Wystarczy, że jesteś sławny i od razu cię krytykują. Cały szereg znanych osób dzień w dzień zmaga się z falą krytyki. A to za wygląd, a to za styl bycia. Większość z nich jest przede wszystkim znana ze swojej pracy. Jednak są też tacy, którzy robią karierę tylko dzięki hejtowi. Gdyby nie społeczna (zwłaszcza internetowa) nienawiść, na wielu z nich nawet nie zwrócilibyśmy uwagi.
Co łączy Grycanki i Piotra „PiKeja” Kukulskiego? Hejtowa sława! Choć zapewne obie strony chciałyby, aby było inaczej. Tak naprawdę ich kariery napędzane są negatywnym wrażeniem, jakie po sobie zostawiają. Gwiazd w internecie nie brakuje, ale na prowadzenie zdecydowanie zbyt często wysuwają się osoby, które zasłynęły jedynie przyjmowaniem niewyobrażalnej ilości hejtu. I tyle.
Jeśli ktoś nie wie o czym mowa, szybko śpieszę z wyjaśnieniem. Hejt bierze się od angielskiego słowa „hate”, czyli nienawidzić. Hejterzy są nienawistni i zostawiają złośliwe komentarze o autorze, bądź bohaterze tekstu. Zdarza się, że wyraz swoim emocjom dają na blogach. Hejtowani są przeważnie ci, którzy są sławni, albo żądają sławy. Zdarzają się jednak przypadki, ze niektórzy sławę zdobywają tylko i wyłącznie dzięki hejtowi. Tak jest właśnie w przypadku wspomnianych Grycanek, czy Kukulskiego.
Najman sławny dzięki Hejtowi
Do grupy można by także dorzucić Marcina Najmana. Zawodnik sportów walki bardziej znany jest z antagonizmów i porażek aniżeli sukcesów sportowych. Choć sam lubi opowiadać o swoich osiągnięciach i nie przepada za krytyką, to większość kojarzy go głównie za sprawą hejtu. Lwia część widzów oglądała jego walki zapewne tylko dlatego, żeby zobaczyć jego porażkę.
– Sama bym tego nie klasyfikowała jako sława spowodowana hejtem – uważa Barbara Sołtysińska, specjalista ds. public relations. – Najman wywołuje kontrowersje. Jednak jego sposób komunikacji nadaje mu wyrazistości i wzbudza emocje. Zobaczymy co natomiast będzie dalej z PiKejem. Na razie jest wokół niego sporo szumu, a pytanie jaki i czy jest pomysł na dalsze skapitalizowanie tego – mówi Sołtysińska
I rzeczywiście tak jest, jeśli patrzymy na karierę PiKeja. Piotr Kukulski od samego początku swojej medialnej drogi robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Pierwszy raz kij w mrowisko wsadził podczas wywiadu dla jednej z internetowych telewizji. Powiedział wtedy o sobie, że jest "zawodowym synem". To wystarczyło, by internetowy świat usłyszał o nim po raz pierwszy.
Być jak Grycanki
Swoją karierą PiKej nieco przypomina Grycanki. Kiedyś było bardzo głośno o dziedziczkach lodowego imperium. Mówiono o nich „polskie Kardashianki”. Niektórzy wróżyli, że wzorem swoich amerykańskich pierwowzorów zrobią karierę medialną. Jednak, mimo że Grycanki brylują na salonach, zawrotnej kariery nie zrobiły.
– Chwilowa sława nie jest żadną gwarancją sukcesu – mówi Sołtysińska. – Za tym co się robi musi stać jakość, jakaś wartość. Dzisiaj każdy z nas może stać się popularny na chwilę. Jednak tylko te osoby, które wiedzą, jaki będzie ich następny krok, będą w stanie to wykorzystać, bo popularność też powinna być budowana świadomie. Na samym hejcie kariery nie da się zbudować, to forma pozbawiona treści – uważa ekspert od PR.
Powracamy do przykładu Grycanek. Choć robiły wszystko, co mogły, by zaistnieć, to przejmowali się nimi jedynie hejterzy. Jak dotąd żadna marka nie chciała się z nimi związać. Wręcz przeciwnie. Chociażby ostatnio, Grycanki zrobiły sobie sesję wśród torebek Louis Vuitton. Przedstawiciele tej marki w obawie przed efektami tego czarnego PR-u szybko zdementowali fakt, jakoby były one ich twarzami w Polsce.
Oczywiście wspomniany już PiKej twierdzi, że w odróżnieniu od innych, ma pomysł na siebie. Mówił o tym niedawno w rozmowie z naTemat.
Pomysły jednak może mieć każdy. Natomiast, jak mówiła Sołtysińska, musi stać za tym jakość. Choć teraz PiKej zdaje się wzbudzać spore zainteresowanie mediów, to jeśli nie wyda dobrej płyty, zniknie tak szybko, jak się pojawił. Nie trzeba być muzycznym ekspertem, by stwierdzić, że zawrotna kariera raczej mu nie wróży. W końcu rapuje po angielsku z okropnym polskim akcentem, nie wspominając już o tekstach. Proszę bardzo – mieliście oto przykład hejtu z mojej strony.
Dawać "Grubą Świnię"
W każdy poniedziałek od rana, na portalu weszlo.com duży ruch. W komentarzach pod niemal każdym artykułem pojawiają się wpisy. „Dawać Grubasa”, albo „Gdzie jest Gruba Świnia”. Im później, tym więcej wpisów w podobnym tonie. „Grubas zaspał” to najłagodniejszy z komentarzy. W końcu pojawia się na stronie. „Jak co poniedziałek Paweł Zarzeczny”. I zaczyna się jeszcze większy festiwal „hejtu”.
Jedni całkiem ordynarnie wyzywają Zarzecznego od ściemniaczy. Piszą wprost, że wymyśla historyjki, pomieszał fakty. Inni w zabawny sposób przekręcają jego felietony, tworząc kolejne, a następnie publikują je na Facebooku. Wystarczy poczytać komentarze pod jego tekstami, by zobaczyć, że trwają istne „Igrzyska Hejtu”. Całkiem możliwe, że cyklu by nie było, gdyby nie komentarze hejterów, które dodają kolorytu do wpisów Zarzecznego.
– Tylko nudziarze nie mają hejterów – uważa sam zainteresowany, który przekonuje, że nawet na hejterów trzeba sobie zasłużyć. – Jeśli nie wzbudzasz żadnych emocji, to ich nie masz. Sam kiedyś byłem młody i jak głupi wysyłałem listy do redakcji. Teraz zauważyłem, że nic to nie zmienia. Nawet lepiej, że jest ten hejt, przynajmniej wiem, że ktoś czyta. Jednak szczerze powiem, mam w nosie to, co ludzie o mnie piszą. Niech sobie krytykują, bo tak naprawdę to tylko dwa procent wszystkich moich czytelników – uważa Zarzeczny.
I choć Zarzeczny nie do końca pasuje do zestawienia, bo znany jest ze swoich wcześniejszych dziennikarskich dokonań, to jego przykład doskonale pokazuje moc hejtu. Nieświadomie wykorzystał to Najman podczas swojej kariery w MMA. Nie wykorzystały swoich pięciu minut Grycanki. Zobaczymy, jak będzie z PiKejem.
Mogą się śmiać, że jestem “krulem rapu”, ale po wydaniu mojej płyty połowa z nich ściągnie to nielegalnie z internetu i będzie słuchała w aucie. Tacy są prawilni. Nie mam obaw, że będzie to tylko 5 minut, mam głowę pełną muzycznych inspiracji CZYTAJ WIĘCEJ