– Tracę wytrzymałość do jeżdżenia autobusami – pisze Aleksandra Różdżyńska.
– Tracę wytrzymałość do jeżdżenia autobusami – pisze Aleksandra Różdżyńska. Fot. Stefan Romanik / Agencja Gazeta

Zaczęłam myśleć, czy nie zacząć zostawiać w autobusach bilety, żeby ktoś jeszcze z nich korzystał. Bo nie rozumiem, dlaczego zmienia się rzeczy, które działają dobrze.

REKLAMA
Skasowane bilety czasowe można zostawić przy kasownikach, bramkach metra albo na przystankach. Niektórzy robią tak też z jednorazowymi. Są na okaziciela. Jest szansa, że ktoś skorzysta, że na jeden bilet pojadą dwie osoby, jak w akcji „Podaj bilet”. Sama chętnie znajdę kiedyś taką niespodziankę.
Spóźnione autobusy
Wiem, że komunikacja jest kosztowna, dlatego do niedawna tłumaczyłam sobie wszystkie niewygody oszczędnościami lub błędem ludzkim. Ale, skoro celem jest minimalizacja niedobrych rozwiązań, dlaczego tak wiele autobusów nie trzyma się rozkładu jazdy? Wczoraj wieczorem nocny śmignął mi przed nosem kiedy leciałam na przystanek, trzy minuty przed czasem.
Na następny czekałam pół godziny, o 1 w nocy. Fakt, że traktuje się to jako normę jest dla mnie lekceważeniem pasażerów. W ciągu dnia to samo. Czasem nie przyjeżdżają po dwa autobusy z kolei. A potem wszystkie naraz. Mieszkam przy pętli. Parę razy widziałam, że autobus już na starcie wyjeżdżał z kilkuminutowym opóźnieniem, bo kierowca rozmawiał z kimś kto wysiadł z samochodu z napisem Nadzór ruchu. To nie on właśnie powinien pilnować rozkładu?
Tłok i gwałtowni kierowcy
Druga rzecz to klimat w samym autobusie. Przed ostatni tydzień ładowałam się na siłę do każdego, którym miałam jechać. Nie wspomnę o porannym metrze. Wszędzie był taki tłok, że nie dało się normalnie wejść. Przez tę masę ludzi czasem trudno nawet sięgnąć żeby się czegoś trzymać, albo do kasownika.
Na szczęście kanar i tak się już nie zmieści. Do tego niektórzy kierowcy jeżdżą bardzo gwałtownie – tak, że ciężko stabilnie stać i połowa ludzi przewraca się na siebie. Trzeba być czujnym non stop. Widzę, że niektórym, szczególnie starszym, trudno dotrzeć do wyjścia. To też jest lekceważenie pasażerów. Za taki przejazd mamy płacić normalną stawkę? Bilety zrobiły się już naprawdę drogie. Prawie piątka za jeden przejazd w Warszawie – kilka takich i można pojechać pociągiem lub autokarem na drugi koniec Polski.
195 skasowane
Przy tych wszystkich niedogodnościach, nie rozumiem, dlaczego zmienia się rzeczy, które funkcjonują dobrze. Teraz dotknęło mnie to bezpośrednio. Chodzi o stołeczny autobus 195, którym jeżdżę od wielu lat. Od czerwca przestaje istnieć, a precyzyjniej, zmieniona zostaje jego trasa. Pozostał tylko numer, co jest niesmacznym żartem. Oryginalny 195 łączył Ursynów z Śródmieściem.
Była to trasa przelotowa z kilkoma strategicznymi punktami (Centrum Onkologii, Stegny, Łazienki, Uniwersytet Warszawski i Stare Miasto) dla której metro ani liczne przesiadki nie są alternatywą. Prawie zawsze było w nim dużo ludzi, na niemal całej trasie. Głównie studenci i osoby starsze, które być może nie miały łatwego dostępu do petycji radnego Piotra Lenarczyka w Internecie, którą podpisałam. Dobrze, że udało się uratować 175. Mamy zresztą ciągle sporo dobrych autobusów, warszawski system nocnych i metra po godzinach jest genialny. Ale dlaczego opinia i komfort pasażerów coraz mniej się liczą?
Czy poza stolicą jest podobnie?

Specjalnie dla Państwa przedstawiamy wybrane paragrafy z Książeczki Zasad Dobrego Pasażera: §3 pkt 2 a) Torbę, plecak bądź torebkę nosimy nad głową, aby zwolnić miejsce wokół siebie. CZYTAJ WIĘCEJ