
Prawie połowa młodych Polaków mieszka z rodzicami. Maminsynki, niedorajdy, życiowi nieudacznicy? Skończmy z tym stereotypem. Dziś decyzja o pozostaniu w domu to wyraz zaradności. I takich zaradnych z roku na rok będzie coraz więcej.
REKLAMA
Kiedy w końcu dorośniesz? – zapytał jeden mój znajomy drugiego znajomego. Pierwszy zaraz po studiach odciął pępowinę, szarpnął się na mieszkanie w Krakowie i do rodzinnego domu wraca tylko od święta. Drugi mieszka z rodzicami, bierze urzędniczą pensję i codziennie dojeżdża pekaesem kilkadziesiąt kilometrów do pracy.
Kiedy w końcu dorośniecie? – to samo pytanie pada zawsze, ilekroć w mediach pojawią się unijne statystyki dotyczące młodych Polaków, którym nie spieszy się, by wyfrunąć gniazda. W 2011 roku Eurostat podał, że niemal co druga osoba w wieku 24-34 lata (dokładnie 44,4 proc.) mieszka z rodzicami. No i jeszcze to porównanie z innymi młodymi w UE… Na tle takiej Danii (1,9 proc.) czy Finlandii (4,1 proc.) Polacy rzeczywiście mogą wyglądać jak niedojrzali nieudacznicy, którym matka robi kanapki do pracy, a ojciec odpala kieszonkowe. Tyle że najczęściej to nie o nieudacznictwo czy "maminsyństwo" tu chodzi. Raczej o życiową zaradność, która w tej formie tuż po studiach powoli staje się koniecznością.
Oczywiście nie jest tak, że te 44 proc. młodych Polaków to wyłącznie ci, których do mieszkania z rodzicami zmusiła sytuacja. Sam znam wielu takich, którym przyświeca maksyma Ferdka Kiepskiego "Zarobić, a się nie narobić", najczęściej wygłaszana zresztą z wysokości fotela przed telewizorem. Mama nakarmi, tata rzuci groszem i jakoś to się kręci. Lenistwo po prostu.
Proponuję jednak, by odpowiedzi poszukiwać w innych statystykach. Chociażby w tej z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń przeprowadzonego w ubiegłym roku przez firmę Sedlak & Sedlak: przeciętny młody Polak tuż po studiach bierze "na rękę" 1,8 tys. złotych. Za to nie kupi nawet ćwierć metra kwadratowego mieszkania w dużym mieście. Nie mówiąc już o prowincji, gdzie może i taniej, ale za to zarobki zdecydowanie niższe od przeciętnych.
To może kredyt – przecież tysiące Polaków zadłużają się na własne M i żyją. Właśnie, bo to taki współczesny fetysz. Studia, praca i pożyczka – taką kolejność uznaje się dziś za obowiązkową. Jest wyznacznikiem sukcesu. Pytanie, czy naprawdę kredytowa pętla na szyi to lepsza, godna większego szacunku opcja, niż pomieszkiwanie z rodzicami?
Internauta Marcin tak pisze w dyskusji, jak rozpętała się wokół tego tematu na "Wykopie": "Ja mieszkam z rodzicami, ponieważ mieszkając sam musiałbym 60 proc. pensji oddawać na sam czynsz. A tak dokładam się do rachunków rodziców (od 500-1000 zł/mies). Wtedy nie miałbym szans, żeby cokolwiek odłożyć na później. I wcale nie wydaję na fanaberie. Zbieram na auto, które jest bardzo przydatne w mojej pracy. Póki co dojeżdżam komunikacją miejską. O założeniu i utrzymaniu swojej rodziny na razie mogę sobie pomarzyć".
To dość częste podejście. Nie darmozjada, który zwala się rodzicom na głowę i portfel, ale człowieka oszczędnego, który nie zakłada przecież, że tak będzie przez resztę życia. Dzięki temu, że mieszka w rodzinnym domu, może sobie pozwolić na więcej: wyjechać na wakacje, kupić czasem nowy ciuch, zainwestować w siebie. Jeszcze raz: nie kosztem rodziców, ale dzięki nim.
Podobnie jest we Włoszech. Redakcyjna koleżanka opowiada, że na jej 32-letnią znajomą, która mieszka w Rzymie w wydzielonej części domu rodziców, nikt się dziwnie nie patrzy. Wszyscy wiedzą, że trudno o pracę pozwalającą na własne mieszkanie. "Ona pracuje i miałaby pieniądze, żeby coś wynająć, ale brakowałoby wtedy na przykład na wyjazd do Indii, gdzie jeździ raz na 2-3 lata. Poza tym u niej często mieszka koleżanka, też 32 lata, która nie ma swojego mieszkania i nie stać ją na wynajem , bo pracuje w knajpie. Inni jej znajomi, choć po trzydziestce, też wynajmują domy po 2-3 osoby. Nie ma takiej presji i wyścigu szczurów: kto pierwszy kupi sobie mieszkanie na ładnym osiedlu".
To że ktoś mieszka z rodzicami, nie chce brać kredytu na całe życie, nie znaczy, że jest bezwartościowy. Może więc zamiast mówić o mentalności maminsynka i darmozjada warto uświadomić sobie, że mieszkanie z rodzicami jest w gruncie rzeczy niezłym patentem, szczególnie na okres przejściowy między studiami i własnym domem. Tym bardziej, że nic nie wskazuje na to, by sytuacja na rynku mieszkaniowym i pracy szybko się zmieniła. "Darmozjadów" będzie jeszcze więcej!
