
Działaczki Kongresu Kobiet rozważają założenie własnej partii i start w wyborach parlamentarnych. "Gdy okazało się, że większość partii traktuje nas instrumentalnie, coraz więcej z nas zaczęło mówić: 'dość chodzenia od drzwi do drzwi' – przyznaje Henryka Bochniarz.
REKLAMA
W połowie czerwca w warszawskiej Sali Kongresowej odbędzie się sesja Kongresu Kobiet zatytułowana "Kongres idzie do wyborów". Uczestniczki spotkania debatować będą o tym, czy bardziej zaangażować się politycznie. W grę wchodzi nawet utworzenie własnego ugrupowania.
Wszystko dlatego, że kobiety są rozczarowane współpracą z innymi partiami. Liczyły na Europę Plus, ale potem okazało się, że nie są traktowane po partnersku i szybko zdystansowały się od tej inicjatywy. "Postulat stworzenia ugrupowania pojawił się w dyskusji. Jednak możliwości jest o wiele więcej. W grę wchodzi też wspieranie kobiet na konkretnych listach albo stworzenie węższej lub szerszej koalicji" – potwierdza w rozmowie z "Rzeczpospolitą" rzeczniczka Kongresu Dorota Warakomska.
Nieśmiałe przygotowania do startu w wyborach trwają już od trzech lat. Przed wyborami samorządowymi z 2010 roku kilkaset działaczek z list różnych komitetów uczyło się, jak organizować partię i skutecznie występować w mediach. Czy partia kobiet z Kongresu miałaby szansę powodzenia? Dr Norbert Maliszewski, specjalista ds. marketingu politycznego, jest sceptyczny. "Polacy mają wciąż przekonanie, że kobiety w polityce sprawdzają się głównie w dziedzinach społecznych, jak edukacja. Jednak pomysł wydaje się być kartą przetargową w negocjacjach z innymi partiami" – podkreśla w komenatrzu dla "Rz".
Kongresowi Kobiet z pewnością nie pomaga fakt, że ostatnio wypisały się z niego dwie działaczki: Jolanta Kwaśniewska i Henryka Krzywonos. "Coraz mniej angażowała się w prace, a pretensji przybywało" – tak tłumaczono potem w Kongresie odejście Kwaśniewskiej.
