Platforma Obywatelska wydawała państwowe – czyli podatników – pieniądze na cygara, wina i drogie ubrania. Do tego styliści, kluby nocne czy wynajem boiska do piłki nożnej – za wszystko to płacą podatnicy. Czyżby miał to być największy skandal PO w tym roku?
Po tym, jak "Wyborcza" ujawniła na co partie wydają pieniądze z subwencji, podniosło się spore larum – między innymi o to, że PO i PiS opłacały dziennikarzy. Teraz "Newsweek" zadaje Platformie cios o wiele mocniejszy, bo opisuje, jak to Tusk i spółka wydawali pieniądze podatników na cygara, wina i inne przyjemności.
Co więc znajduje się w wydatkach partii? Jak opisuje Michał Krzymowski, prawie 250 tysięcy złotych, w ciągu trzech lat, PO przelała na konto spółki Paradise Group. Reprezentuje ona w Polsce bardzo ekskluzywne marki: Ermenegildo Zegna, Emporio Armani, Hugo Boss czy Kenzo i Burberry.
Oburzające? Niestety, im dalej w las, tym gorzej. Platforma bowiem korzystała też z usług stylistów, którym łącznie zapłacono ponad 80 tysięcy złotych od 2010 roku. Skarbnik PO Łukasz Pawełek twierdzi w rozmowie z "N", że to "wydatki na obsługę wizerunkową".
Partia Tuska nie żałuje też na wina i cygara. Firma Aga II, która prowadzi salon ze wspomnianymi dobrami, otrzymała od Platformy prawie 100 tysięcy złotych. Jak podkreśla "Newsweek", przelewy na konto sklepu potrafiły iść nawet pięć razy w miesiącu.
Platforma opłacała też z państwowych pieniędzy wynajem boiska piłkarskiego w Warszawie – premier co tydzień gra tam z kolegami w piłkę. Tylko w 2012 roku PO zapłaciła za 30 takich rezerwacji kilka tysięcy złotych. Skarbnik partii tłumaczy, że "związane to było z realizacją celów statutowych", choć zupełnie nie wiadomo, co to za cele.
Jak jednak podkreśla Krzymowski w swoim tekście, najdziwniejszym wydatkiem dokonanym przez partię Donalda Tuska jest zapłata 2,5 tysiąca złotych dla spółki Sigma Klub w 2011 roku. Pieniądze przelano kilka dni po wyborach w 2011 roku, kiedy to wspomniana firma prowadziła znany warszawski klub Rich and Pretty.
Łukasz Pawełek wyjaśnił, że były to pieniądze za "obsługę cateringową", ale dziennikarz "Newsweeka" w to powątpiewa. Rich and Pretty nigdy bowiem "nie specjalizował się w tradycyjnym cateringu". Lokal, który dziś już nie istnieje, słynął głównie z bogatej klienteli płci męskiej i pięknej klienteli płci żeńskiej. Standardem były tam tancerki topless. Krzymowski przypomina, że na filmie z otwarcia klubu widać jak trzy roznegliżowane hostessy tańczą na barowej ladzie i zlizują z siebie bitą śmietanę, a głównym punktem wieczoru była wtedy naga kobieta, z której można było zjeść sushi.
Niezmiernie więc ciekawe jest, cóż to za catering Platforma zamówiła w Rich and Pretty. Miejmy nadzieję, że za 2,5 tysiąca złotych catering usatysfakcjonował rządzących polityków.