Niemal dwa lata i pięć miesięcy po obaleniu Hosniego Mubaraka, sprawującego autorytarne rządy prezydenta Egiptu z urzędu usunięto jego następcę Mohameda Mursiego. Egipcjanie oblali egzamin z demokracji? Może nie byli na nią gotowi? Podobne obawy i pytania pojawiały się w kontekście Polski, kiedy zaczęły się podziały w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym składającym się z kandydatów “Solidarności”.
Egipt znowu nie ma demokratycznie wybranego prezydenta, a władza jest w rękach wojskowych. Zawieszono obowiązywanie konstytucji i zapowiedziano przyspieszone wybory parlamentarne i prezydenckie, a specjalna komisja dokona rewizji ustawy zasadniczej. Wszystko to efekt protestów, w których w szczytowym momencie wzięło udział 14 spośród 84 milionów Egipcjan. Byli niezadowoleni z braku poprawy sytuacji pod rządami wywodzącego się z Bractwa Muzułmańskiego Mohameda Mursiego. Ci, którzy utorowali mu drogę do władzy w 2011 roku, niecałe 30 miesięcy później dali pretekst do jego obalenia.
Jednak wywalczona demokracja daleko odbiegała od tej znanej z podręczników i praktyki państw Zachodu. Rządy Mursiego pokazały, że demokracja i liberalizm nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego. Na egipskim prawie i działaniach władz bardzo mocne piętno odcisnął konserwatywny islam. Samego Mursiego oskarża się z kolei o wielokrotne łamanie prawa. To wizja odległa od tego, co wyobrażali sobie protestujący na Placu Tahrir w 2011 roku, ale i później, kiedy przedstawiono projekt nowej konstytucji. Kto okazał się nieprzygotowany na demokrację – rządzący którzy łamali prawo, czy obywatele, którzy nie uszanowali demokratycznego wyboru i przyczynili się do obalenia władzy?
Polska gotowa na demokrację?
Podobne obawy pojawiały się w Polsce, w gorącym okresie transformacji ustrojowej. Kiedy rozpoczęły się tarcia w obozie solidarnościowym, skutkujące "wojną na górze", zastanawiano się czy to koniec krótkiej przygody z reglamentowaną demokracją? Politycy, w których ręce powierzono stanowienie prawa, nie mieli praktycznie żadnego doświadczenia w praktyce rządów, prowadzeniu negocjacji i wypracowywaniu politycznego kompromisu.
Jednak społeczeństwo chciało demokracji. – Rzeczywiście pojawiały się pytania, wątpliwości, prowadzono rozmowy, w których zastanawiano się, czy jesteśmy w stanie udźwignąć ciężar demokratycznego rządzenia. Ale nie był to temat dominujący – relacjonuje Andrzej Celiński, dzisiaj przewodniczący Demokratów.pl, w czasach PRL członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. – Takie rozmowy szybko przecinał jednak Jacek Kuroń, który mówił, że nie da się nauczyć demokracji, nie uprawiając jej – dodaje.
Nawet ostra wojna między politykami tego samego obozu, czyli słynna “wojna na górze” nie zachwiała wiary w gotowość do działania w demokratycznych ramach. – Moim zdaniem to nas nawet wzmacniało, bo znacząco zwiększało pluralizm. Niestety trzeba też przyznać, że pierwsze rządy po wyborach 1989 roku nie wyciągnęły wniosków z tego, że ludzie chcą sami sprawować władzę i poprzestano na reformie samorządowej, nie zmieniając systemu edukacji, służby cywilnej i innych. Za to niepotrzebnie straszono wtedy Wałęsą, który moim zdaniem nie miał zamiaru podważać zasad demokracji. On za to widział potrzebę sprawnych rządów, czego wyrazem była falandyzacja prawa – ocenia Celiński.
Demokracja na siłę: Irak, Afganistan, Afryka
Dlatego pomimo obaw dzisiaj jesteśmy krajem bez wątpienia demokratycznym, chociaż nie oznacza to, że nasza demokracja nie wymaga troski i ciągłego ulepszania. Ale powrotu do autorytarnych rządów nie ma się co obawiać. – Na pewnym etapie rozwoju społeczno gospodarczego ludzie nie tyle są gotowi do demokracji, co zaczynają się jej domagać – tłumaczy dr Michał Wenzel, socjolog z SWPS. Pojawiają się ruchy demokratyczne, które domagają się zmiany systemu. Spory wpływ na takie dążenia ma też sytuacja w regionie, szczególnie dzisiaj, kiedy informacje tak szybko i łatwo się rozchodzą.
Z kolei tym, co utrudnia dochodzenie do rządów ludu, jest brak tradycji demokratycznych. – Jeśli przez lata rządzono autokratycznie, to rzeczywiście droga do demokracji jest utrudniona. Ale są też różne formy autorytaryzmu, ważne jest w jakim stopniu społeczeństwo jest w stanie się zorganizować – wyjaśnia badacz. – Państwa pokolonialne, ale też Irak czy Afganistan pokazuje, że tam, gdzie wywalczono sobie demokrację, jest ona bardziej stabilna. Ten system nie może być wprowadzony odgórnie czy przyniesiony na talerzu. W Afganistanie demokracja praktycznie w ogóle nie działa, a zaczynają się odbudowywać jakieś przeddemokratyczne struktury plemienne – zauważa dr Wenzel.
W 1989 roku wiele obaw wiązało się z gotowością zaprawionych jedynie w opozycyjnych bojach polityków do rządzenia państwem. – Aby demokracja sprawnie funkcjonowała gotowi do niej muszą być zarówno politycy, jak i reszta obywateli. Dobrze, jeśli elity są wysokiej jakości, ale równie ważna jest kwestia obywatelskiej kontroli władzy i udziału obywateli w rządzeniu. To poprawia jakość sprawowania władzy i podnosi poziom obywatelskiej świadomości – przekonuje socjolog z SWPS.
"W Egipcie zabrakło Okrągłego Stołu"
Wydarzenia w Egipcie pokazują, że zabrakło tam tych kompetencji. – Zabrakło okrągłostołowych umiejętności negocjacji i dialogu. Proszę sobie wyobrazić Polskę w 1989 roku, gdyby z jednej strony siedzieli generałowie, a z drugiej religijni fundamentaliści. Myślę, że o jakiekolwiek porozumienie byłoby równie trudno – ocenia dr Michał Wenzel.
Najbardziej jaskrawe przykłady pogubienia się społeczeństwa można odnaleźć w Afryce. Gwałtowna, i często odgórna demokratyzacja okazała się zbyt dużym ciężarem dla społeczeństw, które wcześniej żyły tylko we wspólnocie plemiennej, a później pod władzą kolonialistów. Przewroty wojskowe, walki plemienne, zamachy stanu i niemal dynastyczne dyktatury to codzienność pozostawionej samej sobie Afryki. Te przypadki pokazują, że nie ma sensu uszczęśliwiać ludzi na siłę. Nadmiar szczęścia też może szkodzić. Całe szczęście w Polsce te dylematy mamy za sobą. Nawet jeśli niektórzy proponują powrót monarchii.