
Widziałam kiedyś ranking pozycji seksualnych, gdzie brane były pod uwagę satysfakcja i łatwość wykonania. Tak samo powinniśmy oceniać długie weekendy.
REKLAMA
Długi weekend to wyczekany tygodniami czas tycia i kretyńskich zabaw. Uwielbiam obie rzeczy! Nie wiem po co wyjeżdżać daleko, skoro na wyciągniecie ręki jest grill pachnący kiełbasą, spalonym tłuszczem z poprzedniej biesiady i naftą. Jestem też fanką smażonej ryby podanej na papierowym talerzu z piwem w plastiku. Zawsze to biorę, nawet jeśli jest możliwość luksusowej wersji w szkle. Mój mózg odbiera to jako sygnał, że właśnie zaczął się relaks. Przełączam się na tryb wakacyjny.
Najlepsza w polskich długich weekendach jest totalna zamuła. Można jeść, pić i spać od rana do wieczora. Czytać przypadkowe powieści lub miesięczniki z ostatniego pół roku olewając wszystko dokoła. Robisz jedną rzecz kilkanaście godzin, w dzień lub w nocy. Prowizorki też są świetnie. I spontany. Kiedy zabraknie zapałek a papierosy nęcąco leżą obok, trzeba próbować z drewnem albo krzemieniem. Jaka jest radość, kiedy pocieranie się uda. Stajemy się na chwilę dzikimi ludźmi. Lecimy pijani kąpać się do jeziora, choć wiadomo, że nie wolno. Pewnie dlatego wszyscy to robią. W domu można wreszcie wypróbować pozaznaczane przepisy z książek kucharskich, oby nie za ambitne i połączyć to z maratonem seriali. Albo prościej: chipsy plus tv, powtórki Familiady to atrakcja sama w sobie.
W większej grupie wygrywają gry. Uważajcie, bo wciągają na dłużej. Znajomi zaczęli grać wieczorem w karty i kiedy skończyli, okazało się, że jest już rano, więc pojechali prosto do pracy. Inni tak wkręcili się w grę planszową, że siedzieli 8 godzin, z czego pierwsze trzy nad samą instrukcją. Jak już się przez nią przebrnie, polecam Tabu i Dixit – zabawę w zgadywanki i skojarzenia dla kilku osób. Najlepiej kiedy zawęzi się tematy, na przykład do seksu albo wspólnych znajomych. Wtedy każdy artystyczny symbol i pseudonaukowa zagadka śmieszą do łez. Podobnie jest z kalamburami, do których nie trzeba nawet sprzętu.
Ale z drugiej strony po co się aż tak wysilać. Widziałam kiedyś ranking pozycji seksualnych, gdzie brane były pod uwagę satysfakcja i łatwość wykonania. Najgorsze współrzędne osiągnęła „taczka”. Gdyby podobnie oceniać najbardziej odmóżdzające zabawy, wygrałoby pewnie uderzanie głową w ścianę (polecane jako szybki spalacz kalorii po grillu), a zaraz po nim podnoszenie nogi znajomego. Jedna osoba staje trzymając się czegoś, druga podnosi jej nogę pod kątem dziewięćdziesięciu stopni czyli po prostu do pionu. Przyjemność jest duża, jeśli totalnie się rozluźnimy. Cudowne uczucie lekkości. Obsługiwany zdaje sobie sprawę, jak ciężkie są nasze kończyny. Nie mówiąc o efekcie wizualnym dla zaskoczonego obserwatora. Z fizycznych zabaw polecam też bardzo niedoceniane łaskotki, uniwersalne zawsze i wszędzie.
Więc jeśli naprawdę chcecie się zrelaksować, olejcie ambitne plany i postawcie na najprostsze zabawy. Niech torby na śmieci będą potem pełne syfu. Gwarantuję, że to zadziała. Reklamacje do mnie.
