Większości rodziców tegorocznych kolonistów pewnie nawet nie przeszło przez myśl, że na wakacjach ich dziecko będzie faszerowane jedzeniem z fast foodów. Do gdańskiego McDonald's latem przychodzi co najmniej kilka wycieczek dziennie. Opiekunowie za duże zamówienie sami mogą liczyć na darmowe jedzenie, więc chętnie z tej opcji korzystają. – Zabiłabym, gdybym się o tym dowiedziała – mówi matka siedmiolatka. Dietetyk wylicza tymczasem przyczyny, przez które fast foody zabijają już od małego.
Nie należę do entuzjastów fast foodów. Jeśli do jakiejkolwiek sieciówki zaglądam, to zwykle tylko po szybką kawę. W środę zostałem zmuszony, by do McDonald's na gdańskim Dworcu Głównym wstąpić na chwilę, bo tylko tam mogłem skorzystać z w miarę szybkiego bezprzewodowego internetu. Jakież było moje zdziwienie, gdy siedzącego nad kawą i komputerem otoczyła mnie grupa kolonistów. Wbrew pozorom dzieci nie urwały się wcale opiekunom, by cichcem zjeść kaloryczne "pyszności". Szybko okazało się, że na obiad w tym miejscu przyprowadzili ich właśnie wychowawcy. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy dzieci wciągnęły już po hamburgerze, a opiekujące się nimi panie zakrzyknęły "kto chce drugiego?!".
Wakacyjny obiad w fast foodzie
Jak łatwo się domyślić, chcieli wszyscy. Część dzieci wyglądała w McDonald's zresztą tak, jakby hamburger był dla nich spełnieniem najskrytszych marzeń. Nic dziwnego, bo rodzice świadomi jakości jedzenia w fast foodach często omijają je ze swoimi dziećmi szerokim łukiem. Mnóstwo dzieciaków nie rozumie, dlaczego ich koledzy mogą wcinać hamburgery, a oni nie, ale ta trauma nie powinna odbić się na nich gorzej niż faszerowanie śmieciowym jedzeniem od małego.
Postanowiłem sprawdzić więc, czy w Centrum Nauki i Zabawy "Family World" w Gdyni, z którego była wczorajsza półkolonia stołująca się w McDonald's informuje się rodziców kolonistów, że ich dzieci będą karmione w fast foodach. – Wliczony w cenę turnusu jest obiad i napoje na miejscu. Codziennie mamy też wyjścia i dzieci mówią, że są po nich głodne, więc dobrze, by miały ze sobą jakąś kanapkę – informują organizatorzy półkolonii. Gdy pytam, dlaczego kolonistów "Family World" można spotkać w McDonald's słyszę, że to wyjątkowe sytuacje. Mającymi setki kalorii i okraszonymi stanowiącą ćwierć dziennego zapotrzebowania dawką soli hamburgerami koloniści są podobno karmieni tylko, gdy muszą zjeść coś podczas długiej wycieczki.
Faszerowanie hamburgerami to norma
Tak opiekują się dziećmi jednak nie tylko na tych koloniach. Gdy obsługującą mnie wcześniej kasjerkę zapytałem, czy takie wycieczki przychodzą często, usłyszałem, że... co najmniej kilka dziennie. – Dla opiekunów, którzy zamawiają tyle porcji mamy też darmową kawę i ciasteczka. To zachęca – mówi pracownica McDonald's.
- Zabiłabym, gdyby moje dziecko wróciło z kolonijnej wycieczki ze "wspomnieniami z McDonald's" – stwierdza tymczasem Weronika Traczyk z Gdańska, mama siedmioletniego Tomka. – Syn od tygodnia jest na swoich pierwszych koloniach i do szeregu obaw o to, czego może się tam nauczyć właśnie dopisałam obawę o zmianę nawyków żywieniowych – mówi. Rodzice Tomka obiecali sobie bowiem, że samemu nigdy z nim do fast foodu nie pójdą. – Dziecięcy zestaw Happy Meal to już nie jest hit, który każdy musiał mieć. A nawet jeśli nie rozumie dlaczego koledzy tam czasem jedzą, a on nie, to zrozumie, gdy koledzy będą walczyli z nadwagą albo o zdrowie – przekonuje matka.
Na takich koloniach dziecko tylko straci zdrowie
– Jeżeli takie nawyki żywieniowe są częste i zastępują obiad to jest bardzo nieodpowiedzialne ze strony opiekunów – ocenia dietetyk Ewa Ceborska-Scheiterbauer. Ekspertka w dziedzinie żywienia podkreśla, że dziś prowadzanie kolonistów do fast foodów jest tym bardziej trudne do zaakceptowania, gdyż bardzo wielu rodziców uważa, że ich dzieci nie powinny tam jeść. – Po takich koloniach cała nauka wyniesiona z domu może więc pójść w zapomnienie – tłumaczy.
A śmieciowa dieta na młodym organizmie odbija się jeszcze mocniej niż na dorosłych. – To fast foody powodują, że u dzieci pojawia się nadmierny wzrost masy ciała, który może wprost prowadzić do otyłości i kłopotów z cholesterolem. Nawet dzieci mogą mieć z nim problemy, wszystko przez fast foody. Tak samo jak przez związane z taką dietą zbieranie się wody w organizmie, które prowadzi do nadciśnienia tętniczego. Na to wszystko pracuje się już od małego. Skoro więc kilkuletnie dzieci tak jedzą, to narażają się na choroby cywilizacyjne – mówi dietetyk.
A kto zapomniało barze mlecznym?
Ewa Ceborska-Scheiterbauer przyznaje też, że żadnym argumentem nie jest fakt, iż dzieci na długiej wycieczce muszą zjeść na mieście tylko w McDonald's. Owszem muszą jeść, ale dlaczego opiekunom od razu przychodzi do głowy tylko fast food? Porównywalnie cenowo, nie mniej szybko, za to o wiele zdrowiej dzieci można wyżywić przecież w barach mlecznych. Kilkanaście lat temu o zagrożeniach związanych z jedzeniem w sieciach szybkiej obsługi mówiło się niewiele, a tymczasem kolonijnym standardem było właśnie domowe jedzenie z mlecznych.
– To o wiele lepsze rozwiązanie. Tam można dostać choćby zwyczajną zupę. Ona może będzie miała śmietanę i trochę tłuszczu, ale także świeże warzywa. Na drugie danie dzieci mogą tam zjeść normalnie przygotowane mięso albo rybę. Stary bar mleczny to więc o wiele lepszy pomysł na żywienie dzieci na wakacjach niż choćby jednorazowy wypad do McDonald's – stwierdza wprost dietetyk.