Kulturalne obycie jest narzędziem szpanu. Może to i dobrze, bo snobizm na czytanie czy słuchanie muzyki poważnej jest względnie zdrowy. Pożywny intelektualnie. O ile nie redukuje się go do kolekcjonowania książek i płyt, bez zapoznania się z ich zawartością. Pokolenie moich rodziców szpanowało znajomością jazzu, polskiej i francuskiej poezji oraz przyswojonym w całości „Ulissesem” Joyce’a. Niedawno ukazał się „Finneganów tren” tego autora. To skłoniło mnie do przygotowania rankingu współczesnych intelektualnych snobizmów. Nie dla aspirantów. Raczej dla prześmiewców.
Lektury
Pierwszy i podstawowy obiekt pożądania – książka pod pachą. Rzecz jasna, nie byle jaka. Obserwujemy dzisiaj wielki powrót klasyki, którą młodzież czyta chętnie i na pokaz. Flaubert, Balzac, Whitman i Woolf. Gogol i Mann. Lektury szkolne, niegdyś wypierane przez naszpikowane przekleństwami dzieła postmoderny, wreszcie zostały zrehabilitowane. Jednak znajomość klasyki wsparta być musi biegłością w wydawniczej „bieżączce”.
W ubiegłym roku „top 10” lektur otwierał Michel Houellebecq z „Mapą i terytorium”. Tuż za nim plasował się autor „Wolności” Jonathan Franzen, idący ramię w ramię z Alice Munro, królową opowiadań. Ten rok w Polsce należy do Mirona Białoszewskiego, którego „Tajny dziennik” jest lekturą obowiązkową. Dla uczniów piątkowych jeszcze „Człowiek Miron” autorstwa Tadeusza Sobolewskiego. Dodatkowo wspomniany już „Finneganów tren” oraz zbiór esejów W.G. Sebalda „Wojna powietrzna i literatura” (premiera za kilka dni). Kto wybierze ścieżkę literackiego snobizmu, powinien poćwiczyć jeszcze wymowę nazwisk pisarzy. Żeby nie mówić potem, że „Elebelek to mój ulubiony autor”.
Brak telewizora
W zamierzchłych czasach chodziło się do sąsiadów „na telewizor”. Ci, którzy posiadali własny odbiornik, należeli do blokowej lub wioskowej elity. Potem, pod koniec lat 80. i w latach 90., w Polsce nastała „szklana pogoda”. Telewizor na głowę – to była norma. Teleodbiorniki zastępowały meble, uchodziły za wspaniałą nagrodę w loteriach fantowych lub robiły za prezenty ślubno-komunijne, stanowiły oznakę statusu i nowoczesności. Dzisiaj w przeciętnym polskim mieszkaniu występuje minimum jeden telewizor. To dane, jednak rzeczywistość jest taka, że u snobów telewizorów brak. Intelektualną szpanerkę – oglądanie amerykańskich seriali, teledysków oraz niszowych filmów na DVD – uprawia się za pomocą komputera. Ewentualnie organizuje się domowe „DKF-y”, dyskusyjne kluby filmowe, których podstawą jest projektor i ekran (w wersji ekskluzywnej) lub prześcieradło (w wersji podstawowej). Jedna z autorek działu Kultura i Styl w naTemat musiała udać się ostatnio do sąsiadki, by obejrzeć program telewizyjny, o którym miała napisać. Tak oto historia zatoczyła koło.
Tak głupie, że aż mądre
Skoro już o serialach mowa, jedną z póz intelektualnej szpanerki jest postawa: „jestem tak mądry, że nie muszę tego podkreślać”. Wręcz przeciwnie – mówienie wszem i wobec o swoich intelektualnych słabostkach jest mile widziane. Stąd popularność seriali, których oglądanie dawno przestało być traktowane jako tzw. „guilty pleasure”. I nie mam tutaj na myśli perełek a la serial „Mad Man”. Raczej podobne do „Beverly Hills 90210” produkcje: „Gossip Girl” oraz „Two Broke Girls”. Wymienianie się na salonach newsami o perypetiach bohaterek zostanie potraktowane jako szczyt wyrafinowania.
Korzenie
Śmiertelnie poważnie trzeba natomiast podejść do własnej genealogii. Jednym z intelektualnych snobizmów, który trzyma się mocno od kilku lat i nie chce puścić, jest poszukiwanie (przez snobów) swoich rodzinnych korzeni. Już połowa polskich studentów ma korzenie żydowskie, tatarskie lub ormiańskie. Przynajmniej tak twierdzą sami studenci. Odkrywanie rodzinnych tajemnic idzie w parze ze zgłębianiem tajników obcych kultur. Fala religijnych nawróceń to pierwszy efekt genealogicznego szpanerstwa. Drugim jest moda na naukę egzotycznych (ojczystych?) języków. Kwitną koszerne knajpy, pączkują kursy gotowania oraz rękodzielnictwa. Druga strona tego samego medalu to wysyp szlachty opłotkowej wśród młodych inteligentów. Noszenie sygnetów rodowych zamiast pierścionków podobno robi furorę w prywatnych liceach. Tym uczniom polecamy lekturę „Pamiętników” Jana Chryzostoma Paska. Przejdzie im szybko.
Smutek snobów w pięknych wnętrzach
Instrumenty
Muzyka zawsze snuła się za szpanerami. Kiedyś bebop, dzisiaj muzyka poważna lub grime czy dubstep. Na przykład, bo ciężko wymienić jeden muzyczny gatunek, którego znajomością da się dzisiaj szpanować. Pewnie im bardziej skomplikowana nazwa, tym lepiej. D'n'bass'psy'trans. Lubicie? Ja wolę glitch house post-hardcore. Oczywiście żartuję. Tymczasem instrumentem IQ-snobizmu są instrumenty właśnie. A konkretnie – nauka gry na jakimkolwiek przyrządzie muzycznym. Może to być akordeon, może być zapomniany keyboard (wraca właśnie do łask), ale przejdzie i skromna drumla. Snobi nie lubią tańczyć, jak im się zagra. Zatem grają sami, z różnym skutkiem.