Do pubu, hipermarketu, przychodni i urzędu. Rodzice zabierają dziś swoje dzieci wszędzie. O tym, że może to przeszkadzać przypadkowym ofiarom spotkania pod znakiem pieluch, smoczków i pisków, pisaliśmy już we wtorek. Ale czy rodzicom choć raz przyszła do głowy myśl, że codzienne zakupy i wieczorne imprezy nie są spełnieniem dziecięcych marzeń? Bo knajpy przyjazne dzieciom są dla nich przystosowane. Ale urzędy już niekoniecznie. I nie chodzi tu tylko o brak zabawek i mikrokrzesełek. To może być dla nich najzwyczajniej niezdrowe.
Krakowski supermarket, dzień powszedni, godzina 21.30. Średnia wieku klientów? Bardzo zaniżona. Powód? Większość dorosłych ma ze sobą dziatwę. Wśród nich kilkumiesięczne niemowlaki w nosidełkach i starszaki, które razem z zakupami wypychają marketowe wózki. Wśród nich 4-letni Janek, który od 15 minut, niewerbalnie i werbalnie sygnalizuje mamie, że chce do toalety. Zamroczona szałem przecen trzydziestoletnia kobieta nie reaguje. Dopiero rozpięcie rozporka i ostentacyjne zdjęcie spodni wyrywa matkę z amoku.
Rodzice chcą spędzać jak najwięcej czasu z maluchami. To dobrze. Ale nie zawsze szczytem marzeń dzieci jest spędzanie go w wielkiej galerii handlowej. Myślę, że od najmodniejszej elektronicznej zabawki nafaszerowanej bajerami, bardziej ucieszyłaby je stara huśtawka na osiedlowym skwerku w pogodny dzień. Popołudnie. A nawet wieczór.
Byle nie za późno. Bo większość dzieci potrzebuje ustalonego rytmu dnia. A więc konkretnej godziny na śniadanie, drzemkę i zabawę.
Mówi się, że bezdzietne osoby to zimni i skupieni na karierze egoiści. Ale zachowanie kochających rodziców w stosunku do swoich pociech często też zasługuje na taką etykietkę. Bo nie zważając na swoje maluchy zabierają je do miejsc, w których mogą poczuć się zagrożone. - Im młodsze dziecko, tym mniej bodźców na raz jest w stanie ogarnąć. Chodzi tu zarówno o te wzrokowe, jak i słuchowe. Mnogość przedmiotów i odgłosów może sprawić, że maluch będzie czuł się zagubiony i coraz bardziej zdenerwowany - mówi Jarek Żyliński, psycholog wychowawczy, blogger naTemat.
I tłumaczy, że nie tylko supermarkety są miejscami nieprzystosowanymi dla najmłodszych. Złe miejsce to każde z tych, w których za dużo się dzieje. A więc także gigantyczne ulice, której dźwięków dziecko nie może skategoryzować jako te bezpieczne lub nie. Mało odpowiednie dla dobrego samopoczucia dzieci są też wspólne wyjścia do wszelkich urzędów. - Dzieci bardzo dobrze wyłapują emocje z otoczenia. W miejscach naładowanych stresem, czują się źle, bo nastrój miejsca za bardzo im się udziela - dodaje Żyliński.
Poza tym wielkie urzędowe przestrzenie zachęcają do zabawy. Bieganina gwarantowana, a jeśli jej zabronisz, narazisz się na awanturę i płacz. A cierpliwość i tak mało przyjemnie nastawionych urzędniczek zacznie spadać na łeb. Szanse na załatwienie swojej sprawy w miłej atmosferze też.
Skutki jednorazowej wizyty w hałaśliwym miejscu mogą mieć krótkotrwały wpływ na zmianę zachowania. Dziecko będzie wtedy niespokojne, szybciej się obrazi, i bardziej roszczeniowo będzie domagać się tego, co chce.
I przejażdżka na elektronicznym autku mu tego nie zrekompensuje. Częste wizyty w urzędach i marketach wręcz przeciwnie powodują wzrost zachowań agresywnych w małoletnim, przez nie dziecko staje się nadpobudliwe i ma problemy z koncentracją.
Codzienne testowanie psychicznej wytrzymałości dziecka może zostawić trwałe ślady. - Bardzo częste spotkania z miejscami niespokojnymi, stresującymi dla dziecka, mogą mieć wpływ na jego rozwój emocjonalny. Dorośli, którzy jako dzieci wychowywali się w hałaśliwych miejscach, mogą z jednej strony do nich przywyknąć, a z drugiej odczuwać niezmiennie ten sam niepokój, jaki w tych miejscach odczuwali w dzieciństwie. tłumaczy Jarek Żyliński.
Psychika to jedno, a zdrowie fizyczne drugie. Zabieranie ze sobą dziecka do przychodni, to najbardziej ekstremalna wersja wystawienia jego odporności na próbę. Poza tym wizyta w gabinecie z małym dzieckiem, która ma być intymną rozmową z lekarzem, najpewniej skończy się gehenną wśród krzyków „Zostaw!" "Nie ruszaj” oraz sprintem w pogoni za malcem.
Dzieci nie tolerują krzykliwej muzyki i ostrych dźwięków. A w takich miejscach zazwyczaj nie można spodziewać się bibliotecznej ciszy. Nagłe, wysokie tony mogą spowodować trwałe uszkodzenia słuchu u dzieci. Podobne zagrożenie stwarza rażące światło, które o ból głowy przyprawia nawet dorosłych.
To prawda, zakupy kiedyś trzeba robić. Ale przecież nie trzeba ich robić codziennie. Można wybrać dzień, w którym znajdzie się opiekę dla malucha.
Wybieranie dla dzieci miejsc przeznaczonych tylko dla nich ograniczy zakłopotanie rodziców, ale wbrew pozorom, także stres dzieci. Jeśli więc deklarujecie miłość do swoich pociech, zmieńcie to w czyny. Będzie łatwiej i waszym maluchom, i nam, bezdzietnym. My może waszych maluchów nie pokochamy, ale was, lojalnych rodziców, na pewno!