Dziennikarz śledczy Jarosław Jabrzyk (P) w filmie "W imieniu Kościoła".
Dziennikarz śledczy Jarosław Jabrzyk (P) w filmie "W imieniu Kościoła". Fot. TVN

Jarosław Jabrzyk i Bertold Kittel ujawnili w programie "Superwizjer", że dwaj agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zostali współpracownikami oszustów. Przestępcy wystawiali fałszywe potwierdzenia utylizacji odpadów, na czym państwo miało stracić miliony złotych. O pracy dziennikarza śledczego opowiada nam Jarosław Jabrzyk z Superwizjera TVN.

REKLAMA
Podobno pana profesja, dziennikarsto śledcze, zanika w polskich media.
Nie odnoszę takiego wrażenia. Wydaje mi się, że jeśli ktoś bardzo chce się zajmować tym rodzajem dziennikarstwa, to znajdzie drogę żeby to robić.
Ale na to potrzeba pieniędzy. Coraz mniej redakcji stać na finansowanie kosztownych i długich śledztw dziennikarskich.
To prawda, ale są też media, które uznają dziennikarstwo śledcze za ważny element, nie pozamykały działów śledczych a nawet inwestują w ich rozwój. To prawda, że teraz to głównie telewizje, a nie gazety, ale ja znalazłem swoje miejsce w TVN i jak widać mogę tutaj realizować swój zawód.
Prowadzone przez pana śledztwa trwają kilka tygodni, a nawet miesięcy. To luksus w mediach.
Nie jest tak, że nie ma u nas żadnej presji czasowej. Ona jest jak w każdym medium, nie ma dziennikarstwa bez presji czasowej. Wydaje mi się nawet, że w prasie ona jest mniejsza, bo nie ma tam strony realizacyjnej. A nagranie materiałów i stworzenie z nich spójnego materiału to benedyktyńska praca. Przy pisaniu artykułu nie ma tego problemu.
Ile trwało przygotowanie materiału "Odwróceni agenci CBA"?
Informację o sprawie dostaliśmy ponad 7 miesięcy temu. Wtedy zaczęliśmy pracę nad tym, nagraliśmy pożegnanie tych agentów w barze niedaleko delegatury w Katowicach.
Obawialiście się, że agenci zorientują się, że są nagrywani. Wtedy się udało. A później?
Tak jak widać w naszym materiale, nigdy nikt nie zorientował się, że takie nagrania robimy.
Skąd wiedzieliście, że kierownictwo delegatury CBA w Katowicach wie o nieuczciwych interesach dwóch agentów?
Nie mogę tego panu powiedzieć. Ale nasze informacje potwierdził dzisiaj rzecznik CBA. A my po prostu wiedzieliśmy.
W materiale jest groteskowa scena, kiedy spotykacie się z Bartoszem B., pracującym dla kryminalisty byłym agentem CBA. B. jest przekonany, że nie jesteście dziennikarzami, ale agentami służb specjalnych i wychodzi. Kontaktował się z wami później?
Nie. Ani on nie dzwonił do nas, ani my do niego.
Dlaczego sądził, że macie podrobione legitymacje prasowe?
Nie mam pojęcia. Może sam stosował podobne metody. Albo był przekonany, że do takich informacji mogą dotrzeć tylko agenci, a nie dziennikarze.
Pojawia się pan na wizji, chociażby dzisiaj. Nie przeszkodziło to panu w pracy?
Taka jest specyfika mojej pracy, że muszę czasami pojawić się w telewizji. Rzeczywiście kilka osób rozpoznało mnie na ulicy. Ale jeśli chodzi o prowokacje dziennikarskie, to nie biorę w nich udziału osobiście, zawsze korzystam z pomocy osób trzecich, dlatego nie ma zagrożenia, że jakiś materiał zostanie spalony, bo ktoś mnie rozpoznał.
W jaki sposób znajduje pan tematy na materiały?
To wynik wieloletnich kontaktów. Pracuję w tym zawodzie już 15 lat i ludzie wiedzą, czym się zajmuję. Dlatego przychodzą do mnie urzędnicy, osoby ze sfery publicznej i opowiadają mi o sprawie, pytają czy nie chcę się nią zająć. Nie wszystkim jestem w stanie się zająć, dlatego wybieram taką, która jest najlepsza i najciekawsza. Niektóre tematy biorą się też z maila od zupełnie nieznanych osób. Część materiałów to pogłębienie tematu funkcjonującego w sferze publicznej, który nie został jeszcze dobrze udokumentowany i można go pogłębić.
Jak wygląda przygotowanie materiału? To głównie spotkania z ludźmi czy żmudne przeglądanie dokumentów?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy temat wymaga innego podejścia. Sytuacja jest zwykle dynamiczna i trzeba do niej podchodzić kreatywnie. Czasami trzeba przekopać się przez sporo dokumentów, a czasami umiejętnie dotrzeć do ludzi, którzy mogą ruszyć sprawę dalej.
Jaką tematykę pan preferuje? Przestępstwa gospodarcze czy sprawy dotyczące polityki i urzędników?
Zajmuję się tematami, które mnie interesują, które są ciekawe. To jedyne kryterium wyboru. Jeśli za ciekawy i perspektywiczny uznam temat dotyczący gospodarki, to się nim zajmuję, jeśli polityczny, to go robię, nawet jeśli za taki uznam temat społeczny, to go zrealizuję.
Który ze zrealizowanych przez pana reportaży dostarczył panu najwięcej satysfakcji?
Ciężko jest mi wybrać coś konkretnego, sporo tego było. Na pewno był to film o kościelnej Komisji Majątkowej "W imieniu Kościoła" z zeszłego roku. To była naprawdę ciężka praca. Pracowaliśmy nad tą sprawą dobre 8 czy 9 miesięcy, więc byliśmy bardzo zadowoleni, kiedy udało nam się to wszystko doprowadzić do końca. Jednak przez taki tryb pracy równolegle prowadzi się kilka, a nawet kilkanaście spraw. Ale całe szczęście udaje mi się to wszystko prowadzić.
Czytaj też: