"Żydowskie ścierwo" – tak internauci pisali o właścicielu firmy z Kielc. Językoznawczyni Marzena Borowska z Zespołu Szkół Agrotechnicznych i Gospodarki Żywnościowej w Radomiu uznała, oficjalnie i dla prokuratury, że takie wpisy to "ironia" i "satyra". Nie wiadomo nawet, czemu Borowska została powołana jako ekspert – bo zdaniem językoznawców, ona sama nie zasługuje na taki tytuł.
Sprawa jest co najmniej bulwersująca. Kielecki biznesmen zgłosił się do tamtejszej prokuratury, by zajęła się obraźliwymi wpisami dotyczącymi jego i jego rodziny. "Interes ten prowadzi typowy Gruby Żyd z wielką głową"; "Przestrzegam was przed tą firmą. To są typowi rasowi Żydzi"; "On gra nie fair, bo jest żydowskim ścierwem" – to tylko część obelg, jakie padały pod adresem biznesmena.
Prokuratura, by podjąć w tej sprawie decyzję, powołała na biegłą ekspertkę Marzenę Borowską – nauczycielkę z Zespołu Szkół Agroturystycznych i Gospodarki Żywnościowej w Radomiu. Borowska ukończyła filologię angielską i polską, a obecnie robi doktorat na UMCS w Lublinie – właśnie z językoznawstwa.
Ścierwo to ironia?
Uznała ona, że słowa "typowi rasowi Żydzi" odnoszą się do "stereotypowych cech Żydów" i nikogo nie obrażają. Z kolei wpis: "Wciąż się dziwię, że Pan nie doznał jeszcze przypadkowej kontuzji górnej szczęki. A może biali ludzie w całej swojej dobroci nie chcą aby elity straciły swojego rabina" biegła uznała za drwinę, ironię i sarkazm. Obrazy znów nie zauważyła. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", Borowska napisała w swojej opinii, że "nie są to treści ani uwłaczające godności, ani wyrażające lekceważenie i pogardę. Nie stanowią nawoływania, nakłaniania, podżegania czy podburzania w celu wywołania niechęci".
Nawet sformułowanie "żydowskie ścierwo" nie zostało uznane przez Borowską za obraźliwe. Ostatecznie więc prokuratora umorzyła postępowanie, tłumacząc, że "myślenia stereotypowego" nie można uznać za obelżywe. Językoznawcy są tym oburzeni.
Kto jest językoznawcą?
- Nadużyciem jest nazywanie przez prokuraturę i media tej pani "językoznawcą". Zadałem sobie trud sprawdzenia jej życiorysu i ona nawet nie ma doktoratu. Nie ma jej też na żadnej liście językoznawców. Kogoś po filologii nie można uznać od razu za językoznawcę – uważa prof. Włodzimierz Gruszczyński, specjalista od języka. I dodaje: - To policzek dla językoznawców.
Z kolei prof. Jerzy Bralczyk, również językoznawca, stwierdza: - Ta pani nie jest znana w środowisku językoznawców, może to dobrze, a może źle. Wszystko zależy od tego, w czym się specjalizuje, bo jeśli np. pisze doktorat z negatywnej funkcji stereotypów, to może ma odpowiednie kompetencje do wyrażania opinii w tej sprawie – mówi nam prof. Jerzy Bralczyk, jeden z najbardziej znanych językoznawców w Polsce.
Podżeganie do nienawiści rasowej
Zarazem jednak prof. Bralczyk sam mówi, że dla niego określenie "ścierwo" jest "wyjątkowo obrzydliwe". Celowo też podkreśla, że słowa "Żyd" czy "żydowskie", siłą rzeczy, są neutralne, bo dotyczą narodowości i to najwyżej my możemy im nadać negatywne brzmienie. - Ale gdyby ktoś nazwał mnie "ścierwem", na pewno poczułbym się urażony. To przecież porównywanie do zwłok zwierzęcia – mówi prof. Bralczyk.
Według prof. Gruszczyńskiego zaś, na podstawie tego, co podają media, można stwierdzić: albo Marzena Borowska wyraziła swoją prywatną, a nie fachową opinię, albo po prostu fachowcem nie jest. - Nie ulega wątpliwości, że ta pani zapewne napisała bzdury. Swoje prywatne odczucia zapewne ubrała w pseudonaukowy slang – ocenia prof. Gruszczyński, przy czym podkreśla, że opinię te formułuje na podstawie doniesień medialnych, bo wszak do samego uzasadnienia dostępu nie ma.
Oczywiście, prof. Gruszczyński przyznaje, że biegła mogła sensownie i merytorycznie uzasadnić swoją opinię, ale by to stwierdzić, trzeba by przeczytać całe uzasadnienie. Z tego jednak, co opisała "Gazeta Wyborcza", dla profesora wyłania się jeden wniosek. - To po prostu podpada pod nawoływanie do nienawiści na tle rasowym czy narodowym – stwierdza językoznawca.
Biegły nie-ekspert
Czemu prokuratura wybrała akurat panią Borowską, a nie jakiegoś znanego profesora lub doktora? Niestety, nie można się dowiedzieć tego bezpośrednio w prokuraturze, bo telefon tam milczy. Ale jak mówi nam prof. Piotr Kruszyński z Uniwersytetu Warszawskiego, jeśli chodzi o kryteria doboru biegłych, jest jedna zasada: powołany musi posiadać specjalistyczną wiedzę w danej dziedzinie. Nie musi mieć do tego doktoratu ani żadnych innych tytułów naukowych.
- Jeśli ta pani skończyła filologię angielską oraz polską to, moim zdaniem, może posiadać niezbędną wiedzę z językoznawstwa. Może profesorowie przesadzają – stwierdza prof. Kruszyński. Przypomina też, że przecież tytuł naukowy "nie chroni przed pisaniem głupot", więc trudno uznawać profesurę czy doktorat za pewny wyznacznik jakości.
Jednocześnie nasz rozmówca podkreśla, że dobór eksperta i jego kompetencje to jedno, a to, co on później stwierdzi – to zupełnie inna kwestia. Prokurator może bowiem uznać, że opinia biegłego jest po prostu źle uargumentowana lub głupia i powołać nowego biegłego. W Kielcach tak się jednak nie stało – prokurator uznał, że argumentacja Marzeny Borowskiej była wystarczająco merytoryczna i ostatecznie przyznał jej rację.
"Wszyscy ją poważają"
W zespole szkół pytam niektórych pracowników, czy Marzena Borowska kiedykolwiek, ich zdaniem, przejawiała antysemityzm lub inne tego typu postawy. Jednak jej współpracownicy stwierdzają krótko: "nie możemy o niej złego słowa powiedzieć". - To ciepła osoba, dba o dzieciaki, dobrze wykształcona, ma poważanie. Nigdy nie słyszałam, żeby źle wypowiadała się o Żydach albo w ogóle o kimkolwiek innym – mówi mi jedna z pracownic zespołu szkół.
- Jest powszechnie szanowana, bo ma bardzo dobre wykształcenie, robi doktorat, a pracuje w zespole szkół w Radomiu i jest zaangażowana – podkreśla moja rozmówczyni. O sprawie kieleckiego biznesmena, jak stwierdza, nic nie wie i trudno jej się odnieść.
Sama biegła nie odbiera telefonów, a dziennikarce "Wyborczej" powiedziała jedynie: "Widocznie nie zrozumiała pani mojej opinii, widocznie te cytaty są wyrwane z kontekstu. Dlatego proszę sobie żartów nie robić".
Trudna rola biegłego
Prof. Bralczyk podkreśla jednak, że rola takiego biegłego eksperta nie jest łatwa. - Sądy i prokuratura często zwracają się do językoznawców w takich sprawach, ale cóż taki specjalista, który nie jest jednocześnie prawnikiem, może powiedzieć? Może powiedzieć, że to wszystko zależy, od intencji nadawcy i wrażliwości odbiorcy. Bo może się zdarzyć tak, że ktoś będzie chciał obrazić, ale dla odbiorcy to nie będzie obraza. Albo odwrotnie: ktoś poczuje się urażony, choć nadawca nie miał takiej intencji – wyjaśnia profesor. Jak przypomina, by jednoznacznie ocenić jakąś wypowiedź jako znieważającą, oba te warunki muszą być spełnione.
Jak więc widać, w całej sprawie jest sporo wątpliwości – i trudności w ocenie. Teraz biznesmen z Kielc może najwyżej zwrócić się do sądu lub poprosić o wznowienie postępowania prokuratury – i wtedy, być może, ktoś przyzna, że został znieważony. Ale niewykluczone, że bardziej prestiżowy i znany językoznawca także stwierdzi, że zniewagi w wypowiedziach internautów nie ma.