kolaż: Weronika Lewandowska, zdjęcia: Tumblr
Reklama.
Dlaczego proponuję, żeby Samuel Pereira i jego przyjaciele zrobili sobie błękitną grzywkę i założył wisiorek z delfinem? Obecnie, w świecie post post post wszystkiego, bardzo trudno jest zdefiniować jakąkolwiek subkulturę, bo wszystko jest płynne. W dodatku ciężko wymyślić coś nowego w momencie, kiedy wydaje się, że wszystko już było. Jednak zagnieżdżone mocno w internecie nastolatki pokonały te bariery i jakiś czas temu pojawiła się nowa subkultura, czyli Seapunk. Mimo że jej „części składowe”, takie jak pastelowe włosy, istniały w sieci już od 2011, to zagraniczne media nieśmiało wspominały o ukształtowanej subkulturze pod koniec ubiegłego roku. Do nas błękitne szaleństwo dotarło niedawno i ukazało się szerokiemu gronu z opóźnieniem (podobnie zresztą jak hipsterzy), głównie za sprawą przetłumaczonego artykułu z amerykańskiego Vice Magazine, lecz jak widać ma już grono fanatycznych wielbicieli, co pokazuje ten printscreen, na którym widzimy moją znajomą załatwiającą mieszkaniowe sprawy za pośrednictwem facebookowej grupy młodszego rocznika na swoim wydziale.
logo
Facebook
O co chodzi tym dziewczynom? Głównie o to:
„Co tu się dzieje?” można by zapytać. Otóż dzieje się wszystko. Seapunkowa muzyka według Chicago Reader łączy w sobie techno i house lat 90 i ostatnie 15 lat popu i RnB, a to wszystko pokryte migotliwą, narkotyczną energią. Całość to wielki błękit. Natomiast jeżeli chodzi o wizualny image, to mamy tutaj jak najwięcej skojarzeń z morzem, czyli: wody, delfinów, koloru niebieskiego, rozgwiazd i fal. Do tego dochodzi garść niezidentyfikowanych, tajemniczych symboli. Członkowie subkultury ubierają się w skóry, łączą z nimi bluzy we wzory inspirowane new age, a oprócz tego mają kolorowe, z reguły niebieskie włosy, wyrazisty makijaż dużo metalowej biżuterii i szalonych dodatków (np. torebka w kształcie kraba). To wszystko brzmi w połączeniu jak jeden wielki, wariacki sen. I jest nim. Rozprzestrzenia się po świecie przez Tumblr i Instagram.

Dzieci seapunk tęsknią do niedawnej przeszłości lat 90-tych i wczesnych 2000, lubią kreskówki, samojebki i gry komputerowe. Przedstawiciele tego gatunku gardzą czasami kiedy internet nie istniał. Są ekstremalnie kreatywni i wrażliwi emocjonalnie, często nie opuszczają swoich sypialni. Uważają bowiem, że poprzez sieć są w stanie dosięgnąć każdego zakamarka świata bez przymusu opuszczania własnego domu. CZYTAJ WIĘCEJ

logo
Tumblr
Tyle w temacie nadrobienia strat, jeśli chodzi o subkultury. Jeżeli chodzi o jedzenie, jak wiadomo, przeżywamy niezwykły boom na burgery. Szkoda tylko, że właściciele zakładają nowe burgerownie codziennie, na każdej ulicy powstaje jedna za drugą, a pomysłodawcy zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że to tylko moda, która wkrótce minie. Właściwie część ludzi już się mocno znudziła. Co wtedy stanie się z tymi lokalami, kiedy już wszyscy będą mieli dość?
W temacie żywienia według Małgosi Piernik, studentki poznańskiej School of Form, która zajmuje się badaniem kulinarnych trendów, teraz najfajniejsze jest mieszanie smaków między kategoriami żywieniowymi, czyli na przykład dodawanie ziół do ciast. Rozmaryn w babeczkach cytrynowych albo lawenda w serniku. Poza tym, hitem o tej porze roku są lody wodne, które można sobie samemu zrobić z sezonowych owoców i później zamrozić. Do tego warto spróbować alternatywnie parzonej kawy, np. aeropress czy hario.
logo
Chemex http://www.strawberrykoi.com/
Oczywiście za moment podniosą się głosy, że po co mam jeść coś, co jest modne, ja będę jadł to, co mi smakuje. Czemu mi tu pani wmawia, że burgery są złe, skoro ja je bardzo lubię, i będę je jadł dalej. Co Lewandowska, mam sobie teraz zafarbować włosy na niebiesko, żeby być fajny? Nie, i słusznie, gdyby takie głosy się pojawiły, bo należy pamiętać, że moda jest tylko modą, ślepe podążanie za nią z reguły źle się kończy. To nie religia, więc należy traktować to wszystko jako informację, a nie zachęcenie do głębokich zmian w swoim życiu. Jednak warto jest mimo wszystko czasem sprawdzić co w trawie piszczy, prawda? To jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Tak więc wkrótce w polskim internecie wyleje się morze (sic!) delfinów i niebieskich włosów, które zatopi setki rozsianych po Polsce burgerowni.