Zimowy horror na najwyższym szczycie Polski. Cudem uszła z życiem.
Zimowy horror na najwyższym szczycie Polski. Cudem uszła z życiem. Fot. Piotr Wojtkowski, Shutterstock

Groźny wypadek na Rysach: turystka zsunęła się 400 metrów stromym żlebem. Ratował ją wojskowy śmigłowiec, a ratownicy wprost mówią o cudzie.

REKLAMA

Do wypadku doszło w sobotę około godziny 9 na szlaku prowadzącym na Rysy, na jednym z najbardziej stromych i wymagających fragmentów drogi na najwyższy szczyt po polskiej stronie Tatr. Według relacji ratowników turystka w pewnym momencie straciła stabilność na oblodzonym, ośnieżonym stoku – mogła potknąć się albo zahaczyć zębem raka. W zimowych warunkach na takiej stromiźnie to wystarczy, by zamienić ostrożne podejście w gwałtowny, niekontrolowany zjazd.

Kobieta zsunęła się około 400 metrów w dół Rysą – stromym żlebem, którym prowadzi szlak. Przy takiej długości upadku najczęściej dochodzi do bardzo poważnych urazów, dlatego ratownicy podkreślają, że tym razem o wyniku przesądziła mieszanka szczęścia i warunków śniegowych. Poszkodowana doznała obrażeń, ale nie są one bezpośrednim zagrożeniem dla życia.

– Turystka potknęła się albo zahaczyła rakiem, po czym straciła równowagę i zaczęła spadać Rysą. W wyniku tego upadku kobieta doznała urazów niezagrażających życiu. Tutaj, możemy mówić o dużym szczęściu, ponieważ przeleciała około 400 metrów. Udało się tam dolecieć śmigłowcem wojskowym, turystce została udzielona pomoc przez ratowników TOPR – informuje redakcję TVN24 Rafał Mikler, dyżurny Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Wojskowy śmigłowiec w akcji

Ze względu na trudny teren i wysokość, na której doszło do wypadku, do działań włączono wojskowy śmigłowiec. Maszyna pozwoliła szybko dotrzeć ratownikom w bezpośrednie sąsiedztwo miejsca zdarzenia, co w zimowych Tatrach ma bardzo duże znaczenie – podejście piesze mogłoby trwać zbyt długo, a każda dodatkowa minuta spędzona na mrozie pogarsza stan poszkodowanego.

– Faktycznie można mówić o wielkim szczęściu, a nawet i cudzie – mówi w rozmowie z Interią ratownik.

Ratownicy TOPR udzielili kobiecie pierwszej pomocy na miejscu, zabezpieczyli ją i przygotowali do ewakuacji lotniczej. Następnie turystka została przetransportowana do szpitala. Jak podkreślają służby, przy tak długim zjeździe po twardym śniegu finał mógł być zdecydowanie bardziej dramatyczny.

Miękki śnieg zamiast skał

W Tatrach obowiązuje obecnie pierwszy stopień zagrożenia lawinowego. W praktyce oznacza to, że na szlakach zalega śnieg, który w wyższych partiach bywa zmrożony i bardzo twardy, a miejscami przykryty cienką miękką warstwą.

To właśnie ta miękka pokrywa mogła uratować życie poszkodowanej. Zamiast serii uderzeń o lód i skały, część energii upadku została rozproszona w śniegu, który zamortyzował zjazd. Przy bardziej lodowych warunkach lub skałach na torze lotu, skutki mogłyby być zupełnie inne.

Zima w Tatrach. Sprzęt to nie wszystko

Ratownicy TOPR zwracają uwagę, że w ostatnich dniach w Tatrach rośnie liczba niebezpiecznych zdarzeń. W statystykach dominują poślizgnięcia się na lodzie i upadki na stromych odcinkach szlaków. Coraz więcej osób wychodzi w góry z rakami i czekanem, ale wciąż nie wszyscy mają praktyczne umiejętności ich używania.

W wyższych partiach gór raki są podstawowym elementem ekwipunku. Ważne jest jednak nie tylko ich założenie, lecz także pewność w stawianiu kroków, umiejętność utrzymania równowagi na stromiźnie i znajomość technik hamowania upadku. Jeden źle postawiony krok, zahaczenie zębem o spodnie czy niekontrolowany ruch może skończyć się setkami metrów zjazdu.