w jego życie wniosła dopiero druga żona. Profesor Magdalena Środa nie pamięta czy miała telewizor, ale twierdzi, że w 1987 roku i tak nie było warto go oglądać. Paulina Młynarska zapewne miała szklany ekran, gdyż mieszkała wówczas w wynajmowanym lokalu w Paryżu. Czy własne mieszkanie i wysoki standard życia w wieku trzydziestu lat to na pewno konieczność?
– Teraz jest paradoksalnie trudniej – mówi naTemat Tomasz Wołek, który na naszą prośbę porównał sytuację dzisiejszych trzydziestolatków do czasów, gdy sam był w tym wieku. Też miał wówczas wysokie aspiracje i marzenia, które z powodów politycznych nie zawsze mogły być realizowane. I choć nie miał swojego własnego samochodu czy mieszkania, doskonale rozumie dzisiejszych trzydziestolatków, odczuwających ogromną potrzebę posiadania.
– Było podobnie – stwierdza zaś Artur Barciś, który powiedział nam, co sam posiadał, gdy był trzydziestolatkiem. – Przede wszystkim miałem już żonę i chciałem mieć dziecko. Potrzebowałem zatem miejsca, do którego się wraca i w którym ktoś by na mnie czekał. Odczuwałem silną potrzebę stabilizacji – mówi bloger naTemat.
Zarobki w Polsce nie pozwoliły mu jednak na to, aby swoje marzenia spełnić. – Wykupiłem swoje mieszkanie tylko dlatego, że pojechałem na saksy i udało mi się zarobić trochę pieniędzy na Zachodzie. Po tym wyjeździe wystarczyło mi mi jeszcze na używanego, dwuletniego malucha. To było spełnienie moich marzeń – wspomina aktor.
Artur Barciś w wieku trzydziestu lat mógł kupić sobie więcej niż jego rówieśnicy. – Przyzwoicie zarabiałem i na przykład dżinsy nie były dla mnie wielkim wydatkiem. Mogłem sobie pozwolić na to, aby chodzić do Pewexu i kupować prezenty – mówi Barciś, który trzydzieści lat skończył w 1987 roku.
Nieco gorzej żyło się młodej pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego. Magdalena Środa nawet nie pamięta, czy miała w tym czasie telewizor. Jak twierdzi, i tak był on wówczas mało przydatny, bo informacje o świecie czerpała z książek i "bibuły". – W 1987 roku mało kto chciał oglądać telewizor. Raczej bojkotowało się to, co można było w nim zobaczyć – wspomina.
Całe życie na cudzym
Paulina Młynarska dużą część życia spędziła we Francji. Gdy miała trzydzieści lat, nie myślała jednak o własnym mieszkaniu. Zamiast niego, wybrała podróże zagraniczne i ukochane przez siebie książki, które zabierała ze sobą do kolejnych, wynajmowanych mieszkań. – Temat posiadania własnego mieszkania w Paryżu praktycznie nie istniał w moim środowisku. Byli to ludzie świata sztuki, filmu, reklamy, czyli raczej dobrze radzący sobie w życiu. Własne mieszkanie posiadali jedynie ci ludzie, których nazywaliśmy burżujami, czyli tak zwani synowie i córeczki bogatego tatusia. Dla nas własne cztery kąty były tematem kompletnie nierealnym – mówi dziennikarka.
Paulina Młynarska ma dziś 42 lata, a zaledwie dwa lata temu wyprowadziła się do własnego mieszkania. – Gdybym wzięła wtedy kredyt, byłabym dziś w dupie, patrząc na obecną cenę franka. W wieku trzydziestu lat miałam zaś swój samochód, który wzięłam na raty. Nie było to auto moich marzeń, ale było fajne i w zupełności mi wystarczało. oprócz samochodu miałam jeszcze sporo mebli kupionych na bazarach ze starociami i dużo książek – wspomina Paulina Młynarska.
– Każdy marzy o własnym mieszkaniu – twierdzi zaś profesor Magdalena Środa, której owego pragnienia nie udało się zrealizować. – Nie było wtedy prywatnych szkół i jedynym źródłem skromnego dochodu był uniwersytet. Nie miałam perspektyw, aby zarabiać lepiej niż to, co dawało mi państwo. Mieszkania mogli sobie kupić tylko bardzo bogaci ludzie. Ja swoje dostałam w prezencie od mamy, bo ona po ślubie miała dwa – mówi profesor Uniwersytetu Warszawskiego.
Mieszkanie po żonie
– Gdy trzydziestolatkowie mojego pokroju cierpieli lub mieli poczucie niespełnienia, to chociaż wiedzieli dlaczego – twierdzi publicysta Tomasz Wołek. – Dziś brutalne prawa rynku sprawiają, że gdy upada firma, to ludzie lądują na bruku i muszą szukać nowej pracy. Nie ponoszą winy za to, że stracili pracę, czy też nie mogą znaleźć nowej. Zmusza ich do tego sytuacja ekonomiczna – zauważa Wołek.
Gdy sam miał trzydzieści lat, oglądał zachodnie filmy które pokazywały, jak człowiek może żyć i co posiadać. – To było w ogóle nieosiągalne dla nas. Ja dokonałem pewnego wyboru życiowego i moje aspiracje musiały zostać zaniżone. Różnica polega na tym, że wtedy wiedziałem, za co wyrzucają mnie z pracy i dlaczego nie wyjeżdżam zagranicę – mówi Wołek. Jak wspomina, jego ówczesnym źródłem dochodu było pisanie na tematy sportowe, które były względnie bezpieczne. – Pensja nie była wysoka i dało się jakoś przeżyć – dodaje.
– To są czasy i sprawy nieporównywalne – mówi Tomasz Wołek. Pomimo to, że z pewnością zmieniła się kwestia dostępu do podstawowych dóbr, to problemy związane przede wszystkim z mieszkaniami nie polepszyły się. Przeciwnie. Dla wielu osób szansą na mieszkanie pozostaje jedynie spadek po dziadkach lub rodzicach. – Ja mieszkałem w domu rodzinnym, więc nie było problemu z dachem nad głową – wspomina publicysta, który nawet po latach nie kupił własnego mieszkania. To pojawiło się w jego życiu wraz z drugą żoną. – Gdy ożeniłem się po raz drugi, wprowadziłem się do mieszkania żony w Warszawie – mówi.
Bez samochodu, bez wyjazdów
Dla dzisiejszych trzydziestolatków swoistym pomnikiem własnych dokonań bywa auto. Nie może być byle jakie. Powinno pokazywać nam samym, że jesteśmy w stanie pozwolić sobie na pewne luksusy, które wynagrodzą nadgodziny spędzane w szklanych biurowcach. Tomasz Wołek rozumie takie potrzeby, choć sam nie mógł w podobnym wieku pochwalić własnymi czterema kółkami. – Ja samochodu nie kupiłem sobie nigdy. W wieku trzydziestu lat nie tylko nie było mnie stać, ale nawet nie miałem takich aspiracji – mówi publicysta.
Wołek ze względu na swoją działalność nie mógł sobie także pozwolić na jakiekolwiek wyjazdy do innych krajów, czyli na to, co dziś mamy na wyciągnięcie ręki. – Wyjazdy zagraniczne nie wchodziły w grę, choćby z uwagi na brak paszportu. Po raz pierwszy za granicę wyjechałem w 1986 roku i to od razu do Meksyku na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej – wspomina.
Zdecydowanie lepsze czasy sprawiły, że trzydziestoletnia wówczas Paulina Młynarska zobaczyła już kawał świata. – Wszystkie pieniądze, które zarabiałam, wydawałam na podróże. Zabierałam na nie swoją dziewięcioletnią córkę. Akurat mogłam sobie pozwolić na dłuższe urlopy, pracowałam wówczas w radiu – mówi blogerka naTemat Paulina Młynarska.
Trzydziestoletnia w 1987 roku prof. Magdalena Środa nie miała nawet paszportu, więc nie marzyła o zagranicznych wyjazdach. – Problemem było to, aby związać koniec z końcem. Nie wyjeżdżałam za granicę. Moim największym marzeniem było to, aby wysłać dzieci na wakacje w fajnym miejscu – mówi Środa.
Wołek: Doskonale was rozumiem
Nikt nie lubi narzekania i narzekających. Lepiej bowiem wziąć się do roboty i zmieniać swoje życie, niż użalać się nad jego ciemnymi stronami. Jednak ludzie, mający za sobą trzydziesty rok życia, wykazują bardzo wiele zrozumienia dla pokolenia, które swoją młodość spędza w korporacjach i wraca do wynajmowanego mieszkania. – Staram się rozumieć niepokoje, frustracje i obawy młodych ludzi, bo nie są one podbudowane jakąkolwiek rekompensatą moralną, jaką miałem ja działając w opozycji – zauważa publicysta najważniejszych polskich tytułów prasowych.
Tomasz Wołek przyznaje, że warunki życia młodych Polaków stawiają przed nimi wiele barier, których często nie da się pokonać jedynie ciężką pracą i dobrymi chęciami. – To brutalne zderzenie z rzeczywistością. Bezlitosne prawa rynku zbierają swoje żniwa i to jest fundamentalna różnica między naszymi czasami. Doskonale to rozumiem – podsumowuje publicysta.
Zupełnie inne spojrzenie na potrzeby trzydziestolatków ma Paulina Młynarska. Jej zdaniem, odczuwanie presji posiadania to efekt atmosfery nakręconej przez media, reklamy i świat bankowości. – Firmy zrobiły z ludzi niewolników i wytworzyły w nich pragnienie posiadania. Trzeba sobie zadać pytanie, czy własne mieszkanie nie jest obkupione zbyt wysoką ceną – mówi dziennikarka.
– Fajnie jest mieć własne mieszkanie – uważa zaś profesor Magdalen Środa. – Ale konsumpcjonizm widoczny na ulicach, to że każdy musi dziś chodzić w koszulce Lacoste, to już jest pewna przesada – mówi etyk z Uniwersytetu Warszawskiego.