
Po zakończeniu kariery wymyślił, że będzie żył ze sprzedaży używanych samochodów. Średnio mu się to udawało, więc szukał innych rozwiązań. Trafiał na złych doradców. Przy takich ludziach człowiek boi się o swoje życie. Wszedł na ścieżkę bez powrotu. Gdy słyszałem o nim po raz ostatni to był w drodze do Stanów Zjednoczonych. Tam go trzeba szukać
Oliwia bije się z rywalami
Za Oceanem grał kilkanaście lat. W NHL, najlepszej hokejowej lidze świata - dziesięć. Z roczną przerwą na występy w Podhalu Nowy Targ. Jednak polskie media rzadko pokazywały go, gdy znakomicie odbierał krążek albo zdobywał bramki. Oliwa pojawiał się w sportowych wiadomościach czy w "Teleexpresie" niemal wyłącznie wtedy, gdy na lodowisku się bił. Najpierw były wzajemnie prowokacje, potem ktoś kogoś uderzył i zaczynała się walka. Lodowisko stawało się ringiem, dwóch ludzi ku uciesze gawiedzi wzajemnie się okłada, aż w końcu ktoś ich rozdziela. Ot, takie "specialite de la maison". Charakterystyczne dla NHL.
Ale kojarzenie Oliwy tylko z bójkami, sprowadzanie go do nich, byłoby nadużyciem. Podobnie nasz rozmówca, który zna go dość dobrze: - On jak na swoją posturę był świetnie jeżdżącym graczem. Do tego był bardzo silny. Ale Krzysiek przede wszystkim pełnił na lodowisku ściśle określoną funkcję, miał za zadanie ochranianie gwiazd swojej drużyny. On nie wychodził na lód z myślą w głowie: "Oho, dziś znowu komuś dowalę". To było raczej tak, że on zasłaniał rywali ciałem i z tego powodu wchodził z nimi w konflikty. Poza tym był też bardzo odważny, bo często stawał przed bramkarzem przeciwnika i zasłaniał mu krążek. Nie muszę chyba dodawać, że w takich sytuacjach krążkiem się często dostaje. A to przyjemne nie jest.
W 2009 roku w Toruniu odbyły się hokejowe mistrzostwa świata. Po nich Polacy postanowili się trochę zabawić. Skończyło się złamanymi nosami i kciukami kilku reprezentantów. Jeden z nich, Krystian Dziubiński, miał wszczynać bójki przy barze. Oliwa zasugerował mu powrót do hotelu, gdy tamten odmówił, potraktował z "plaskacza". Potem padło na Marcina Kolusza.
Drugą ''ofiarą'' Oliwy był Marcin Kolusz i jego nos. Jak wyglądała jego historia? Zaczęło się ponoć od tego, że w barze obrażał dziewczynę ex-hokeisty i ''obscenicznie przy niej tańczył''. Później akcja przeniosła się do hotelu. Pijany Kolusz, który tamtej nocy miał dość jasne priorytety, miał dobijać się do pokoju trenera kadry i krzyczał, że chce się przespać z jego partnerką. Tego dżentelmen Oliwa zdzierżyć nie mógł: - Dostał ode mnie dwa kopy w d... i lekko, z otwartej ręki, w łeb. To Kolusza tylko rozsierdziło. Uwaga - cytat dnia: - Pobiegł na górę, zawołał kilku innych hokeistów na pomoc i zeszli do mnie. Patrzę, a Kolusz wywija żelazkiem. I nie wyglądało na to, że chce coś wyprasować.
Na koniec pytam o doświadczenia ze współpracy z Oliwą. - On ma bardzo rozległe kontakty, wyrobione przez lata gry za Oceanem. To bywało bardzo pomocne - słyszę w słuchawce.