Jedni mówią, że potrafią uratować życie. Inni twierdzą, że to zło w czystej postaci. Pożyczki krótkoterminowe, czyli popularne "chwilówki" od lat niepostrzeżenie podbijają nadwiślański rynek usług finansowych. Są coraz popularniejsze, choć wielu nazywa je lichwą. Czy ich zaciąganie zawsze musi być złym pomysłem i dla kogo tak naprawdę są one adresowane?
Chwilówki długo były jednak tematem tabu. Reklamowane na plakatach zalewających miasta i ulotkach drukowanych na domowej drukarce nie budziły zaufania. Tym bardziej nie budowały renomy. Od niedawna "chwilówki" zaczęły być jednak masowo promowane także w mediach. Tam, dwóch nowych i dużych graczy na tym rynku próbuje przekonać nas, że branie krótkich pożyczek to nie tyle konieczność, co... styl życia.
"Chwilówki" bierze tylko patologia?
Z drugiej zaś strony wciąż są jednak ci, którzy w "chwilówkach" już się zapożyczyli, a teraz nazywają je legalnym lichwiarstwem. I przyznają, że to właśnie przez nie wpadli w spiralę długów. W rozmowie z naTemat przed pochopnym zadłużaniem się przestrzegali niedawno zarówno psychologowie społeczni, jak i ludzie pomagający bezdomnym, z których wielu trafiło na ulicę właśnie przez długi. W każdej tego typu historii "chwilówki" prędzej czy później zawsze się pojawiają.
O pomoc w odpowiedzi na pytanie, kto ma rację w kwestii pożyczek krótkoterminowych, czy ich zaciąganie zawsze musi być złym pomysłem i do kogo są tak naprawdę adresowane postanowiliśmy zapytać cenionych w swojej branży ekonomistów. – Na pewno nie jest tak, że każda "chwilówka" to coś złego. One bywają dobrym uzupełnieniem oferty instytucji bankowych. Bo polegają na tym, że są wysoko oprocentowane, ale zyskujemy to, że ilość dokumentów potrzebnych do ich zaciągnięcia jest ograniczona do minimum lub w ogóle nie są one wymagane – tłumaczy ekonomista Marek Zuber. I dodaje, że to właśnie za łatwość wzięcia tego typu pożyczki naliczane są tak wysokie odsetki, o których zwykło się mówić lichwiarskie.
W ocenie naszego rozmówcy, to wszystko mieści się jednak w koncepcji prawidłowego funkcjonowania świata finansów. – Tutaj nie ma żadnego przekrętu – zapewnia. Podkreśla jednak, że na rynku swoich sił próbuje także sporo pożyczkodawców, którzy za wszelką cenę chcą obchodzić prawo. Łatwo poznać ich po rażąco wysokich kosztach oferowanej przez nich "chwilówki". – Oni wykorzystują zawoalowane warunki w umowach i stawiają klientów w jednoznacznie złej sytuacji – przestrzega Zuber. I wyjaśnia, że w ramach tego typu usług można skorzystać także z ofert rzetelnych porządnych i uczciwych. – Zawsze będzie jednak drożej niż w banku – słyszymy.
Pożyczki krótko terminowe coraz popularniejsze
Marek Zuber przypomina, że według najnowszych danych, pożyczki typu "chwilówki" są popularne nie tylko wśród relatywnie ubogiego społeczeństwa w Polsce. To aż 30 proc. wszystkich zaciąganych kredytów i pożyczek w Europie.
Z "chwilówek" nie powinna korzystać z całą pewnością specyficzna grupa klientów. Mowa o tych, którzy biorą je tylko po to, by natychmiast wydać pieniądze na spłatę innych wierzytelności. Dla nich to zwykle ostatnia deska ratunku. Przekonanie, że "chwilówki są tylko dla patologii" powinni jednak odrzucić ci, którzy potrzebują krótkotrwałego zastrzyku gotówki. Na przykład, gdy nie ma czasu na bankowe formalności, wydatek nagli, a dobrze wiadomo, że wkrótce przyjdą środki na spłatę "chwilówki".
– Wtedy oprocentowanie już nie powinno tak przerażać. Ono rzeczywiści jest bardzo wysokie, ale w krótkim okresie czasu i w wielkościach bezwzględnych to będzie raczej mała kwota – uspokaja ekonomista. "Chwilówki" zdają się być więc skierowane szczególnie do tych, którzy choć mają stałe dochody nie mogą ich udokumentować w sposób oczekiwany przez banki. – W takich firmach nikt nie pyta, skąd weźmie się pieniądze na spłatę kredytu – stwierdza Zuber.
Nieco bardziej sceptyczny wobec "chwilówek" w rozmowie z naTemat jest jednak ekonomista i bloger naTemat Paweł Cymcyk. – W przypadku "chwilówek" nie ma łatwych odpowiedzi. Wszytko zależy od tego, po co nam tak naprawdę te pieniądze – mówi. I przyznaje, że w praktyce klientelę "chwilówek" często stanowią ludzie, którzy dają się im skusić zupełnie zapominając o zdrowym rozsądku. – Często służy to zrealizowaniu potrzeb tego rodzaju, że ktoś bierze 1 tys. zł, by kupić telewizor lepszy od tego, który ma sąsiad. Choć mógł kupić taki sam. Wtedy to bezcelowe zadłużanie się, które nie służy niczemu, oprócz spłacaniu odsetek. Zawsze więc trzeba pamiętać, że za takie pożyczki przyjdzie słono zapłacić – ostrzega Cymcyk.
Nie potrzebujesz, nie pożyczaj. Odłożone lepiej smakuje...
Wielu to jednak nie przeraża i "chwilówki" przeżywają najlepsze chwile właśnie teraz, gdy wielu Polaków zgłasza się po brakujące fundusze na wymarzone wakacje. Paweł Cymcyk zdradza, że z tego typu klientów w bankowości żartuje się, mówiąc iż nie powinni oni brać ze sobą aparatów, ponieważ i tak będą wspominać (a właściwie spłacać) wyjazd przez wiele lat. – Na takie krótkoterminowe przyjemności i uciechy lepiej po prostu odłożyć pieniądze. One wtedy o wiele lepiej smakują. No i o wiele mniej kosztują. Trzeba trochę poczekać, ale nikt potem nie myśli o odsetkach – radzi ekonomista.
Paweł Cymcyk ostrzega także tych, którzy zastanawiają się, czy nie dać się skusić kolorowym reklamom, którymi od jakiegoś czasu czaruje w telewizji kilku dużych pożyczkodawców specjalizujących się w "chwilówkach". - Każda reklama kosztuje. Skoro jakaś firma inwestuje w nią więcej niż inni, to i my musimy pamiętać, że właśnie za to więcej jej później zapłacimy. Bo nie ważne jest, jak często widzieliśmy billboard z reklamą czy spot w TV, tylko ile naprawdę procent musimy za tę pożyczkę zapłacić - podsumowuje.
Branża firm pożyczkowych zwiera szeregi i jednym głosem mówi o różnicy pomiędzy legalnie działającym biznesem, a “parabankami” do których chce ich zaliczać UOKiK. - Stawianie nas w jednym rzędzie z firmami łamiącymi prawo i określanie mianem parabanku jest krzywdzące, zwłaszcza że wszyscy pamiętamy o aferze Amber Gold. Chcemy dać jasny sygnał: nie jesteśmy parabankami, prowadzimy zgodną z prawem działalność gospodarczą - podkreśla Katarzyna Małolepszy, manager Kredito24.pl. CZYTAJ WIĘCEJ