– Przede mną chłopak wyciągnął skręta i po prostu zapalił. Nawet się z tym nie krył. Wokół siebie mogłem naliczyć co najmniej 5 takich osób – mówi mi jeden z uczestników Orange Warsaw Festival. Kilkanaście innych osób, które uczestniczyły w koncertach, potwierdza te doniesienia. Chociaż na Stadionie Narodowym był zakaz palenia czegokolwiek, to zielony dym unosił się tam dość często.
Janek naliczył pięciu palaczy. – Nie chowali się, nie stali w kółku, nie udawali, że tego nie robią. Facet obok mnie po prostu wyjął jointa i z pełną radością sobie go zapalił. Zero stresu – opowiada 24-latek, który był na koncertach zarówno w sobotę, jak i w niedzielę.
Wszyscy jarali gandzię
Jego słowa potwierdzają w rozmowie ze mną kolejne cztery osoby. – Byłem na Offspringu i kilka razy poczułem, że ktoś pali marihuanę. Przy zamkniętym dachu. Można było bez problemu zobaczyć kto, bo nikt się z tym nie krył. To grupka ludzi, koło 30-stki, która stała przede mną. W trakcie koncertu jakby nigdy nic wyciągnęli skręta i go zapalili. Wszyscy skakali, a oni robili swoje – opowiada mi kolei Michał. Inni dodają: przede wszystkim było czuć, mniej widać. Nic dziwnego – marihuana ma wyjątkowo intensywny i charakterystyczny zapach. Choć ktoś, kto go nie zna, nie zorientuje się, co tak pachnie.
– Podawali sobie jointa bez żadnych oporów, całymi grupami, po kilka osób – dodaje Maria, stała bywalczyni Orange Festivalu, która pojawia się tam co roku. Moi rozmówcy podkreślają jednak, że w zasadzie nie przeszkadzało im, że była to marihuana. Denerwował natomiast sam fakt palenia czegokolwiek. – Mnie to wkurzało tak jak fajki, bo był zakaz palenia, dach zamknięty i po prostu dymi prosto w twarz – mówi dziewczyna.
Ochrona łapała
Co na to organizatorzy? Jak dowiadujemy się w firmie Rochstar Events, która organizowała całe wydarzenie, ochrona egzekwowała zakaz palenia. – Nie ma osobnego zakazu palenia papierosów i marihuany. Ochrony było bardzo dużo i tam, gdzie widziano palących cokolwiek, ochrona interweniowała – mówi nam jedna z osób zajmujących się festiwalem.
Oficjalnie też firma informuje, że ochrona nie otrzymała żadnych zgłoszeń dotyczących palenia marihuany podczas koncertu. Gdyby takowe otrzymała, na pewno reakcja by była. Jak dodaje osoba pracująca przy samej obsłudze całego wydarzenia, ochrona nie musi wiedzieć, czy ktoś pali marihuanę czy nie. Ma egzekwować zakaz palenia i tyle, ale nikt nie będzie dociekał, czy to marihuana, papierosy czy może tytoń smakowy.
Pracownik dodaje też: – Ja nic o tym nie wiedziałem. Nie słyszałem też, by ktoś skarżył się kolegom z ochrony. Może po prostu ludziom to nie przeszkadza? A ochrona na pewno łapała wszystkich palących, których zobaczyła, bo takich sytuacji przez cały weekend było co najmniej kilkadziesiąt. Ochroniarze podchodzili i prosili o zgaszenie papierosa i nie zdarzyło się, by ktoś się o to kłócił. Może palacze marihuany, widząc nadchodzącą ochronę, jeszcze zawczasu wyrzucali – słyszymy.
50 tysięcy i kilku palaczy?
Przedstawiciel Rochstar podkreśla także, że ochrona każdemu palącemu, którego zobaczyła, zwracała uwagę. – Ale na stadionie było ponad 50 tysięcy osób i też trudno, aby nawet liczna ochrona wyłapała wszystkie takie przypadki – słyszymy w firmie.
Policja mogłaby interweniować tylko wtedy, gdyby organizator bądź ktoś z uczestników zgłosił palenie marihuany. A jak informuje nas Komenda Stołeczna Policji, takich zgłoszeń na pewno nie było z festiwalu. Moi rozmówcy, którzy na koncertach byli i poczuli zielone wibracje, na pytanie: czemu nie zadzwoniłeś po policję, tylko pukają się w głowę. "Jasne, na pewno błyskawicznie wyłapaliby z tłumu tych, którzy palą".