Najpierw pisowska prawica miała go za człowieka, który pomoże obalić rządy Tuska i wprowadzi Polskę na ścieżki IV RP. Droga od sojusznika do zdrajcy znów okazała się jednak bardzo krótka. Teraz Paweł Kukiz jest dla prezesa Kaczyńskiego i spółki w najlepszym razie pożytecznym idiotą Tuska, a w najgorszym – agentem wpływu PO.
Sygnał do ataku dał sam Jarosław Kaczyński. Kilka dni temu podczas spotkania z wyborcami w Gryfinie określił Oburzonych mianem "ruchu, który ma zawrócić ludziom w głowach". Cytował stanowisko Pawła Kukiza: "PiS to tak naprawdę niewiele się różni od PO, a my tu jesteśmy oburzeni, my tu tak naprawdę coś zmienimy. Jest jakiś kamień filozoficzny, jednomandatowe okręgi wyborcze, który wszystko zmieni". I wzywał: "Nie dajcie się nabrać".
Kukiz w ogniu
Rzecznik PiS Adam Hofman potwierdził dziś, że słowa prezesa nie były przypadkowe. Jak mówił w RMF FM, o ludziach z ruchu Oburzonych wciąż myśli ciepło, ale o jego liderach już nie. "Oni podejmują decyzje, które pomagają Tuskowi. Takie ruchy są złe. Trzeba je krytykować. Jeśli liderzy wycofają się z takiej drogi, to dobrze. Jeśli nie, to znaczy, że przyjęli rolę rozmiękczaczy" – stwierdził.
Retorykę polityków PiS szybko podłapała "Gazeta Polska". W najnowszym wydaniu piórem Piotra Lisiewicza nie pozostawia swoim czytelnikom miejsca na wątpliwości:
"Mówią o znudzeniu wojną PiS z PO i ogłaszają się nową, świeżą siłą. Są od PiS bardziej umiarkowani albo odwrotnie - radykalniejsi. Mogą być bardziej wrażliwi społecznie albo wolnorynkowi. (…) Oto na scenie pojawia się nowe ugrupowanie, które ma dość rządów Platformy Obywatelskiej. Jego liderzy z troską pochylają się nad porażkami Prawa i Sprawiedliwości. I chcą pomóc. Dodać opozycji dynamiki, młodości, przyciągnąć nowy elektorat, który media zniechęciły – niestety, ale cóż, takie są realia – do Jarosława Kaczyńskiego".
Skąd ta ofensywa przeciwko Oburzonym? Dlaczego prawica spod znaku Kaczyńskiego postanowiła zdecydowanym ruchem odciąć się od działaczy tego ruchu? Po prostu Paweł Kukiz popełnił kilka niewybaczalnych "grzechów"..
Zły dotyk Platformy
"PiS ustawia Kukiza w roli agenta wpływu PO" – zauważył publicysta portalu wPolityce.pl Krzysztof Kłopotowski. Wszystko dlatego, że politycy partii Kaczyńskiego zdecydowanie sprzeciwiają się wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych, a jednym z argumentów jest fakt, że działałyby one na korzyść Platformy. Gdyby JOW-y obowiązywały w wyborach parlamentarnych z 2011 roku PO zdobyłaby nie 207, a 306 mandatów. Z kolei stan posiadania PiS zwiększyłby się tylko o sześć miejsc.
– Nie jesteśmy przeciwko JOW-om z przyczyn ideologicznych. To rozwiązanie w praktyce nie przyniesie zmiany, której Oburzeni się spodziewają. JOW-y sprawdzą się wtedy, kiedy społeczeństwo będzie bardziej rozbudzone obywatelsko. Poza tym, jeżeli ktoś jest Oburzony na rządzącą partię, to powinien wzywać do głosowania na jedyną formację, która jest w stanie przejąć władzę – mówi naTemat poseł PiS Krzysztof Szczerski.
To jednak tylko oficjalna wersja.
Rozbić system
Zdecydowanie bardziej znaczące jest to, że Kukiz chce uderzyć we wszystkie partie polityczne. Dla dużej formacji, takiej jak PiS, prężnie rozwijający się antysystemowy ruch jest sporym zagrożeniem. – Kaczyński stara się wskazać, że w Polsce politykę można robić tylko w partiach politycznych i tylko z nimi. Dla niego nie ma czegoś takiego jak ruchy oddolne – przekonuje w rozmowie z naTemat politolog dr Wojciech Jabłoński.
Mimo wszystko początkowo mogło się wydawać, że Kukiz i Kaczyński, jeśli nawet nie będą współpracować, to przynajmniej nie wejdą sobie w drogę. Wskazywała na to reakcja lidera Oburzonych po ataku Kaczyńskiego. "Myślałem, że jest sojusznikiem w natychmiastowym odsunięciu Tuska od władzy. Nie można iść na wojnę absolutnie ze wszystkimi. Ale skoro chce…" – stwierdził.
– Wykazał się zadziwiającą naiwnością, myśląc, że Kaczyński może z nim współpracować. Żaden wytrawny polityk, który żyje z pieniędzy dostarczanych z budżetu, nie pozwoli, by zniszczył to rodzący się masowy ruch obywatelski – podkreśla jednak dr Jabłoński.
Niedowiarek smoleński
Dla skupionego wokół PiS środowiska znaczenie ma coś jeszcze. Otóż Kukiz kilka miesięcy temu w wywiadzie dla RMF FM tak mówił o katastrofie smoleńskiej: "Nie wiem, czy to był zamach, czy to nie był zamach. Co do jednego nie mam wątpliwości: że katastrofa świadczy o strasznym stanie bezpieczeństwa państwa. Dotyczy to i PiS-u… przecież lot organizowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, ale również Ministerstwo Obrony Narodowej".
Te słowa mogą dziś posłużyć jako dodatkowy argument do walki z Kukizem. I już służą. "Zawsze 'nie wierzą' w zamach w Smoleńsku, a często brutalnie atakują tych, którzy pracują nad wyjaśnianiem katastrofy" – pisze o Oburzonych Piotr Lisiewicz z "GP".
Stwierdza też, że Kukiz dołączył do grona polityków Solidarnej Polski i PJN, którzy nagle zmienili front i zaczęli dystansować się od teorii Antoniego Macierewicza ws. Smoleńska.
– PiS i "Gazeta Polska" to de facto to samo. Środowisko Kaczyńskiego boi się, że przestanie być jedynym słyszalnym ugrupowaniem na prawicy, a to paliwo smoleńskie przecież z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się wyczerpuje. Ktoś taki jak Paweł Kukiz, który racjonalnie patrzy na Smoleńsk, jest na tym polu niewygodny – mówi naTemat Paweł Poncyljusz, jeden z polityków, który zakładał PJN.
"Sojuszników sobie nie szukam"
Co na to wszystko Kukiz? W rozmowie z naTemat przekonuje, że atak z prawej strony jest naturalną konsekwencją działania Oburzonych. – Jeżeli atakuje się system i wszystkie podmioty polityczne, które dzięki niemu osiągają korzyści, to jest oczywiste, że taki atak musiał nastąpić – stwierdza.
Jak mówi, rzeczywiście w pewnych kwestiach światopoglądowych bliżej mu do PiS, ale sojuszników sobie tam nie szuka: – Pochodzę z prawicowego i konserwatywnego domu, więc trudno żebym miał inne poglądy. Natomiast jeśli chodzi o poglądy gospodarcze, to bliżej mi na przykład do Centrum im. Smitha niż do pisowskiego socjalizmu.
Na koniec deklaruje też, że mimo sprzeciwu lewej i prawej strony, ruch Oburzonych osiągnie to, co sobie założył. – Nie liczę na nikogo, tylko na siebie. Jestem pewien, że moje i moich przyjaciół działania w ciągu dwóch lat doprowadzą do rozbicia tego systemu.
Piosenkarz Kukiz nie musi znać się dogłębnie na polityce, ale prezes PiS musi i się zna. Powinien więc łagodnie wytłumaczyć piosenkarzowi, jakie praktyczne skutki JOW miałyby w polskiej sytuacji.