
Tim Mielants dalej podążą ścieżką zahaczającą o społeczne dylematy. Po "Drobiazgach takich jak te", które były poświęcone pralniom magdalenek, kieruje się w stronę szkoły poprawczej. "Steve" belgijskiego reżysera opowiada historię chłopców i nauczycieli, których system z góry spisuje na straty. Za rolę dyrektora placówki dla "ciężkich przypadków", która ledwo wiąże koniec z końcem, Cillian Murphy zasłużył na owacje na stojąco.
Choć Tim Mielants pochodzi z Belgii, jego dusza i filmowe wyczucie są idealnie skrojone pod społeczne komentarze, którymi zarówno na małym, jak i dużym ekranie szczycą się Brytyjczycy. "Steve" na podstawie powieści Maxa Portera zabiera widzów do Anglii połowy lat 90., przedstawiając dzień z życia dyrektora pewnego poprawczaka, któremu w jedną dobę wszystko sypie się na głowę.
Recenzja filmu "Steve" z Cillianem Murphym. Niechciane dzieci
Steve zaczyna dzień od wstania lewą nogą. Zapomina o wizycie telewizji w prowadzonej przez siebie szkole dla "odrzuconych przez resztę świata" chłopców i – jak na złość – jedno złe zdarzenie (bądź potknięcie) rodzi kolejne. Dyrektor musi zapanować nad wścibskimi dziennikarzami, bezdusznymi deweloperami, łobuzującymi uczniami, przygnębionymi nauczycielami. I nad swoją psychiką, obecnie w stanie ruiny.
Owszem Cillian Murphy zasłużył na Oscara za "Oppenheimera" w reżyserii Christophera Nolana, aczkolwiek uważam, że nie do twarzy mu w biografiach, które z założenia krępują kreatywność aktorów. U Mielantsa, z którym pracował nad niedocenionymi "Drobiazgami takimi jak te", Irlandczyk stawia na autentyczność. Jego występ porusza się po cienkiej linii między wyuczonym scenariuszem a improwizacją.
W dramacie "Steve" odbiciem lustrzanym postaci granej przez Murphy'ego jest Shy, chłopak o dużym potencjale, dużej wrażliwości i dużej chęci samozniszczenia.
Chybotliwa kamera częściej skupia się na opiekunie niż na jego podopiecznym, ale jeśli zestawimy sceny Shy'a ze scenami Steve'a, ujrzymy, że są one komplementarne. Powieść Portera koncentruje się przede wszystkim na umyśle nastolatka – adaptacja odwraca więc główne role, widząc w postaci dyrektora szansę na pełniejszą narrację.
"Steve" jest niezwykle aktualnym obrazem, gdyż ukazuje, jak system zawodzi nauczycieli z powołania i idącą z nimi w parze młodzież. Społeczną frustrację Mielants uwzględnia zarówno na papierze, jak i poza nim, dając operatorowi kamerę do ręki (dlatego jest tak chwiejna) i zamykając obsadę w klaustrofobicznej przestrzeni.
Wystarczyło 90 minut, by opowiedzieć spójną historię, ukazać wycinek z życia przeciętnego pracownika zakładu poprawczego, który w trudnych nastolatkach widzi coś więcej niż przeszkodę.
Zobacz także
