"Zdarzają się ludzie, którzy traktuję palenie e-papierosów jak modę" – mówi w rozmowie z naTemat Mariusz Sokół, kierownik sieci sprzedaży sklepów FREESMOKING. Przekonuje też, że nie dziwi się przypadkowi muzyka Guns N' Roses, który zatruł się paląc elektroniczne papierosy.
W naTemat sporo komentarzy wywołał tekst o tym, że gitarzysta Guns N' Roses trafił do szpitala z powodu komplikacji wywołanych używaniem zakupionego w Polsce e-papierosa. Twierdzi, że miał w sobie tyle nikotyny, jakby codziennie wypalał 33 paczki papierosów. Wierzy pan? Bo internauci nie za bardzo.
Jeśli ktoś używa e-papierosa bez głowy, to właśnie tak się kończy. Standardowa dawka nikotyny to jest "jedenastka", czyli 11 mg/ml. To jest odpowiednik paczki papierosów o mocy 0,55 mg na papieros. I teraz tak: jeśli ktoś weźmie super mocny olejek do e-papierosa, na przykład taki z 36 bądź 24 mg nikotyny, zacznie się nim mocno i odpowiednio długo inhalować, to jest na prostej drodze do zatrucia i wylądowania w szpitalu. Trzeba pamiętać, że nikotyna to szkodliwa substancja. Ja sam się zatrułem, tyle że zwykłymi papierosami. Wypaliłem całą paczkę w jedno popołudnie. Nie dziwi mnie więc, że nadużywanie e-papierosa w przypadku tego muzyka też się tak skończyło.
Czyli jednak to nie bzdura. A niektórzy odebrali tę informację jako część nagonki na e-papierosy. Rzeczywiście ma pan wrażenie, że taka nagonka się odbywa?
Od czasu do czasu słyszę krytyczne komentarze od klientów, ludzi z którymi się spotykam, a nawet przypadkowo spotkanych na ulicy, bo czasem ktoś mnie zaczepia (być może dlatego, że mam dosyć nietypowy papierosowy sprzęt). No i wtedy dowiaduję się, że e-papierosy na pewno są bardziej szkodliwe niż zwykłe. A to jest przecież twierdzenie wzięte z kosmosu. Istnieje kilka instytucji, które od dłuższego czasu badają te produkty i, przynajmniej na tę chwilę, nie mają żadnych zastrzeżeń. Oczywiście takie zastrzeżenia pojawiają się w przypadku tanich, typowo bazarowych sprzętów, które często są zanieczyszczone różnymi substancjami. Muszę powiedzieć, że to jest przekleństwo tej branży. Spokojny może być tylko ten, kto kupuje oryginalne elektroniczne papierosy sprzedawane w miejscach, które są do tego przeznaczone. Ma pewność, że to jest towar przebadany, a nie rozlewany w garażu. Każda butelka olejku za 20, a nie 8 złotych, jest certyfikowana. Ona nie zatruje klienta.
To samo mówi pan osobie, który przychodzi do sklepu i pyta o szkodliwość e-papierosów? "Nie szkodzą, proszę palić"?
Odpowiadam, że na pewno są zdrowsze od zwykłych papierosów, ale nie w 100 proc. zdrowe. Według mnie to jest ta prawidłowa odpowiedź. Rzecz jasna e-papierosy mają w sobie nikotynę, a o jej szkodliwości wszyscy wiemy. Jednak jeśli chodzi o zawartość liquidu (olejku) to są tam substancje wykorzystywane w przemyśle spożywczym, w lekach, cukierkach i tego typu rzeczach. Wszystko to jest dopuszczone do obrotu.
A kto właściwie do pańskich sklepów najczęściej przychodzi? Młodzi, zamożni?
Jeśli chodzi o klientów, to jest nieziemski przestrzał. Przychodzą wszyscy: zdarzają się biedni, zdarzają się bardzo bogaci, świeżo po osiemnastce i tuż przed osiemdziesiątką. I muszę panu powiedzieć, że z bardzo różnych powodów sięgają po te papierosy. Są tacy, którzy robią to z zamiarem rzucenia palenia albo, jak ja, wybierają elektroniczne zamiast tych tradycyjnych. Zdarzają się też tacy, którzy w ogóle nie palą, tylko raz na jakiś czas fajkę wodną, i biorą sobie jakieś owocowe wkłady.
Leczenie nałogu w tym wypadku nie jest takie oczywiste. Padają argumenty, że e-papierosy wręcz sprzyjają mocniejszemu uzależnieniu.
Nie spotkałem się, żeby nałóg został wzmocniony. Jest odsetek osób, które wracają do zwykłych papierosów albo na przykład po dwóch miesiącach rezygnują ze wszystkiego. Ale są też konkretne przypadki tych, którym udało się rzucić nałóg. Mój ojciec palił i najpierw zaczął od e-papierosów z dużą dawką nikotyny, a teraz jest na "zerówce", czyli beznikotynowym olejku. Sięga po nie tylko dlatego, żeby zabić odruch, a nie z potrzeby nikotyny. Oczywiście są sprzedawcy, którzy twierdzą, że nie da się rzucić na e-papierosach. Ja mam inne przekonanie. To jest kwestia nastawienia i woli, jak zawsze w przypadku nałogu.
A co z młodymi? Brak jakichkolwiek regulacji spowodował, że po e-papierosy sięgają 12, 13-letnie osoby. Odpowiada panu ta sytuacja?
W teorii zakazu nie ma, ale akurat moja sieć stosuje zakaz sprzedaży nieletnim. Lepiej nie zarobić, a mieć święty spokój i nie robić sobie problemu. To rzeczywiście trudne do wyobrażenia, że sklep sprzedaje papierosy jakiemuś 12-latkowi. Niestety tak czasem się dzieje, a poza tym w sklepach internetowych nikt wieku nie sprawdza, więc wcale nie dziwi mnie, że sporo młodych osób zaopatruje się w te produkty.
Może to jest argument na rzecz uregulowania biznesu. Bo na razie mamy samowolkę.
Tak, szczerze mówiąc, ja jestem za częściową regulacją. Przede wszystkim chodzi o to, by ograniczyć sprzedaż papierosów, by handlować można było tylko w określonych miejscach. Nie może być tak, że schodzę do spożywczaka, a tam, między wódką a chlebem, półka z e-papierosami niewiadomego pochodzenia. Ja tego nie kupię, bo się boję. Szkoda mi zdrowia. Poza tym powiem panu, że takie tanie papierosy potrafią wybuchać. Podłączasz do ładowania, idą iskry i po wszystkim. Albo równie dobrze mogą spalić laptop.
Na Allegro można też zobaczyć dziesiątki podwójnych zestawów za 120 złotych, które oryginalnie kosztują dwa razy tyle. Skąd pochodzą? Nikt nie wie. Bywam w różnych miastach Polski i widzę, że taka sprzedaż jest dość powszechna. Nie dość, że e-papierosy można spotkać w sklepie z butami i tego typu miejscach, to jeszcze sprzedawca ma tam zero wiedzy.
Czyli nie miga się pan od regulacji?
W żadnym wypadku. Tylko trzeba byłoby przeprowadzić ją w granicach rozsądku. Nasze państwo takich granic nie ma. Raz zrobi coś za mocno w jedną stronę, innym razem w drugą. Podkreślam, że sprzedawcy e-papierosów są za tym, żeby uregulować pewne sprawy. Ale warto, by państwo przy tej okazji posłuchało głosu branży, przeprowadziło konsultacje, a nie wszystko na własną rękę.
Myśli pan, że moda na e-papierosy będzie trwała? Mam wrażenie, że na ulicach pojawia się coraz więcej osób z takim sprzętem. Zresztą nie tylko tam, bo palą też w komunikacji miejskiej, w kinach..
No właśnie. Ja jestem przeciwko paleniu w komunikacji miejskiej. Na przystankach jeszcze nie widzę problemu. Z kolei w kinie myślę, że da się wytrzymać te trzy godziny, a jeśli nie, to można dyskretnie zapalić. To kwestia kultury osobistej. Nie dmucha się przed siebie czy komuś w twarz. Tymczasem teraz widzę na przykład, że ci z e-papierosami zadymiają autobusy. Po co? Żeby pokazać, że mają i mogą.
Szpan?
Też. Pracuję w dobrej galerii, więc widzę, że czasem zdarzają się ludzie tego pokroju. Oni traktują palenie e-papierosów jak modę. Tyle że mnie się wydaje, że ta moda powoli zaczyna się kończyć. Ci, którzy mieli kupić, kupili. Ci, którzy mają palić, palą. Zostaje tylko odsetek niedobitków. E-papierosowy boom mamy już za sobą.