Para gejów z Wrocławia zgodnie z polskim prawem nie może zalegalizować swojego związku. Znaleźli więc alternatywę – jeden z nich przyjął nazwisko drugiego. Od kilku dni nazywają się Piotr Gajda-Sus i Michał Sus. Ich historię opisuje "Gazeta Wrocławska".
Z pozoru niewiele się zmienia w ich układzie. Wciąż obydwaj są kawalerami, niewiele wskazuje, aby mogli stać się małżeństwem. Jak sami mówią, mimo wszystko zauważają profity wynikające ze zmiany nazwiska jednego z nich i chwalą sobie profesjonalne podejście polskich urzędników.
W rozmowie przyznają, że funkcjonują jak normalne małżeństwo. Mają wspólny majątek, prowadzą jeden dom, posiadają sześć kotów i jednego psa. Nie mogą jedynie zalegalizować związku, więc wpadli na pomysł wspólnego nazwiska.
Piotr, który przyjął nazwisko partnera i zostawił swoje, przed urzędnikiem musiał podać prawdziwy powód. Do wniosku o zmianę nazwiska trzeba dołączyć uzasadnienie, że np. z nowym nazwiskiem dana osoba dobrze się czuje. Za zmianę nazwiska zapłacili w Urzędzie Stanu Cywilnego 37 zł opłaty skarbowej.
Piotr nie krył się również z prawdziwymi powodami zmiany. – Moje uzasadnienie było emocjonalne i skupiło się na trzech zasadniczych kwestiach: ułatwieniu dostępu do informacji o stanie zdrowia, na wypadek gdyby mój partner lub ja trafił do szpitala, zasygnalizowanie, że prowadzimy wspólnie gospodarstwo domowe, dzielimy się dochodami, wspólnie ponosimy koszty i udowodnieniu bycia w związku na wypadek przeprowadzania spraw spadkowych – wyjaśnia Piotr. Byliśmy bardzo zadowoleni, dowiadując się o pozytywnej decyzji.
Piotr i Michał chwalą sobie polskich urzędników. – Poczułem, że urzędnik państwowy pochylił się nad naszą sytuacją i, o dziwo, wykazał się nadzwyczajną empatią i wyrozumiałością. Po raz pierwszy poczułem, że Polska uśmiechnęła się do mnie. To miłe – przyznaje Michał.
Czy ich historia pchnie inne pary do zmiany nazwiska? W Polsce nie wiadomo, ile osób żyjących w związkach homoseksualnych zdecydowało się na taki krok, ponieważ nikt nie prowadzi takich statystyk.