Nikt nie jest samotną wyspą, czy każdy jest kowalem własnego losu?
Nikt nie jest samotną wyspą, czy każdy jest kowalem własnego losu? fot. Shutterstock

Nikomu nic nie zawdzięczam, sam do wszystkiego doszedłem – mówi w wywiadach i dziennikarka Monika Olejnik, i nastoletni milioner Piotr Kaszubski. Tymczasem Tytus Hołdys, właściciel warszawskiej klubokawiarni rozprawia się z tym hasłem, mówiąc, że powiodło mu się dzięki bliskim. Gdzie leży prawda? Jak twierdzi psycholog biznesu Jacek Santorski tym razem wcale nie po środku.

REKLAMA
"Mam 26 lat i wydaje mi się, że trochę rzeczy już w życiu zrobiłem" – powiedział w rozmowie z naTemat Tytus Hołdys, właściciel popularnej klubokawiarni w Warszawie. Syn popularnego muzyka szybko dodał jednak, że sukcesu na klubowej scenie stolicy nie zawdzięcza wyłącznie sobie, a ludzie, którzy doszli do wszystkiego sami po prostu nie istnieją. "Po urodzeniu musieliby się przecież zaszyć w lesie i nauczyć się każdej rzeczy, łącznie z czytaniem i pisaniem" – powiedział. Ale czy na pewno ma rację?
Nic, nikomu
"Nikomu nic nie zawdzięczam, sam do wszystkiego doszedłem" to częste zdanie wypowiadane przez tych, którym udało się osiągnąć coś w polityce, biznesie, którzy zrealizowali swoje zawodowe cele lub po prostu zarobili dużo pieniędzy. Hasło ma być sposobem na budowanie własnej marki, podkreślenie osiągnięć, albo odcięcie się od znanych rodziców.
O tym, że do wszystkiego doszła sama, mówiła między innymi dziennikarka Monika Olejnik. Zaznaczyła to w wywiadzie dla tygodnika "Polityka" po tym, jak prawicowe dzienniki wzięły się za lustrowanie jej korzeni. Podobne deklaracje składały na łamach mediów i Aleksandra Kwaśniewska, i Kasia Tusk – córki byłego prezydenta i obecnego premiera. Dla nich odcięcie się od rodziców było sposobem na budowanie własnej marki w świecie mody.
"Do wszystkiego doszedłem sam, ciężką pracą" jak mantrę powtarza też Piotr Kaszubski, 20-letni milioner, właściciel kliniki medycyny estetycznej. Jak zapewniał w wywiadzie dla naTemat, na swój sukces pracował od najmłodszych lat. Zaczął od… odkładania pieniędzy, które wydałby na drożdżówki. Później miał wywozić odchody ze stajni i występować w teledyskach.
Nikt nie jest samotną wyspą
"Pycha". Tym jednym słowem podobne deklaracje określa jednak psycholog Zuzanna Celmer. Jej zdaniem osoby, które tak chętnie przekonują innych, że nikomu niczego nie zawdzięczają, po prostu nie doceniają tego, co w ich życie wnieśli rodzice, znajomi, ludzie spotkani na życiowej drodze.
– Nikt nigdy do niczego nie doszedł sam – nie ma wątpliwości nasza rozmówczyni i zwraca uwagę, że każdego z nas ukształtowały lektury, doświadczenia, spotkania, odebrana edukacja. Podobnie jak Tytus Hołdys, przywołuje też przykład bezludnej wyspy. Tym razem tej, na której rozbił się robinson Cruzoe. Choć faktycznie przetrwał on na niej zupełnie sam, korzystał przy tym ze wszystkich umiejętności, które nabył w domu.
– Nasz problem polega na tym, że nie potrafimy docenić, jak duży wkład mają inni ludzie w nasze życie. O innych mówimy dobrze zwykle wtedy, gdy umierają, widać to w nekrologach publikowanych w prasie. Ciekawe, czy ci, którzy umieszczają te wszystkie miłe słowa, zdobyli się na nie za życia opłakiwanych osób? – mówi Zuzanna Celmer.
Dwie strony medalu
Izabella Łukomska-Pyżalska, prezes Warty Poznań i blogerka naTemat przekonuje, że sprawa nie jest tak prosta. Bo z jednej strony, owszem, na drodze do sukcesu spotykamy wiele osób, które mogą mieć na nas ogromny wpływ, ale z drugiej to od nas ostatecznie zależy, co z tym zrobimy.
– Do zakładania, otwierania i zarabiania na własnej firmie potrzeba na pewno dużo samozaparcia, poświęcenia, pracowitości, umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się prawo, przepisy i na ludzi, od których akurat jesteśmy mniej lub bardziej zależni – mówi. – Wiele osób boi sie pracy na własny rachunek, woli mniejszą odpowiedzialność pracując dla kogoś. I dobrze, bo nie może być samych szefów, lub samych podwładnych – kwituje.
Zdaniem prezes Warty Poznań, stwierdzenie "doszłam do wszystkiego sama" czy "doszedłem do wszystkiego sam" nie jest powinno być traktowane dosłownie. – Jest podkreśleniem zacięcia, odwagi, pracowitości, podejmowania ryzyka.
Kowal własnego losu
O to, czy można do wszystkiego w biznesie dojść samodzielnie, zapytałam też prof. Jacka Santorskiego, psychologa biznesu i współwłaściciela firmy doradczej Values. Odpowiedzią były wyniki badań amerykańskiego teoretyka zarządzania Jima Collinsa. W najnowszej książce "Great by choice" Collins analizuje kariery osób osiągających niesłychane sukcesy w biznesie. Obserwuje, że w tej grupie są tacy, którym los generalnie sprzyja: mają rodzinę, przyjaciół, dogodne warunki lub wręcz przeciwnie, muszą się mierzyć z niesprzyjającymi zrządzeniami losu: wypadkami, katastrofami.
– Okazało się, że nie ma korelacji między tym, czy los sprzyja, czy nie, a sukcesem w biznesie. Ostateczną instancją, która o tym decyduje okazuje się być człowiek – mówi prof. Santorski – Człowiek może znaleźć się w sprzyjających okolicznościach i schrzanić, a może spotkać się z przeciwnościami i wyjść z nich z sukcesem. W tym sensie każdy jest odpowiedzialny za swój los – mówi.
Badania Collinsa potwierdzają, że każdy jest kowalem własnego losu. Ale to tylko jedna strona medalu. Bo, jak twierdzi prof. Santorski, osiągnąć sukces to jedno, a ustawicznie podkreślać, że jest on wyłącznie naszą zasługą – drugie. Właściwe dla narcystycznej osobowości.