Najlepsze i tak są numery zespołowe. Mój ulubiony nazywa się „Pani Sosińska”. Wybieraliśmy sobie w kilkanaście osób ofiarę, najlepiej jakiegoś zarozumialca, który się naraził. Dzwoniliśmy do niego przez cały dzień, każdy chciał rozmawiać z panią Sosińską. „Dzień Dobry, mogę mówić z Marią Sosińską?”, „Proszę z Sosińską” itp. Ofiara najpierw mówiła, że to pomyłka, potem zaczynała się dopytywać o numer, w końcu orientując się, że coś jest nie tak, składała
broń. Ale musiała odbierać, bo zawsze może przecież dzwonić ktoś z rodziny. Wieczorem rozbrzmiewał ostatni telefon. Dziewczyna z najpoważniejszym głosem cedziła spokojnie do zmęczonego odbiorcy: „Dobry wieczór, mówi Sosińska. Czy były do mnie jakieś telefony?”. To, co słychać wtedy po drugiej stronie jest nagrodą za dzień ciężkiej pracy: wkurzenie, konsternacja, czasem wybuch śmiech.