Publicysta "Polityki" przeciwstawia się "populistycznemu wzmożeniu" i pisze na łamach "Gazety Wyborczej", że jemu kupowanie przez PO na cygar, win i garniturów nie przeszkadza. Dopóki stanowią margines wydatków partii.
Jacek Żakowski w swoim tekście w "GW" pisze, że doniesienia o wydatkach Platformy to sensacje "jak za najlepszych lustracyjnych czasów". Jego zdaniem, miejsce "listy Wildsteina" zajęła lista partyjnych faktur. Publicysta prześwietlanie wydatków PO i innych porównuje do "lustracyjnego obłędu, którego istotą też było robienie ze wszystkiego afery".
Jak podkreśla, nie ma nic złego w tym, że z pieniędzy z subwencji PiS płaci za ochronę Jarosława Kaczyńskiego. Bo wiadomo, że prezes takiej ochrony potrzebuje ("Kaczyńskiemu wiele osób chętnie dałoby w zęby"), a z poselskiej pensji jej nie opłaci.
Również wydawanie pieniędzy na garnitury przez Platformę Żakowski uznaje za sensowne i zasadne. "Wizerunek to narzędzie polityka" – przypomina dziennikarz "Polityki" i porównuje to do Roberta Lewandowskiego, od którego przecież nikt nie oczekuje, żeby płacił za koszulkę polskiej reprezentacji, gdy w niej gra. "A Tusk gra w niej na co dzień" – zaznacza Żakowski. I pyta czy chcemy, żeby Tuskowie, kiedy nas reprezentują na świecie, wyglądali "jak dziady".
Dziennikarza nie bulwersuje też wydawanie przez Platformę na wina i cygara czy wynajęcie boiska. Jacek Żakowski przekonuje, że przecież zwykłe firmy dają szefom np. służbowe karty kredytowe i pieniądze na to, żeby mogli oni kupować alkohol czy organizować imprezy.
"W przypadku słabo zarabiających polityków przerzucenie tego kosztu "na firmę" jest bardziej uzasadnione. Integracja na boisku, w klubie przy winie czy cygarze gra w polityce nie mniejszą rolę niż w biznesie. Mnie to nie bulwersuje, dopóki takie wydatki stanowią margines" – pisze Żakowski. I podkreśla, że "populistyczne wzmożenie" oraz rozmawianie o tym, żeby przestać finansować partie z budżetu państwa, jest groźniejsze, niż wydawanie na wina i cygara.