
Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" nie owija w bawełnę. Na okładce ostatniego numeru rycina: Putin kroi nożem europejski kontynent, a za jego plecami, trzymając przyjaźnie i wspierająco ręce na ramionach prezydenta Rosji, stoi uśmiechnięty Trump. Podpis: "Dwóch złoczyńców, jeden cel. Jak Putin i Trump atakują Europę".
Dosadne? Nawet nie. Po prostu prawdziwe. UE przeszkadza już nie tylko Moskwie i Pekinowi, ale też Waszyngtonowi. Jej dezintegracji chcą zatem nie tylko nasi dotychczasowi wrogowie, ale i niedawny sojusznik.
– Donald Trump prowadzi politykę, która generalnie jest dobra dla Polski, służy Polsce – rzekł tymczasem na antenie radia Tok FM Wojciech Kolarski z Kancelarii Prezydenta, odziedziczony przez Karola Nawrockiego po Andrzeju Dudzie. Minister do tej pory z niczego spektakularnego nie zasłynął, no to była i została wykorzystana okazja. Jak człowiek powie coś głupiego, to jest większa szansa na przebicie się do opinii publicznej.
Zapewne dlatego Kolarski kontynuował w natchnieniu, że "polityka Donalda Trumpa stwarza Polsce możliwości osiągnięcia ważnych korzyści na arenie międzynarodowej". Moja propozycja jest taka: niechaj minister spróbuje stworzyć katalog tychże korzyści, byśmy wszyscy oczy nacieszyli i ducha nakarmili. Czekamy.
Karol Nawrocki zaprezentował z kolei daleko idącą pogardę wobec swojej własnej cywilizacji. W Rydze oznajmił, że "musiał przyjść Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych, żeby powiedzieć do Europy Zachodniej tak, żeby zrozumiała", po czym zgodził się ze stawianą przez Trumpa diagnozą, zgapioną zresztą od Putina, że Stary Kontynent gnije i upada, przeżarty jakąś "ideologią" (raz to Zielony Ład, kiedy indziej gender albo neomarksizm, co tam komu ślina na język przyniesie).
Ciekawe, czy polski prezydent łyka też narrację, w której to Rosja jest ostoją "tradycyjnych wartości"? Bo jak się podoba gdzie indziej i co innego, to przecież nikt nie broni wyjeżdżać i się życiowo instalować pod – we własnym mniemaniu – lepszym niebem.
Na przykład swój pobyt na Białorusi zachwala niestrudzenie były sędzia Tomasz Szmydt. A siedzi tam od półtora roku, to się już pewnie zdążył zorientować we wszystkich zaletach reżimu Łukaszenki. Może kolega byłego sędziego, kursujący między Budapesztem a Brukselą, zakręci do Mińska? Wszak pisze, że Europa "ślepawa, głuchawa, pokryta grubą warstwą zwietrzałego pudru, zdegradowana przez lata rządów lewactwa", a skoro tak jest, to dlaczego raptem jego centrum spraw życiowych stała się stolica Belgii, gdzie przecież kwitnie na całego ten wstrętny "romans z islamskimi migrantami"? I dzieci tam zabrał, do szkół posłał, zgroza! Do Mińska, Panie Ministrze, by odetchnąć powietrzem wolności! I Janusza Kowalskiego wziąć koniecznie!
Szansa, liczne szanse
Jest takie ładne słowo: hipokryzja.
Przy czym niektórzy próbują być też sprytni, na przykład była premier Beata Szydło, która wie, że wciąż w Polsce jest więcej tych, którzy sobie życia poza Unią nie wyobrażają niż tych, dla których jest eurokołchozem (zresztą ich pod swój sztandar zwołał już Grzegorz Braun). Stąd na spotkaniu z wyborcami w Brzozowie (tym samym, które Morawiecki wybrał zamiast narady przy Nowogrodzkiej z prezesem Kaczyńskim) swe prawdy wykładała ostrożnie.
Oto Unia jest "gwarancją naszego bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego", ale "została zdegenerowana" i dlatego "mamy prawo na nią narzekać" oraz "podjąć naprawę". Ani słowa o tym, że gdybyśmy zaczęli naprawiać Wspólnotę podług wytycznych polityków PiS, to na pewno przestałaby nam ona gwarantować cokolwiek.
Szansa. Albo nawet liczne szanse mają nam, Polsce, Polkom i Polakom, dawać próby ułożenia się biznesowego otoczenia Donalda Trumpa z rosyjskim dyktatorem kosztem Kijowa i kosztem bezpieczeństwa Europy.
Mariusz Błaszczak tak to widzi. Jeśli istnieje jakiś problem, to tylko taki, że skoro obecny rząd jest nieudolny (a takie jest podstawowe założenie), to nie będzie tych szans potrafił wykorzystać. Panie Przewodniczący, do dzieła! Pan nakreśli te szanse! Czy jest możliwość taka, że na tych kontraktach, które z firmami rosyjskimi zawrze zięć Trumpa i jego koledzy, i my, Polska, dalibyśmy radę się obłowić? Ścieżki do bogactwa, leżącego za Uralem, wytyczyć, drogę nam wskazać, uprasza się serdecznie.
Na koniec – prezes Kaczyński ubolewający, że nie mamy "jakiegokolwiek wpływu na to, co się dzisiaj dzieje i co jest ogromnie ważne wokół Ukrainy". Ale, ale! Przecież prezydencki minister Marcin Przydacz oznajmił w radiu Tok FM, że Trump i Nawrocki odbyli telefoniczne rozmowy między 3 września, czyli wizytą Nawrockiego w Waszyngtonie a grudniem. Dopytywany, nie chciał zdradzić, ile było tych rozmów, kiedy i o czym.
Sposób, w jaki odpowiadał, czytelnie zdradzał, że jednak nikt ani nie dzwonił, ani nie odbierał. A skoro tak, to choć Nawrocki chciał od rządu przejąć odpowiedzialność za relacje polsko-amerykańskie i raz mu się nawet udało wykolegować Tuska ze zdalnej konferencji z Trumpem, to pary nie starczyło na więcej. Szkoda.
Byłoby nawet śmiesznie, gdyby czasy nie były tak groźne.
