Platforma Obywatelska wydała z naszej kasy ponad 80 tysięcy na cygara, wina i wstęp do ekskluzywnego klubu. Z państwowych, czyli naszych pieniędzy politycy postanowili poczuć się trochę tak, jakby byli w wyższych sferach. A jak się bawią wyższe sfery? Sprawdźcie.
Sobotni, ciepły wieczór. W imprezowym zagłębiu stolicy, czyli ulicy Mazowieckiej tłumy ludzi. Jest niewiele po 22, więc towarzystwo jest jeszcze raczej spokojne. Przechodzę wzdłuż szeregu klubów, w niemal każdych drzwiach ochroniarze i selekcjonerki, niektóre zapraszają do wejścia do środka. – Jestem tylko na spacerze, może innym razem – mówię. Do takich miejsc nie zaglądam za często, najwyżej kilak razy w roku. Może gdybym był działaczem Platformy Obywatelskiej, bywałbym częściej. Jak tłumaczył skarbnik partii rachunek na 2,5 tys. zł z klubu Rich&Pretty to opłata za imprezę dla osób pracujących przy kampanii wyborczej w 2011 roku.
Ostra selekcja
Jednych kwota może szokować, ale bywalcy klubów nie uznają jej za wygórowaną. – W warszawskich klubach wcale nie jest drogo – zapewnia Krystian Legierski, współwłaściciel klubu M25. – Ceny za wejście kształtują się w przedziale od 10 do 40 złotych, i to raczej kiedy jest koncert. Za whisky trzeba zapłacić od 15 do 50 złotych, drinki podobnie. Są też oczywiście miejsca, gdzie można kupić drinka za ponad 100 złotych, ale to dla tych, którzy nie mogą bawić się, jeśli nie wydadzą kilku tysięcy. Reszta oferty jest już w normalnej cenie. Warszawskie kluby, jeśli chcą być ekskluzywne, nie stawiają na odstraszanie drinkami za kilkaset złotych, ale na ostrą selekcję. Nie znam klubów, gdzie wstęp kosztuje 200 złotych – tłumaczy nasz rozmówca.
Ale takich miejsc jest niewiele. – W Warszawie właściwie nie ma ekskluzywnych klubów, jakie można spotkać w Berlinie, Paryżu, Barcelonie czy Londynie. Tam VIP-owskie miejscówki są przeznaczone głównie dla gwiazd, celebrytów, które idą tam się pokazać, wokół tego jest robiona odpowiednia otoczka. W Polsce gwiazdy nie mają takiego statusu jak na Zachodzie, u nas nie cieszą się takim splendorem – mówi radny SLD w Warszawie.
Strefa VIP
O ile naszej stolicy sporo brakuje do miast na Zachodzie, to polskim miastom dużo brakuje do Warszawy. – Warszawskie lokale z natury nie należą do najtańszych, ale ceny są wyrównane – mówi Mateusz Browiński współzałożyciel serwisu klubowa.pl. – Jednak nie ma miejsc przeznaczonych tylko dla biznesmenów czy celebrytów. Są jedynie zamknięte, wydzielone strefy. Ale wstęp do nich kosztuje kilkadziesiąt złotych, więc niewiele jak na luksus i elitarność. Te strefy są przeznaczone raczej dla stałych klientów, którzy zostawiają w barze sporo pieniędzy. W bardziej ekskluzywnych klubach barierą są też ceny. Jeśli w takim Platinium małe piwo kosztuje 17 złotych, to raczej nie chodzą tam ubodzy ludzie – wyjaśnia.
I dodaje: – Te kilka tysięcy, które wydała Platforma wcale mnie nie dziwią. Jeśli było tam kilka osób, każdy coś wypił, to rachunek szybko rośnie. Butelka Jacka Danielsa kosztuje kilkaset złotych, na tyle osób jedna nie wystarczy. Poza tym za wynajęcie loży trzeba zapłacić jakieś 200 zł i rachunek rośnie. W tym klubie mogło być drożej, ale jak widać nie przyjął się i szybko go zamknęli.
Poza znanymi klubami, są też takie, o których wiedzą tylko wtajemniczeni. – Ostatnio powstaje sporo klubów prywatnych, które nie ogłaszają się nigdzie, czasami nawet nie rejestrują działalności. Są w apartamentach, hotelach. Tam bawią się bogaci – wyjaśnia współzałożyciel klubowa.pl.
Prywatne kluby
O istnieniu takich klubów wie doskonale Magdalena Kordas z Agencji Night Guides, która organizuje imprezowe zwiedzanie Warszawy. – Są takie kluby, ale nie mogę o nich mówić – ucina. Więcej dowiadujemy się o miejscach, które są otwarte dla wszystkich. – W tych, które chcą mieć lepszą markę stosuje się selekcję. Ale jeśli ktoś jest schludnie ubrany, to powinien wejść. Takie kluby są około dwa razy droższe niż lokale dla studentów, ale to nadal niewiele. Jednak w większości można znaleźć strefę zamkniętą, gdzie można bawić się tylko wśród przyjaciół. Żeby zostać tam wpuszczonym taka grupa musi zostawić w barze około tysiąca złotych – dodaje.
Nasza rozmówczyni wśród najlepszych miejscówek w Warszawie wymienia kluby Opera, Platinium, Bank, The Eve czy Capitol. – Rich and Pretty nie był zbyt dobrym klubem, czego najlepszym dowodem jest to, że już nie działa. Platforma nie wybrała najlepszego miejsca na świętowanie – śmieje się Kordas. Ale z punktu widzenia podatników mogli wybrać gorzej. – Najdroższą grupą są kluby go-go. Tam można znaleźć w karcie szampana za 7 tys. zł. A jeden kieliszek kosztuje 250 zł, ale piją go głównie tancerki – wyjaśnia.
Nie tylko imprezy
Przelew dla nieistniejącego już klubu Rich&Pretty to nie jedyny dyskusyjny wydatek PO. Jak pisze w "Newsweeku" Michał Krzymowski partia płaciła też za cygara i wino. Te przyjemności kosztowały nas niemal 80 tys. złotych, przy tym więc 2,5 tys. na zabawę młodych działaczy partii wydaje się drobnymi. Można się tylko domyślać, że przynajmniej część win i cygar trafiała do ścisłego kierownictwa partii. Byli członkowie mówią, że nasiadówy u premiera przy oglądaniu meczu nie mogą się obyć bez dobrego wina i cygar.
Nie wiemy w jakich cygarach gustują liderzy PO, ale w ich ulubionym salonie win ceny zaczynają się od 30 złotych, sporo jest win kosztujący koło 200 zł, ale ceny sięgają ponad 600 złotych. Do taniach nie należą cygara. Są takie za kilkadziesiąt złotych, są i za kilkaset. Najdroższe to koszt ponad tysiąca dolarów za sztukę, ale o aż taką rozrzutność polityków PO nie podejrzewamy.