– Czyż można tak otwarcie, cóż ludzie powiedzą – śpiewał przed laty Michał Żebrowski w teledysku do "Pana Tadeusza". Dziś znany i ceniony aktor już się o to nie martwi i z dumą maszeruje przez miasto w nietypowym dresie. Nic w tym dziwnego, gdyż pogłoski o śmierci dresów są mocno przesadzone. – Dresy wkraczają na salony – twierdzi projektantka Ewa Morka. I trudno się z tym nie zgodzić, bo czasy, kiedy w dresach na mieście można było zobaczyć tylko "chłopaków z Pragi" już minęły.
Ten widok mógł zdziwić. Fotoreporter czasopisma "Party" przyłapał Michała Żebrowskiego na ulicach w Warszawy w – lekko mówiąc – nietypowym stroju: dresowych "śpioszkach". Aktor przyzwyczaił nas do swojego nienagannego ubioru tym razem naprawdę zaskoczył. Nie oznacza to jednak, że Żebrowski przestał dbać o swój wygląd. Przeciwnie. Aktor śledzi trendy, a nawet został bywalcem pokazów młodych, polskich projektantów. Ci zaś w ostatnim czasie nie boją się sięgać po najzwyklejszy dres.
Bandyci w szelestach, geje w bawełniakach
W latach dziewięćdziesiątych dres był domeną sprzedawców na bazarach. Odwiedzający "Jarmark Europa", czyli Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, wiedzą o czym mowa. – Dziś dresy noszą zupełnie inni ludzie. To, co jeszcze niedawno było obciachem przedarło się do mainstreamu. Za jakiś czas znowu dres wróci do obciachu i tak w kółko – mówi projektantka Ewa Morka.
Sportowe stroje były dziesięć lat temu domeną nie tylko "podwórkowców" i "bazarowiczów", ale i bandytów. Kto dziś nosi dresy? To osoby, które nie pamiętają tamtych czasów. – Są jak tabula rasa – mówi Ewa Morka. Dres nie ma budzi w nich negatywnych konotacji, a stanowi wyraz ich osobowości, miejskości, stylowości. – Utarło się przekonanie, że dresy są w dobrym guście. To synonim nowego minimalizmu. To strój, pod który można podpiąć bardzo wiele pojęć. Że jesteśmy młodzi, podążamy za skandynawską modą i jesteśmy cool – wymienia projektantka.
Michał Żebrowski pokazuje, że dres jest dziś strojem absolutnie uniwersalnym i nie jest zarezerwowany tylko dla młodych. Według Morki, jest on jednak domeną głównie homoseksualistów. – W kolorowych dresach chodzą bardzo modni geje. Oni lubią kolorowe bluzy, czasem w pstrokatych kolorach – twierdzi zaskakująco projektantka.
Dziennikarka Paulina Młynarska przyznaje, że bardzo często zdarza jej się chodzić w dresie. Tyle tylko, że nie jest to dla niej strój na każdą okazję. – Mam głęboko w poważaniu modę, bo jest okrutnym narzędziem wykluczenia i zniewolenia – mówi. I dodaje, że dres wpisuje się w pewną antymodę i jest czymś zwyczajnie wygodnym. – Nie wyobrażam sobie życia bez gaci dresowych. Na przykład w Zakopanem jest to mój podstawowy strój. Dres nie interesuje mnie jednak jako rzecz modna i droga – mówi Paulina Młynarska.
Dres wkracza na salony
Kiedyś dres kupowało się na targu za kilkanaście złotych. Dziś w markowych sklepach płacimy za nie kilkaset złotych. Są jednak tacy, którzy są w stanie wydać na dresową spódnicę czy bluzę jeszcze więcej. Po szare dresy sięgają coraz częściej znani projektanci. – Marki bardzo mocno promują dresową modę i kupują je coraz bardziej "eleganccy klienci". Do takich spodni bez problemu zakłada się dziś buty na wysokim obcasie – mówi Morka.
Paulina Młynarska zdradza, że była wielokrotnie przekonywana do występu w dresie podczas programów i eventów. Dziennikarka przyznaje, że niektórzy potrafią zrobić doskonałą stylizacje z dresami w roli głównej. Twierdzi jednak, że czasem po prostu nie wypada ich nosić. – Ja lubię dres miły, stary i wyciągnięty. Gdy ktoś próbuje namówić mnie do modnej dresowej kurteczki w której miałabym wystąpić, to choćby nie wiem jak by była ładna, nie jestem w stanie się przemóc i jej założyć – wspomina dziennikarka.
Czy popularność dresu jest już na tyle duża, że można się w nich pokazać dosłownie wszędzie? – Są tacy, którzy czują się na tyle wyluzowani i umieją dobrze zestawić swój strój, że byliby gotowi pójść w dresie nawet do opery – twierdzi Ewa Morka. Jej zdaniem, popularność sportowych strojów nie przyszła jednak oddolnie, a jest efektem ogromnej machiny marketingowej która sprawiła, że dres stał się dziś naszym znakiem rozpoznawczym w Europie.
– Moda na szary dres jest zjawiskiem typowo polskim. Wysyp marek bazujących na dresówce ma się nijak do tego, czym zajmują się zachodni projektanci. U nas udało się wypromować te ubrania, jako produkt uniwersalny. Gdy taki przekaz pojawi się kilka razy, ludzie stwierdzają, że to faktycznie ładne i wygodne. Najpopularniejsze są dresy wzorowane na starodawne i streetowe. Mają niewiele wspólnego z uprawianiem sportu i są sporo droższe. Ich popularność została nam podana przez marki. To nie jest ruch oddolny – uważa blogerka naTemat.
Prawdziwych dresiarzy już nie ma
Wyginęli? Zmienili styl? A może zapadli się pod Ziemię? Jedno jest pewne. Dresiarze, którzy jeszcze kilka lat temu stanowili stały element polskiego krajobrazu, dziś stanowią jedynie relikt przeszłości i żyją w małych, podwórkowych społecznościach. Dresiarz to nie tylko człowiek przebrany w strój zaprojektowany do uprawiania sportu. To styl bycia. Dresiarze z lat dziewięćdziesiątych mieli swoje zasady, kulturę, język i obyczaje. Prawo było dla nich jedynie powodem do śmiechu, a spokój innych obywateli mieli za nic. Liczyła się jedynie rozrywka, łatwa kasa zdobywana często w drodze przestępstwa i szacunek ulicy. To wszystko w oparach "browca" i skuna.
– Kiedyś dres był stanem umysłu – mówi nam projektantka Ewa Morka. – Jak się patrzyło na chłopców w "beemkach" i ciuchach adidasa to śmiało można stwierdzić, że tworzyli pewną subkulturę. Mój mąż kiedyś kupował na stacji paliw miniaturkę BMW. Sprzedawca stwierdził: to "dresowóz" – wspomina projektantka.
Dresy były wtedy swoistym "must have". Trzy paski na bluzie czy spodniach były niczym belki na wojskowym mundurze. Symbolizowały twoją sprawność fizyczną, fakt posiadania "kasy" na markowe ciuchy i przynależność do podwórkowej społeczności. Do tego zestawu obowiązkowo należało wyposażyć się w stosowny kajdan na rękę i złoty łańcuszek na szyję, koniecznie z krzyżykiem.
Ładnemu we wszystkim ładnie?
Ewa Morka twierdzi jednak, że moda zmienia się na tyle, że trudno dziś mówić o sztywnych regułach. Przypomina, że przecież jeszcze niedawno jeansowe spodnie uznawane były za typowy casual, w którym nie wypada pokazać się na salonach. A teraz? – Ostatnio czytałam, że aktorka Magdalena Cielecka miała na sobie jeansy i szpilki, czyli "zawsze eleganckie zestawienie". To pokazuje, że wypada je dziś nosi już wszędzie – mówi projektantka.
Czy taki sami los czeka zwykłe, szare dresy? – Jak ludziom jest wygodnie, to niech noszą co tylko chcą. Firmy są w stanie przyszyć metkę do wszystkiego i będą nam serwowały także dresy. Myślę nawet, że dres nie jest dużo brzydszy, niż niejedna koszmarna miniówa ze skóry. A jak ktoś ma dobry gust, to i w dresie będzie super wyglądał – twierdzi Paulina Młynarska.