
Ligia Krajewska: [Te obietnice - przyp .red.] To zupełnie nierealne pomysły. Czyste chciejstwo. Człowiek składający takie obietnice okłamuje Polaków.
Robert Mazurek: Ten człowiek to Donald Tusk.
Ligia Krajewska: Słucham? […] No tak... (cisza) Przyzna pan, że w odniesieniu do PiS te plany brzmią bardzo nierealnie, a dokument, na który się pan powołuje, prezentował całość, czyli projekty i sposób ich finansowania. Tym różnimy się od PiS. Poza tym powstał w innej sytuacji gospodarczej.
Publicysta Adam Szostkiewicz przyznaje w rozmowie z naTemat że ma "pewien problem" z tym wywiadem. Pomimo, że dostrzega wpadkę posłanki PO, ma również wiele zastrzeżeń wobec autora wywiadu. – Źle sądzę o całej sprawie. Jak ktoś chce się uważać za dziennikarza stojącego na pierwszej linii, to nie zastawia sideł na kogokolwiek. Tak mnie uczono. Wszyscy wiedzą, że istnieje coś takiego jak prowokacja dziennikarska, która niekiedy przynosi nagrody lub wzbogaca wiedzę społeczną. Nie bardzo widzę, w jaki sposób pułapka zastawiona przez Mazurka na nieszczęsną posłankę wzbogaciła naszą wiedzę – mówi publicysta "Polityki".
Komentatorzy zgodnie twierdzą, że bulwersujący wywiad to jedynie wierzchołek góry lodowej. – Z piosenki zespołu Tilt wiemy, że politycy kłamią. W tym przypadku, mamy do czynienia z czymś znacznie gorszym. To brak wiedzy i kompetencji. Polityk na poziomie posła powinien bardzo dokładnie znać dokumenty programowe. Powinien rozpoznawać je po samej frazeologii. Jak ktoś nie zna programu swojej partii oraz politycznej konkurencji, to za co mu płacimy jako społeczeństwo? – pyta retorycznie Chwedoruk.
Nieznajomość programów partyjnych to z pewnością domena niejednego posła. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, skoro z programów tak niewiele wynika, a ważniejsza od treści jest osoba, która ją wygłasza. – To wszystko jest elementem składowym polityki ciepłej wody. Nie obchodzą nas programy i konkrety w nich zapisane. Ważny jest dla nas święty spokój i w miarę stabilne życie. A te programy nie są łatwe w lekturze – komentuje Rafał Chwedoruk.
Poseł Ligia Krajewska zamierza podać do sądu autora wywiadu w "Rzeczpospolitej". Robert Mazurek nie uwzględnił bowiem autoryzacji, podczas której posłanka naniosła, jego zdaniem, zbyt daleko idące zmiany. Krajewska miała dokonać "masakry" tekstu, która całkowicie zmieniała kompromitujące ją wypowiedzi, a stawiane pytania czyniła bezsensownymi. Dziennikarz zdecydował się nie uwzględnić autoryzacji.
Można zmienić jakiś błąd rzeczowy, w nazwisku, w dacie… ale nie służy temu, żeby pisać wywiad na nowo. A pani Krajewska zorientowała się po rozmowie, że nie wypadło to najkorzystniej, no, ale na litość Boską… tak nie można.
– Mam z tym kłopot – komentuje sprawę Adam Szostkiewicz, którego trudno posądzać o sympatię do Roberta Mazurka. Publicysta przyznaje jednak, że obowiązek autoryzacji jest kuriozalny. – Ucząc studentów, zniechęcałem ich do autoryzacji. Uważam, że jak ktoś zgadza się na rozmowę, a wiadomo że efektem będzie druk tekstu, bierze odpowiedź za to, co mówi. A już w szczególności dotyczy to polityków – mówi dziennikarz z trzydziestoletnim doświadczeniem.
Czytaj także: