Za kilka dni w stolicy ruszą cotygodniowe dancingi nawiązujące do przedwojennej Warszawy. Przybyli będą bawić się, wspominając okres dwudziestolecia międzywojennego. Nasuwa się refleksja, jak tamten czas zapisał się w pamięci Polaków. Nijak, bo – jak przekonują nasi rozmówcy – niewiele się o nim uczymy.
Polacy często mówią o losach swoich przodków, którzy żyli podczas wojen ubiegłego wieku. Czy spoglądają na czas dwudziestolecia, jaki je dzielił? Wydaje się, że okres ten można zaliczyć do tych, które są zapomniane. Tych, którym nie przypisujemy większej roli. Z pewnością należy być ostrożnym przy uogólnianiu. Nie ma przecież dobrych metod statystycznych, które wskazałby w jakim stopniu podchodzimy do danego etapu historii.
Ciekawe są jednak zmiany podejścia do niektórych okresów historycznych. Już za kilka dni, 14 lipca, organizatorzy imprezy "Pani Minister tańczy w Dawnych Smakach" zorganizują w Warszawie niecodzienny event, któremu warto się przyjrzeć. Telewizja Kino Polska i Fundacja Kultury Polskiej będą przygotowywały cotygodniowe dancingi inspirowane dwudziestoleciem. Co ważne, przed zabawą ich uczestnicy wezmą udział w grze miejskiej.
Okazją do spojrzenia na okres dwudziestolecia okazał się nasz wywiad z dr Marcinem Zarembą o Zygmuncie Baumanie i historii, który wywołał gorącą dyskusję wśród komentujących. Jeden z czytelników zwrócił uwagę na błędne, jego zdaniem, postrzeganie okresu dwudziestolecia międzywojennego.
O komentarz poprosiliśmy dr Błażeja Pobożego z Instytutu Nauk Politycznych UW. Jego zdaniem, próba oceny politycznych motywacji pokolenia II RP i Polaków, którzy po wojnie włączali się w proces odbudowy polskiego państwa jest trudna i mogłaby stać się tematem długiej rozprawy. – Nie można, tak jak autor wypowiedzi, patrzeć na sprawę bez spojrzenia na sytuację polityczną i kontekst międzynarodowy – zauważa.
– Komuniści nie doszli przecież do władzy drogą wyborów demokratycznych, a w następstwie takich a nie innych rozstrzygnięć polityczno-militarnych II wojny. Ustanowili swoją dyktaturę przy istotnym, choć tłumionym siłowo, oporze znacznej części Polaków. Komentarz jest więc bardzo upraszczający i najlepiej świadczy o tym, że wiedza o dwudziestoleciu jest dziś bardzo powierzchowna.
Na małą wiedzę społeczeństwa o dwudziestoleciu międzywojennym narzeka prof. Tomasz Nałęcz. – Jak skomentuję słowa czytelnika? Nie zgadzam się z nimi. Popularność ruchu komunistycznego była bardzo ograniczona. Komuniści wyżej stawiali interes sowiecki niż polski. Akceptacja dla PRL nie brała się z krytycznej oceny II RP, tylko ze zrozumienia realiów świata pojałtańskiego – mówi.
Wiedza o czasie, jaki dzielił wojny, nie jest zadowalająca. Wystarczy spojrzeć na młodych ludzi, którzy niedawno ukończyli edukację. – Przyznam, że nie mam zbyt wielkiej wiedzy na temat lat 1918-1939 – mówi jeden z dwudziestolatków.
– Miałem piątkę z historii, ale nie kładziono szczególnego nacisku na dwudziestolecie międzywojenne. Pamiętam, jak mówiło się tylko o tym, że było tam wiele zmian, że dużo się rozwijało – dodaje. Zapytany, co dokładnie rozwijało się, nie potrafi odpowiedzieć.
Politolog zgadza się ze stwierdzeniem, że przeciętny Kowalski ma małą wiedzę o polskim dwudziestoleciu międzywojennym. – Starsze pokolenie pobierające nauki w szkołach PRL ma ograniczone i wypaczone spojrzenie na okres II RP, jako ideologicznie wrogi polskim komunistom – mówi. Dr Poboży uważa, że za stan wiedzy młodych Polaków odpowiada z kolei współczesny system edukacji. Mówi o przykładzie swoich studentów.
– Przychodząc na studia, często nie mają w pełni opanowanego materiału z zakresu najnowszej historii Polski. Wynika to głównie z prozaicznego powodu, że wiek dwudziesty omawiany był na zajęciach zawsze na końcu cyklu dydaktycznego, przez co albo był wręcz pomijany, albo traktowany bardzo pobieżnie – wyjaśnia. I dodaje, że problemem jest też niewielka i systematycznie ograniczana w szkole średniej liczba zajęć z historii.
Okres dwudziestolecia bogaty był w przełomowe wydarzenia, takie jak zamach majowy w 1926 roku. Józef Piłsudski dokonał wtedy przewrotu z powodu narastającego niezadowolenia społecznego związanego z kryzysem gospodarczo-politycznym. I choć nasza ojczyzna musiała radzić sobie z problemami, jakie niósł kryzys, to sprawdziło się powiedzenie: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – To wyjątkowy czas w naszej historii. Polska, która pojawiła się na mapie politycznej Europy po I pierwszej wojnie światowej była podmiotem w stosunkach międzynarodowych, a nie ich przedmiotem – wyjaśnia politolog. – Niezwykle barwne było też życie polityczne.
Porównanie dzisiejszej polityki z tamtejszą może przynieść niewygodne dla nas wnioski. – Dzisiaj nie mamy już takich sporów, jakie funkcjonowały w dwudziestoleciu międzywojennym – tłumaczy Błażej Poboży. – Polityka jest oderwana od sfery wartości, od wielkich idei, od tego, co nadawało jej sens we wspomnianym okresie. Istotą polityki był spór o coś, o sprawy ważne. Dziś politycznym paliwem są kwestie drugorzędne.
Zastanówmy się, uwzględniając wspomniany na początku tekstu cykl dancingów, czy jest szansa na odkrycie zapomnianych przez nas zakamarków historii. Zapewne radość związana z udziałem w nietypowej potańcówce nie zachęci jej uczestników do bliższego przyjrzenia się historii. Cała nadzieja tkwi w grze miejskiej. A może, poza nią, ktoś z tańczących sięgnie do internetu po informacje o dwudziestoleciu, przygotowując się na cotygodniowy bal?
Mnie zawsze ciekawi jedno. Dziś w Polsce mitologizuje się II RP jako tę Polskę wspaniałą, godną naśladowania, w uproszczeniu mówiąc prawdziwą i jedyną Polskę. Jeśli było tak dobrze, dlaczego tak wiele osób po upadku II RP wsparło budowę PRL? Dlaczego tak wielu ludzi wybitnych chciało budować socjalizm i zostało przed i po wojnie komunistami?